[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie FAN-TAS-TYCZ-NE!
Och, Liz. Sama nie wiem. Nie...
Daj się ponieść, mała.
Mam w planie college i w ogóle...
167
I pigułki. Nie zaskoczysz po raz drugi. Nie bądz taką cholerną cnotką. Popłyń
z prądem, dziecino. Bądz taka, jaka jesteś. Przestań udawać niewiniątko.
Nie mogłabym...
Oczywiście, że byś mogła rzuciła Liz. I ZROBISZ TO. Chcesz tego. Jesteś
taka sama jak ja. Spójrz prawdzie w oczy i baw się.
Amy oparła dłoń na umywalce, aby się przytrzymać. Zawrót głowy był chyba spowo-
dowany czymś więcej aniżeli tylko narkotykami. Była oszołomiona perspektywą pójścia
na całość, stania się taką jak Liz, zapomnienia o przyszłości, skrupułach czy poczuciu
winy. %7łycie w ten sposób musi być zabawne i przyjemne, Odprężające. I WOLNE.
Liz nachyliła się w jej stronę i powiedziała:
U mnie w domu. Bezpośrednio po wyjezdzie z lunaparku. Cała nasza czwórka.
Moi rodzice mają ogromne łóżko. Pomyśl o tym, kochanie. Możesz mieć obu tych face-
tów naraz. Obaj palą się, aby dać ci to, co mają najlepszego. Ubawisz się jak nigdy dotąd.
Wiem, że tak będzie, bo ja na pewno też się ubawię, a ty jesteś taka sama jak ja.
Melodyjny, rytmiczny głos Liz jakby pozbawiał Amy całej energii i siły woli. Oparła
się o umywalkę, zamknęła oczy i poczuła, że ów ciepły, uwodzicielski głos wciąga ją
w otchłań, do miejsca, gdzie wcale nie miała ochoty się udać.
Nagle Amy poczuła czyjąś rękę na swojej piersi. Gwałtownie otworzyła oczy.
Liz dotykała jej pieszczotliwie, uśmiechając się.
Amy chciała odepchnąć lubieżną i żwawą dłoń przyjaciółki, ale nie miała dość sił, by
stawić choćby najmniejszy opór.
Zawsze zastanawiałam się, jak by to było z inną dziewczyną, no wiesz, tylko my
dwie, ty i ja stwierdziła Liz.
Jesteś naćpana powiedziała Amy. Napruta tak bardzo, że nie wiesz co mó-
wisz.
Doskonale wiem co mówię, maleńka. Zawsze się zastanawiałam... i dziś wieczo-
rem się dowiem. Zostanie nam cała masa wspomnień, dziecino.
Pochyliła się i lekko pocałowała Amy w usta. Jej język poruszał się zwinnie niczym
języczek węża. W chwilę pózniej dziewczyna wyszła z toalety, kołysząc miękko biodra-
mi.
Amy czuła się podle, zwłaszcza że doświadczyła dreszczu rozkoszy, który przeniknął
każdy cal jej ciała. Znowu zerknęła w lustro, mrużąc powieki, bo ostre światło jarzenió-
wek raziło jej podpuchnięte, zaczerwienione oczy. Własna twarz wydawała jej się dziw-
nie miękka, jakby topiła się i spływała z kości.
Poszukując w sobie po raz kolejny oznak zepsucia i deprawacji, które dostrzega-
li w niej inni, zajrzała w głąb własnej duszy. Przez całe życie matka wmawiała Amy, że
ukrywa ona w sobie jakieś nieokreślone, ale potężne zło, które należy za wszelką ceną
powstrzymać. Po latach wysłuchiwania tych ociekających nienawiścią słów szacunek
168
Amy do samej siebie z wielkiego drzewa zmniejszył się do rozmiarów cieniutkiej drza-
zgi; osobą, która przycinała drzewo i dzierżyła nóż, była jej matka. Teraz Amy miała
wrażenie, że dostrzega cień zła, które widziały w niej mama oraz Liz. Był to szczególny
cień, falująca ściana mroku na samym dnie jej oczu.
NIE! pomyślała z rozpaczą, przerażona szybkością, z jaką rozpadały się jej posta-
nowienia. Nie jestem jedną z tych osób. Mam plany, ambicje, marzenia. Chcę malować
piękne obrazy, nieść szczęście ludziom.
Bez trudu jednak przypominała sobie dreszcz rozkoszy, który przeszył ją od stóp do
głów niczym prąd elektryczny w momencie, gdy język Liz musnął jej wargi.
Pomyślała o perspektywie znalezienia się w jednym łóżku z Buzzem i Richie, którzy
mogliby brać ją jednocześnie... i stwierdziła, że nie wyobraża sobie siebie w takiej sytu-
acji.
Stojąc tak w jasno oświetlonej toalecie, czując w nozdrzach drażniącą woń pleśni,
uryny i gnijących nadziei, Amy miała wrażenie, jakby znalazła się w przedsionku pie-
kła.
W końcu podeszła do drzwi i otworzyła je.
Liz czekała na zewnątrz, pośród nocy. Uśmiechnęła się do Amy i wyciągnęła rękę.
* * *
Conrad wysłał Ducha, aby zajął się obsługą gości w barze Na stojaka , gdzie tego
wieczoru było więcej klientów niż w Tunelu Strachu. Kiedy albinos się oddalił, Conrad
zamknął kasę, a Eltona odesłał do punktu gry w rzutki, ostatniego z trzech należących
do niego stanowisk.
Elton spojrzał na niego podejrzliwie. Tunel Strachu był zbyt dochodową placówką,
aby zamykać ją o tak wczesnej porze. Jednak w przeciwieństwie do Ducha, Elton nigdy
o nic nie pytał po prostu robił to, co mu kazano.
Kiedy wszyscy klienci Tunelu Strachu wyjechali już na zewnątrz przez ogromne, wa-
hadłowe drzwi i wysiedli z wagoników, Conrad wyłączył dopływ prądu do torowiska.
Nie zgasił świateł ani nie wyłączył muzyki jeszcze ją bardziej podkręcił, tak samo jak
głos rechoczącego klauna.
Gunther obserwował Conrada z zakłopotaniem, kiedy jednak ten wyjaśnił mu sytu-
ację, zrozumiał i udał się do Tunelu Strachu, aby tam zaczekać.
Conrad stanął przy zamkniętej kasie. Kiedy klienci podchodzili do niego, pytając
o bilety, delikatnie ich spławiał. Dziś wieczorem Tunel Strachu będzie otwarty wyłącz-
nie dla czworga specjalnych gości.
169
* * *
Liz i Amy, każda ze swoim chłopakiem, po zjedzeniu lodów z polewą czekoladową
i orzechami udały się do Tunelu Strachu.
Naganiacz o wyjątkowo niebieskich oczach, który wcześniej stał na drewnianej plat-
formie, nie nagabywał już przechodzących. Stał przy kasie, która wyglądała na zamknię-
tą.
O, nie jęknęła Liz, rozczarowana. Chyba nie chce pan już zamykać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]