[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krótkie, obcisłe spodenki skórzane, zwane syali. Do ich nogawek, posiadających na końcu
metalowe kółka, przymocowywali sztylpy. Owych syali nie zdejmowali nawet na noc do
spania.
Jakuci otoczyli podróżników półkolem. Smuga zsiadł z konia, po czym pozdrowił ich w
języku rosyjskim.
Witajcie! odparł łamaną ruszczyzną jeden z Jakutów. Czy jesteście Nucza?
Smuga nie zrozumiał pytania, albowiem mianem Nucza 127Jakuci określali białych ludzi z
południa, w potocznej zaś mowie Rosjan. Toteż pytająco spojrzał na Wilmowskiego. Ten
jednak również nie mógł odgadnąć, o co Jakutowi chodziło. Naraz Pawłow zeskoczył z konia
i zanim bosman mógł go zatrzymać, stanął u boku Smugi.
On nie jest Nucza, to Bielak! zawołał.
W tej chwili Pawłow poczuł na swoim ramieniu ciężką, twardą dłoń bosmana. Obejrzał
się, a napotkawszy grozny wzrok marynarza, zaraz usłużnie wytłumaczył po rosyjsku:
Oni Rosjan nazywają Nucza, zaś Bielak oznacza Polaka... To nic złego!
Dziękuję za... pomoc, lecz odzywaj się pan tylko wtedy, gdy cię o to poproszę
dwuznacznie ostrzegł Smuga.
Agent umilkł, uśmiechając się złośliwie. Polacy przeważnie byli znani Jakutom jako
więzniowie, gdyż surowa, odludna Wschodnia Syberia stanowiła dla rządu carskiego główny
ośrodek zesłań dla szczególnie niebezpiecznych przestępców politycznych. Tutaj większość z
nich umierała z wycieńczenia. Niektórzy zesłańcy przydzielani byli przez władze
administracyjne poszczególnym gminom jakuckim, które musiały utrzymywać ich na swój
koszt. Oczywiście na tym tle nieraz powstawały ostre zatargi, powodujące niechęć do
zesłańców.
Tym wszakże razem zamierzona złośliwość agenta chybiła celu, Jakuci bowiem
życzliwiej spojrzeli na Smugę.
Był tu już jeden taki znów odezwał się Jakut. Wszystko umiał, uczył nas. Bielak
dobry... Witajcie! Opowiadajcie!
Po tym zwyczajowym u Jakutów powitaniu Smuga z Wilmowskim zaczęli wyjaśniać pół
po rosyjsku, pół na migi cel swego przybycia do osady. Po dłuższych pertraktacjach zdołali
osiągnąć porozumienie. Jakuci zgodzili się za pewną opłatą wypożyczyć świeże konie,
zatrzymując w zastaw zmęczone wierzchowce podróżników. W drodze powrotnej z Ałdanu
miała nastąpić powtórna wymiana i w ten sposób wierzchowce ostatecznie powracały do
swych pierwotnych właścicieli. Była to więc transakcja korzystna dla obydwóch stron.
127 Nucza pochodzi od tunguskiego łucza, czyli straszydło.
157
Zaledwie dobili targu, posiadacz tabunu koni zaprosił podróżników do swej urasy na
posiłek. Jego synowie tymczasem udali się po nowe wierzchowce na pastwisko. Weszli do
urasy. Zwiatło dzienne wpadające przez dymnik nabierało charakterystycznego odblasku,
załamując się w górze na jasnożółtych ścianach brzozowych. W dole jednak panował półmrok
rozpraszany przez małe ognisko, płonące w obramowanym kamieniami wgłębieniu w ziemi.
Ponad nim, na drewnianych hakach, zwisał buchający parą kocioł i czajnik do herbaty, a na
rożnie piekł się kawał mięsa, wydzielając miły dla zgłodniałych zapach.
Z wejściem podróżników do urasy kobiety wstydliwie ukryły się w kącie, tylko
ukradkiem obrzucając ich ciekawymi spojrzeniami. Na uboczu przy ognisku, w oryginalnej
kołysce leżało niemowlę, nakryte futrzaną kołderką przysznurowaną do drewnianych boków.
Duże kudłate psisko przysiadło na dwóch łapach obok kołyski, szorstkim ozorem zlizywało
lepki tłuszcz połyskujący na okrągłej twarzyczce niemowlęcia. Nikt nie odpędzał kundla, a
niemowlę nie okazywało niezadowolenia z powodu tej nadmiernej poufałości. Twarze innych
domowników także były błyszczące, albowiem niska temperatura panująca we wszystkich
porach roku w mieszkaniach jakuckich nie sprzyjała kąpieli, smarowanie zaś ciała tłuszczem
należało do miejscowych nawyków. Wokół ścian znajdowały się niskie posłania, nakryte z
wierzchu skórami, które w dzień służyły za ławy do siedzenia, a w nocy zastępowały łóżka.
Każdy domownik, jak i gość, zależnie od swego stanowiska, miał z góry wyznaczone na nich
miejsce. Tuż u wejścia z lewej strony siadywali mniej znaczni goście i żebracy. Na wprost
ognia sadzało się znamienitych gości lub krewnych; przed tą ławą stał mały stolik, a nad nią
wisiała półeczka z obrazkamiświętych; dalej znajdowała się ława gospodarzy, a dopiero za
nią siadała młodzież i najemni robotnicy.
Gospodarz wskazał podróżnikom miejsce na ławie honorowej. Musiał być
zamożniejszym człowiekiem, gdyż starsza niewiasta postawiła przed nim polewkę z mąki
zwaną butugas, miskę z pieczoną na rożnie wołowiną, szpik goleniowy oraz ozór, uchodzący
tu za przysmak. Nie brakło również herbaty cegiełkowej i dzbana kumysu, który w sposób
naturalny ułatwiał trawienie po tłustym posiłku.
Domownicy podsuwali gościom przysmaki, nalewali kumysu i zachęcali wszystkich
obecnych w urasie do jedzenia. Jakuci uważali pokarm za własność ogółu, stąd też nigdy nie
zabierali w drogę zapasów żywności, gdyż powszechnie panujący wśród nich stary zwyczaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]