[ Pobierz całość w formacie PDF ]

postawy. Mam prawą nogę wysuniętą do przodu, porusza się więc w swoją lewą stronę tak, że jest do
mnie odwrócona większą częścią pleców. Próbuję chwycić ją pod pachami, żeby założyć jej pełnego
nelsona, ale wymyka mi się łatwo. Jednocześnie kopie mnie w kolano i przydeptuje moją bosą stopę.
Cios łokciem w podbrzusze posyła mnie na podłogę.
Następne, co pamiętam, to fakt, że znów leżę na plecach, a ona siedzi na mnie. Odpycham jej
ramiona i wiem, że mógłbym ją z siebie zrzucić, ale nie chcę. Te  ćwiczenia" pobudziły mnie
seksualnie. Katia pochyla się, jej twarz jest centymetr od mojej. Już się nie opieram.
Całuje mnie w usta. Długo i namiętnie. Z języczkiem. I gryzie. Mija co najmniej minuta, zanim odrywa
wargi od moich. W jej oczach błyszczy podniecenie. Ma przyśpieszony oddech.
Zrzucam jÄ… z siebie.
Spada na matę i patrzy na mnie, jakbym popełnił ciężki grzech. Chyba ją obraziłem.
- Przepraszam, Katiu - mówię. Obojgu nam brakuje tchu. - Po prostu...
- Nieważne, Sam - odpowiada. - Po prostu nie chcesz się przyznać, że ci się to podobało.
Ma rację. Podobało się mi. Zbyt długo nic miałem kobiety, cholera. Już czas? Mam zapomnieć o
Regan i przestać ignorować to, co czuję w lędzwiach i sercu? 1 nikomu tym nie zaszkodzę?
- Rozłożyłam cię - mówi Katia. - O której śniadanie? Uśmiecha się. Wybucham śmiechem i z
rezygnacją kręcę głową.
ROZDZIAA 9
Sierżant Kim Lee Wei lubił poranną służbę w Tsim Sha Tsui East, bo mógł oglądać wschód słońca z
Promenadę. Z nadbrzeżnego deptaka rozpościerały się najlepsze widoki w Hongkongu. Zwłaszcza ten
na panoramę miasta na wyspie, po drugiej stronie portu. Nocą ta scena hipnotyzowała.
Wraz z upływem czasu na Promenadę robiło się tłoczno, więc sierżant Wei rozkoszował się ciszą i
względną pustką o świcie. Oczywiście, jak zwykle o tej porze, jedni ćwiczyli tutaj tai-chi, inni uprawiali
jogging, a jeszcze inni wędkowali, ale nie było ich wielu. Pózniej na deptaku zjawiali się muzycy,
fotografowie ze statywami, spacerujące pary, matki z dziećmi w wózkach, klauni, żonglerzy i tłumy
turystów. Niedawno w chiński Nowy Rok ludzie oglądali stąd pokaz sztucznych ognii w porcie. Także
czerwcowy Festiwal Smoczych Aodzi przyciągał mnóstwo widzów. Sierżant Wei cieszył się, że
zazwyczaj peÅ‚ni sÅ‚użbÄ™ rano i nie musi praco¬wać w wieczornym chaosie. Patrolowanie PromenadÄ™ o
świcie było tak dobrą terapią psychiczną jak tai-chi.
Policjant chodził zwykle tam i z powrotem między przystanią promową Star Ferry a Hong Kong
Coliseum. W ciągu dziesięciu lat służby nigdy nie natknął się na żaden poważny problem. Kiedyś
przyłapał grupę nastolatków, którzy zamierzali namalować graffiti na murze. Miał do czynienia z
pijakami spędzającymi noc na ławkach. Raz znalazł damską torebkę. Poprzedniego dnia właścicielka
zgłosiła jej kradzież i narobiła dużo szumu. W torebce niczego nie brakowało, nawet pieniędzy i kart
kredytowych. Sierżant Wei przypuszczał, że kobieta po prostu ją zgubiła i zauważyła to dopiero po
jakimÅ› czasie.
Tego ranka sierżant szedł na zachód, od przystani promowej. Minął wieżę zegarową i dotarł do
południowego krańca Koulunu. W pobliżu hotelu New World Rcnaissance zwykle spotykał wędkarza,
Jimmy'ego, który codziennie próbował złowić coś na śniadanie. Wei nie znał jego nazwiska, ale
zawsze witali się przyjaznie i z szacunkiem. Sierżant oceniał, że włóczęga zbliża się do
siedemdziesiątki; pewnie wszystko już w życiu widział. Jim-my nigdy nikomu nie przeszkadzał i znikał
o siódmej.
- Dzień dobry, Jimmy - powiedział Wei po kantońsku.
- Dzień dobry, panie sierżancie - odparł włóczęga. - Chyba będzie ładny dzień.
- Na to wygląda. Złowiłeś już coś?
- Jeszcze nie. Ryby nie biorÄ…. CoÅ› innego przyciÄ…ga ich uwagÄ™.
- Niby co?
Jimmy wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Jak pan się dowie, niech mi pan da znać.
- Dobrze. - Wei się roześmiał. Miłego dnia.
- Nawzajem, panie sierżancie.
Wei ruszył dalej w kierunku przystani promowej East Feny i uśmiechnął się pod nosem. Czy Jimmy
kiedykolwiek coś złowił? Nie był tego pewien.
Sierżant dotarł do miejsca, gdzie nad deptakiem biegła obwodnica Hong Kong Bypass. Zauważył coś
dziwnego. Na krawędzi deptaka ktoś wbił w beton metalowy pręt i przywiązał do niego linę. Znikała
w wodzie i była naprężona.
Co za cholera? - pomyślał. Nigdy nie widział tutaj niczego podobnego.
Podszedł i przyjrzał się temu z bliska. Sznur trzymał coś, żeby nie odpłynęło. Wei przysunął się do
samej krawędzi deptaka, oparł o barierkę i zaczął ciągnąć linę. Na końcu był jakiś ciężar. Wreszcie na
powierzchni ukazał się podłużny jutowy tobół. Miał jakiś metr siedemdziesiąt długości i około pół
metra szerokości. Wei ciągnął go tak długo, dopóki nie zdołał go uchwycić i wciągnąć na deptak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •