[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gwałtownie na skraju platformy postoju. Z kabiny pasażerskiej wygramoliło się dwóch
humanoidów - jeden z nich rasy Iktotchi; w ich dłoniach błysnęła broń. Widząc to, przybysz
odwrócił się na pięcie i rzucił się w kierunku kasy postoju. Czarna aktówka zniknęła.
Poste zwietrzył szansę i postanowił ją wykorzystać. Wyminął stojącego sorosuuba i podleciał do
kasy w chwili, gdy przybysz wyłonił się z tłumu, prawie w ogóle niezmęczony i profesjonalnie
czujny.
- Wsiadaj! - krzyknął Poste. Wskazał kciukiem za siebie. - Masz następnych na karku!
Przybysz zawahał się, ale tylko przez chwilę. Przeskoczył przez drzwi i wylądował zwinnie na
siedzeniu śmigacza.
- Masz blaster?
Poste podciągnął koszulę, odsłaniając galactic F-7 firmy Frohard wetknięty za pasek spodni.
Przybysz błyskawicznym ruchem wyciągnął niewielką broń, włączył ją i przyłożył Poste'owi do
skroni.
- Mam nadzieję, że nie bierzesz w tym udziału!
- Jestem twoją szansą ucieczki! - odparł Poste, wybałuszając oczy.
Przybysz popatrzył na niego, mrużąc oczy.
- A co to, dzień dobrych uczynków?
Za nimi trzech napastników porzuciło swojego nieprzytomnego towarzysza i ruszyło w stronę
śmigacza. Jeszcze dalej dwa pojazdy policyjne próbowały przedrzeć się przez skupisko ślizgaczy
i taksówek repulsorowych.
- Na co czekasz?
Wciąż oszołomiony jego zachowaniem, Poste zamarł na chwilę. To jednak i tak nie miało
znaczenia. Przybysz pchnął dzwignię przepustnicy do przodu, aż Poste uderzył głową o zagłówek
i omal nie wypuścił z rąk drążka sterowniczego. Dochodząc do siebie, Poste zobaczył, że
przybysz zaciska lewą rękę na drążku i lawiruje już pomiędzy pojazdami.
Zmigacze po obu stronach skręcały i zderzały się ze sobą Ruch powietrzny na Nar Shaddaa był
często porównywany do tego na Coruscant, z jedną wszakże zasadniczą różnicą - o ile na
stołecznej planecie za lekceważenie innych uczestników ruchu można było zarobić najwyrazniej
parę epitetów i obscenicznych gestów, to na Księżycu Przemytników kierowcy nierzadko
odpowiadali blasterowymi błyskawicami i przyłączali się do pościgu.
Przeklinając się w duchu za mieszanie się w nieswoje sprawy, Poste spróbował odzyskać stery.
- Ja zapłaciłem za ten śmigacz!
Przybysz nie cofnął ręki.
- Nie wiem, ile zapłaciłeś, ale na pewno za dużo.
- Kto tu kogo ratuje?
- To się jeszcze okaże.
Pierwsza blasterowa błyskawica zaskwierczała mu nad głową i Poste obsunął się na siedzeniu.
- Kieruj! - rozkazał przybysz, sadzając go prosto. - Nie rozpraszaj się.
Poste spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Strzelają do nas, nie zauważyłeś?
- Gdyby chcieli mnie zabić, zrobiliby to na peronie.
- To może powinieneś z nimi porozmawiać.
- Tylko na moich warunkach.
Przybysz odwrócił się do tyłu i wycelował w sorosuuba. Pojazd uskoczył z linii strzału, wpadł na
mniejszy śmigacz, po czym wrócił na swój pas ruchu.
- Skręć tutaj! - krzyknął przybysz, pokazując wolną ręką.
- To jednokierunkowa.
Przybysz się zaśmiał.
- Zdążyłeś już z dziesięć razy złamać prawo i martwisz się przepisami ruchu powietrznego?
