[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Za czysty. Nie było na nim nawet śladu kurzu i brudu, pokrywających wszyst-
ko inne w tym domu. Sprawdziłem, czy nie ma pod nim jakichś przewodów, nie
znalazłem żadnych i zdjąłem go. Nie, ściana pod nim nie była jaśniejsza. Była
dokładnie taka sama jak reszta.
Odłożyłem dzieło Moriego na parapet i wróciłem za biurko. Byłem zdziwiony;
niewątpliwie ktoś chciał, żebym się zdziwił. Ktoś najwyrazniej zabrał drzeworyt
i zajął się nim  za co byłem mu wdzięczny  a potem zwrócił. I to całkiem
niedawno. Jak gdyby spodziewał się mego powrotu.
Powinno to być wystarczającym powodem do natychmiastowej ucieczki. Non-
sens! Jeżeli to pułapka, to już się zatrzasnęła. Wyjąłem z kieszeni kurtki rewolwer
i wepchnąłem go za pasek. Ja sam nie wiedziałem, że tu wrócę. Zdecydowałem
się, bo miałem trochę wolnego czasu. Nie byłem nawet pewien, dlaczego właśnie
chciałem znowu zobaczyć to miejsce.
Rzecz była zatem zaplanowana na wszelki wypadek. Gdybym tak trafił znowu
na stare śmieci, to może po to, by zabrać jedyną rzecz warta zabrania. Trzeba więc
ją zachować i wystawić tak, bym zwrócił na to uwagę.
No dobra, zwróciłem. Nikt mnie jeszcze nie napadł, więc chyba nie chodziło
o zasadzkę. A o cóż?
Wiadomość. To była jakaś wiadomość.
Jaka? Gdzie? I od kogo?
Najbezpieczniejszym miejscem w tym domu powinien być sejf. O ile nikt go
jeszcze nie obrobił. Otworzenie go nie przekraczało możliwości mojego rodzeń-
stwa. Podszedłem do ściany, odsunąłem pokrywę, ustawiłem właściwą kombina-
cję i otworzyłem drzwiczki starą laską.
Nic nie wybuchło. To dobrze. Zresztą nie oczekiwałem wybuchu.
W środku nie było nic wartościowego  paręset dolarów gotówką, jakieś
umowy, rachunki, listy. . .
I koperta. Czysta, biała koperta leżąca na samym wierzchu. Nie pamiętałem
jej.
133
Eleganckim charakterem wypisano na niej moje imię.
I to nie długopisem.
Zawierała list i kartę.
Bracie mój, Corwinie,
było tam napisane,
jeżeli czytasz ten list. to znaczy, że wciąż myślimy na tyle podob-
nie, bym w pewnej mierze potrafił przewidzieć twoje postępowanie.
Dziękuję Ci za wypożyczenie drzeworytu  według mnie jed-
nej z dwóch możliwych przyczyn twojego powrotu do tego nędznego
Cienia. Niechętnie go zwracam, gdyż gusty także mamy podobne i od
kilku lat zdobił on moją komnatę. Jego tematyka poruszała we mnie
jakąś znajomą strunę. Zwrot tego dzieła niech będzie dowodem mej
dobrej woli i prośbą o uwagę. Jeśli chcę przekonać Cię o czymkol-
wiek, muszę być z Tobą szczery; nie będę więc prosił o wybaczenie
tego, co zaszło między nami. Prawdę mówiąc żałuję tylko jednego 
że nie zabiłem Clę, gdy miałem ku temu okazję. To własna próżność
wystrychnęła mnie na dudka. Co prawda czas zdołał przywrócić Ci
wzrok, wątpię jednak, czy kiedykolwiek odmieni nasze wobec siebie
uczucia. Twój list   Wrócę  leży teraz na moim biurku. Gdy-
bym to ja go napisał, to wróciłbym z całą pewnością, nie bez zro-
zumienia oczekuję więc Twego przybycia. A wiedząc, że nie jesteś
głupcem, spodziewam się, że nie zjawisz się samotny. W tym miejscu
dzisiejsza duma zapłacić musi za dawną próżność. Chcę Zawrzeć po-
kój, Corwinie, dla dobra kraju, nie dla mnie. Potężne siły regularnie
wynurzają się z Cienia, by atakować Amber. Nie w pełni pojmuję ich
naturę. Przeciwko tym siłom  najgrozniejszym ze wszystkich, jakie
za mojej pamięci naruszały spokój Amberu  cała rodzina zjedno-
czyła się pod moim dowództwem. Chciałbym otrzymać Twą pomoc
w tej walce. Gdybyś odmówił, to proszę, zaniechaj na pewien czas
inwazji. Jeśli zaś zechcesz pomóc, nie będę wymagał żadnego hołdu.
Wystarczy, że na czas kryzysu uznasz mnie za przywódcę.
Możesz oczekiwać swych normalnych przywilejów. Ważne jest,
byś skontaktował się ze mną i na własne oczy przekonał o prawdziwo-
ści mych słów. Nie udało mi się osiągnąć Ciebie poprzez Twój Atut,
załączam więc własny do Twego użytku. Myśl, że mogę kłamać, na-
suwa Ci się zapewne, daję jednak słowo, że tak nie jest.
Eryk lord Amberu.
134
Przeczytałem list jeszcze raz i roześmiałem się. Cóż on myślał do czego służą
klątwy?
Nic z tego, drogi bracie. To miło z twojej strony, że w potrzebie pomyślałeś
o mnie  i wierzę ci, oczywiście, przecież wszyscy jesteśmy ludzmi honoru 
ale nasze spotkanie nastąpi wtedy, kiedy ja je zaplanuję, nie ty. Co do Amberu, to,
naturalnie, martwi mnie jego sytuacja i zajmę się nią  w swoim czasie i na swój
sposób.
Popełniasz błąd, Eryku, uważając się za kogoś niezbędnego. Cmentarze są
pełne ludzi niezastąpionych. Poczekam jednak, by ci to powiedzieć osobiście.
Wepchnąłem list i Atut do kieszeni kurtki. Zgniotłem papierosa w brudnej
popielniczce na biurku. Potem wziąłem z sypialni jakąś powłoczkę i owinąłem
w nią moich wojowników. Tym razem zaczekają na mnie w bezpiecznym miejscu.
Raz jeszcze obszedłem cały dom. Zastanawiałem się, po co właściwie wró-
ciłem. Myślałem o ludziach, których znałem, gdy mieszkałem tutaj, i o tym, czy
wspominają mnie czasem, czy martwili się, gdy zniknąłem. Nigdy się tego nie
dowiem.
Nadeszła noc. Niebo było czyste i pierwsze gwiazdy świeciły jasno, kiedy
wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Klucz schowałem na miejsce, za cegłę
przy patio.
Potem ruszyłem w górę.
Na szczycie obejrzałem się. Dom zmalał jakby w ciemności, stał się cząstką
pustki, niby rzucona na pobocze puszka po piwie. Zacząłem schodzić do miejsca,
gdzie zaparkowałam wóz, żałując, że spojrzałem za siebie.
Rozdział 9
Opuściliśmy z Ganelonem Szwajcarię w dwóch ciężarówkach, którymi przy-
jechaliśmy z Belgii. W mojej były karabiny: licząc po pięć kilogramów na sztukę,
trzysta dawało jakieś półtorej tony  całkiem niezle.
Po załadowaniu amunicji zostało jeszcze mnóstwo miejsca na paliwo i zapasy.
Oczywiście skorzystaliśmy ze skrótu przez Cień, by uniknąć ludzi, którzy czekają
na granicach i tamują ruch. Wyjechaliśmy w ten sam sposób. Ja prowadziłem, by
 że tak powiem  otwierać drogę.
Prowadziłem nas przez krainę mrocznych wzgórz i rozciągniętych wzdłuż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •