[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie jesteś jedynym, który ma taką nadzieję. W porządku, zrobiliście wszystko, co w waszej mocy.
Przeprowadz czołgi, a potem ja wyruszę z pierwszym pociągiem.
Poszedł w kierunku ciągnika, lecz nagle zatrzymał się i odwrócił.
- Założyliście kabel prowadzący, jak planowaliśmy?
- Oczywiście, z absolutną dokładnością.
Teraz należało jedynie przeprowadzić bezpiecznie pociągi. Myślał o tym już od dłuższego czasu. Będą
protesty, oczywiście, lecz załogi muszą wykonać to polecenie. Jego załoga pójdzie na pierwszy ogień.
- Będziesz potrzebował inżyniera - powiedział Eino, gdy Jan wdrapał się już do kabiny kierowców. -
Obiecuję, że nie zasnę.
- Nikogo nie potrzebuję. Ciągniki będą posuwać się z minimalną szybkością, przez te kilka chwil obędę się
bez twojej pomocy. Nie będę także potrzebował drugiego kierowcy ani oficera. Niech wszyscy opuszczą
kabinę. Będziesz uczyła się dalej, gdy znajdziemy się po drugiej stronie, Elżbieto. - Ujął dziewczynę za
łokieć i poprowadził do włazu, ignorując gniewne sapnięcia i podniesione w górę ostrza szydełek jej
przyzwoitki. - I nie martw się.
Jeszcze bardziej protestowali pasażerowie pociągu, którym polecono wysiąść. Lecz już po kilku minutach
Jan pozostał sam w całym ogromnym pociągu. Gdyby nastąpiła katastrofa, będzie jedynym, który zginie.
Nie mogli już sobie pozwolić na dłuższy postój. Pora była ruszać dalej.
- Wszystko gotowe - krzyknął Otakar przez otwarty właz.
- Ty też wysiadaj. Ruszani. Do zobaczenia po drugiej stronie.
Nacisnął lekko pedał akcelatora i ciągnik z minimalną szybkością ruszył do przodu. Przełączył sterowanie na
automatyczne i zdjął dłonie z kierownicy. Komputer prowadzi pojazd o wiele precyzyjniej niż człowiek.
Podszedł do otwartego włazu i spojrzał na skraj drogi. Jeżeli będą jakiekolwiek kłopoty, to z pewnością
właśnie w tym miejscu. Powoli, centymetr po centymetrze, pociąg sunął w głąb wyciętej w skale nowej sekcji
Drogi.
Nagły, zgrzytliwy dzwięk przebił się przez cichy warkot silnika i na oczach Jana nawierzchnia Drogi pękła,
tworząc szybko rozszerzającą się szczelinę. Odruchowo odwrócił się w stronę tablicy kontrolnej, lecz szybko
zdał sobie sprawę, że nic już nie może zrobić. Z zaciśniętymi kurczowo na krawędzi włazu palcami stał
bezradnie i patrzył, jak część Drogi odrywa się i z hukiem spada na dno doliny. W nawierzchni zaczęły się
tworzyć pęknięcia, które niczym śmiertelne macki mknęły w stronę pociągu. I zatrzymały się. Mniej więcej do
połowy Drogi ziała teraz w nawierzchni szeroka wyrwa, kończąca się na szczęście tuż przed torem jazdy
ciągnika. Jan rzucił się do pulpitu kontrolnego i zaczął gorączkowo włączać poszczególne kamery, by
uzyskać jak najlepszy obraz pierwszego wagonu. Sunący wolno ciągnik znalazł się już bezpiecznie po
drugiej stronie szczeliny.
Jednak wagony były niemal trzykrotnie szersze.
Zewnętrzne, podwójne koło pierwszego z nich sunęło nieubłaganie w stronę pęknięcia. Jan zacisnął
kurczowo zęby. To się nie mogło udać. Miał już nacisnąć hamulec, gdy spojrzał uważniej w ekran i nagle
zapłonęła w nim iskierka nadziei.
Koło zbliżyło się do krawędzi szczeliny i przekroczyło ją. Jan wstrzymał oddech. Zewnętrzna opona obracała
się powoli w powietrzu, podczas gdy druga, wewnętrzna, sunęła samym skrajem wyrwy, przyjmując na
siebie cały ciężar przeładowanego wagonu.
Ten nadmierny ciężar sprawił, iż spłaszczyła się przybierając nienaturalny kształt. Lecz po chwili zewnętrzna
opona dotknęła przeciwległego skraju szczeliny, wtoczyła się na nawierzchnię i cały pojazd znalazł się
bezpiecznie po drugiej stronie. Radio odezwało się donośnym dzwonkiem. Jan przełączył je na odbiór.
- Czy widziałeś to? - zapytał słabym głosem Otakar.
- Tak. Zostań blisko tej szczeliny i powiadom mnie natychmiast, gdybyś dostrzegł dalsze pęknięcia. Ja
przeprowadzę resztę pociągu. Jeżeli szczelina nie pójdzie dalej, powinno się udać.
- W porządku, przyjąłem.
I tak szczelinę pokonywały kolejne wagony, tocząc się z minimalną prędkością. Gdy cały pociąg znalazł się
już bezpiecznie po drugiej stronie, Jan wyłączył silniki i zablokował hamulce. Bolał go każdy mięsień, jak po
całodziennej pracy młotem pneumatycznym. Wysiadł z ciągnika i podszedł do Otakara.
- Jak na razie, żadnych dalszych pęknięć - oświadczył drugi kierowca.
- A więc pozostałe pociągi powinny także przejechać.
Obok szczeliny przechodzili właśnie pasażerowie, trzymając się jak najdalej krawędzi i spoglądając
trwożliwie na ziejącą w nawierzchni dziurę.
- Wsiadaj do pierwszego ciągnika i ruszaj. Połowa prędkości, dopóki nie przejadą wszystkie pociągi.
Zostanę tutaj i dopilnuję wszystkiego, a potem dogonię cię na motocyklu. Jakieś pytania?
- %7ładnych, które potrafiłbym wyrazić. Dobra robota, Janie.
Upłynęły długie godziny, zanim wszystkie pociągi minęły bezpiecznie szczelinę. Na szczęście skała dalej się
nie obsuwała. Jan mknął na motocyklu wzdłuż poruszających się wolno pociągów, zastanawiając się, jaką
kolejną niespodziankę gotuje im los.
Dalsza trasa wyglądała jednak na przejezdną. Droga prowadziła teraz w głąb strefy przybrzeżnej, leżącej na
skraju kontynentu. Nawierzchnia biegła utworzoną sztucznie groblą. Po obu stronach ciągnęły się
porośnięte kępami rzadkich krzewów moczary i rozlewiska. Sprawdzające Drogę czołgi poruszały się o
wiele szybciej niż przeładowane pociągi, tak więc bez większych przeszkód wysforowały się o pół dnia do
przodu.
Noce stawały się coraz krótsze, aż nadszedł dzień, w którym słońce nie zaszło. Zawisło jedynie na krótko
nad horyzontem, niczym błękitna kula ognia, a potem wzniosło się ponownie. Od tej pory bez przerwy
wisiało nad ich głowami, coraz bardziej palące w miarę posuwania się na południe. Temperatura na
zewnątrz rosła bez ustanku i wynosiła obecnie 50 stopni. Przedtem, gdy zapadały jeszcze noce, wiele osób
opuszczało duszne, zatłoczone pomieszczenia, nie zważając na przesycone wilgocią, lepkie powietrze.
Teraz, gdy słońce wisiało na niebie bez przerwy, było to niemożliwe. Umęczeni ludzie znajdowali się na
krawędzi kryzysu, a do celu było wciąż jeszcze osiemnaście tysięcy kilometrów.
Jechali przez dziewiętnaście godzin na dobę, podczas których pomysł z kobietami jako drugimi kierowcami,
dowiódł swej wartości. Mężczyzni początkowo sarkali na swe żony i córki, które opuściły rodziny, lecz
szybko przestali, widząc, że te chwilowe niedogodności opłaciły się. Ich pomoc była rzeczywiście potrzebna.
Niektóre z kobiet nie były co prawda w stanie nauczyć się wszystkich czynności, lecz na ich miejsce
ochotniczek było aż nadto.
Jan nie pamiętał okresu, w którym byłby równie szczęśliwy, jak teraz. Tęga przyzwoitka nie przestawała
narzekać na codzienne wspinaczki do kabiny kierowców, a gdy temperatura wzrosła już znacznie, nie
można było znalezć kombinezonu żaroodpornego odpowiedniego do jej figury. Pewnego dnia zastąpiła ją
zamężna kuzynka Elżbiety, lecz jej także szybko sprzykrzyła się rola psa łańcuchowego. Oświadczyła, że
jest tym wszystkim znudzona, a na dodatek musi opiekować się dziećmi i nie pojawiła się więcej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]