Poste skręcił, lawirując między nadlatującymi z przeciwka pojazdami pięćset metrów ponad
dnem miejskiego kanionu.
- O to chodzi. Musisz być cały czas skoncentrowany.
- Tak jakbym miał jakiś wybór.
- Miałeś wybór, kiedy zapraszałeś mnie do środka.
- Nie wiem, co mi strzeliło do głowy.
- Owszem, wiesz - odparł przybysz. - Jesteś cwaniakiem.
Poste uniósł brwi.
- Cwaniakiem?
- Liczysz, że będziesz coś z tego miał.
Poste już miał odpowiedzieć, ale ugryzł się w język i zaczął inaczej:
- Komu nadepnąłeś na odcisk?
Przybysz pokręcił głową.
- Jeszcze nie wiem.
- Co było w tej aktówce?
- Nic.
- Nic ważnego, chciałeś powiedzieć.
- Nie, chciałem powiedzieć, że była pusta. - Przybysz uniósł się nad wysuwaną przednią szybą. -
Skręć w drugą rozpadlinę.
- Znasz okolicę?
- Nie tak jak kiedyś. - Osłonił ręką oczy przed ostrym światłem YToub. - Zatrzymaj się przed tą
ciężarówką. Zamienimy się miejscami.
Poste popatrzył na niego ze zdumieniem.
- Jednak moje pierwsze wrażenie było słuszne. Naprawdę uciekłeś z psychiatryka.
- Pilotowałem grawicykle, śmigacze, skoczki i prawie wszystko inne, co lata. - Przybysz dał znak
blasterem. - A teraz się przesuń.
Poste zacisnął zęby i zamienił się z nim miejscami. Przybysz uruchomił ponownie śmigacz i
włączył się do ruchu. Wynajdywał luki między pojazdami tam, gdzie nie powinno ich być, i robił
sobie miejsce, kiedy musiał. Pięćdziesiąt metrów za nimi pilot sorosuuba próbował skrócić
dystans lub przynajmniej znalezć dogodną pozycję do oddania strzału.
Przybysz zerknął na Poste'a.
- Umiesz się w ogóle posługiwać tym blasterem czy nosisz go jako ornament?
- Ornament? - Poste zaśmiał się, słysząc to słowo. - Gdzieś ty się chował przez ostatnich
pięćdziesiąt lat?
- Umiesz czy nie?
- Umiem.
Przybysz wcisnął Posterowi broń do ręki.
- Ustawię się za sorosuubem. Wtedy ty strzelisz w komorę repulsorów. To zakończy ten mały
pościg.
Poste obejrzał się przez lewe ramię na sorosuuba.
- Będziesz musiał powiększyć naszą przewagę.
- O czym ty mówisz?
- %7łeby się znalezć za nimi. Okrążyć budynek TransBormea. Jeśli zwabisz ich...
Przybysz odpalił silnik pomocniczy i poderwał śmigacz pionowo w górę, a następnie wykonał
idealnie wymierzoną pętlę, dzięki której znalezli się niemal bezpośrednio za ścigającym ich
pojazdem.
- Strzelaj!
Poste starał się ochłonąć i skupić wzrok na sorosuubie.
- Strzelaj!
Poste wycelował niepewnie i oddał trzy strzały, z których ostatni trafił w cel i przebił komorę
repulsorów, wzniecając płomienie. Z tępo zakończonej tylnej części śmigacza buchnęły kłęby
czarnego dymu i sorosuubem zaczęło rzucać na prawo i lewo. Poste wychylił się przez drzwi od
strony pasażera i zobaczył, jak śmigacz traci wysokość, a następnie opada po spirali w odmęty
Nar Shaddaa.
- Niezły manewr - wykrztusił w końcu. - Kapitalne.
Przybysz zatrzymał śmigacz przy zatłoczonej platformie lądowniczej, wyłączył silnik i
wyskoczył z pojazdu. Poste usiadł za sterami, a kiedy podniósł wzrok, zobaczył zwitek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •