[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawda? Postaram się popracować nad snami, żeby nie dawały mi tak
strasznie w kość. I będę nosiła w plecaku zapasy. Już od dawna
powinnam to robić, żebyś nie musiał się tak bardzo martwić.
Kłopot w tym, że lubię, kiedy się o mnie troszczysz. Czuję
wtedy, że kogoś obchodzę, wiesz? Może specjalnie zaniedbywałam
parę rzeczy żebyś to zauważył. To głupie, skończę z tym.
Dlaczego tak Cię martwi ta sprawa?
Wiem tylko, że bardzo za Tobą tęsknię.
Całusy,
J.
Czyta całość i wciska wyślij".
Droga J.,
chcę coś wyjaśnić.
Po tym, jak ojciec mnie podpalił... cóż... Zmarł w więzieniu,
kiedy mnie przeszczepiano w szpitalu skórę. I nigdy nie zdołałem mu
powiedzieć, jak bardzo mnie zranił. Nie tylko fizycznie, ale i w
środku, rozumiesz? Więc przez pewien czas wyładowywałem się na
innych.
Teraz się poprawiłem. Chodzę na terapię i czuję się naprawdę
lepiej. Ale nie idealnie. I wciąż z tym walczę. Widzisz... Jesteś jedyną
osobą w moim życiu, na której naprawdę mi zależy. I jestem
zazdrosny. Nie chcę, żeby ktokolwiek Cię dotykał. Chcę, żebyś była
bezpieczna. To dlatego tak mi się nie podoba ta sprawa. Teraz, gdy
mam Ciebie, boję się, że możesz zostać skrzywdzona, tak jak ja.
Chyba boję się, że Cię stracę.
Chciałbym, żebyś zawsze była bezpieczna. Dużo się martwię.
Gdybyś nie była taka cholernie niezależna. No cóż... :)
Choć przez ostatnie miesiące dużo razem przeszliśmy, wciąż nie
znamy się aż tak dobrze, co? Chciałbym to zmienić. A Ty?
Chcę Cię lepiej poznać. Chcę wiedzieć, co Cię uszczęśliwia, a co
przeraża. I chcę, żebyś wiedziała to samo o mnie.
Kocham Cię.
Postaram się już nigdy Cię nie zranić.
Wiem, że nawalę. Ale będę się starał, tak długo jak mi
pozwolisz.
Całusy,
Cabe"
Wyślij.
Janie czyta.
Z trudem przełyka ślinę.
Odwraca się do niego.
- Ja też tego chcę - mówi. Wstaje i siada mu na kolanach.
Zarzuca ręce na szyję. Cabel obejmuje ją w talii i zamyka oczy.
10 stycznia 2006, godzina 16.00
Janie przemyka chyłkiem na posterunek policji, przechodzi przez
wykrywacz metalu i idzie schodami w dół.
- Hej, nowa - zaczepia ją trzydziestokilkuletni mężczyzna, gdy
Janie staje przed drzwiami Kapitan Komisky i puka. - Hannagan,
zgadza się? Kapitan kazała ci przekazać, że masz wejść. Zostawiła coś
dla ciebie. Jestem Jason Baker. Pracowałem z Cabelem przy sprawie
Wildera.
Janie się uśmiecha.
- Miło mi pana poznać. - Zciska jego dłoń. - Dziękuję -dodaje i
otwiera drzwi gabinetu. Na rogu biurka leży najmniejsza komórka,
jaką kiedykolwiek widziała, a obok niej średnich rozmiarów paczka i
koperta. Na paczce jest kokarda. Janie uśmiecha się szeroko, bierze
paczkę, kopertę oraz komórkę i wyślizguje się na korytarz. W
samochodzie ogląda paczkę i kopertę, smakując przyjemność.
Postanawia zaczekać.
Godzina 16.35
Siedząc na łóżku, najpierw otwiera kopertę. To tradycyjna kartka
urodzinowa z podpisem na dole Fran Komisky". W środku Janie
znajduje bon prezentowy na kurs samoobrony w szkole Mario Martial
Arts. Super.
A w pudełku odkrywa najróżniejsze drobiazgi, których sama
nigdy by sobie nie kupiła. Zwieczki relaksacyjne, antystresowe olejki
do masażu, aromaterapeutyczne sole do kąpieli i całą masę
zapachowych balsamów w uroczych maleńkich buteleczkach. Janie
piszczy z zachwytu. To najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek
dostała.
Dzwoni do szkoły sztuk walki i zapisuje się na kurs, który
zaczyna się następnego dnia. A potem idzie po książkę telefoniczną i
szuka okulistów. Znajduje salon okulistyczny otwarty wieczorem i
umawia się na wizytę. Recepcjonistka mówi, że zwolnił się termin na
siedemnastą trzydzieści i pyta czy zdąży.
Zdąży.
I zdąża.
Uszczupla fundusze na college.
Godzinę pózniej wychodzi od okulisty uboższa o czterysta
dolarów, ale w nowych, modnych, seksownych okularach. Strasznie
jej się podobają.
I wreszcie widzi.
Nie miała pojęcia, jak zle widziała do tej pory.
Nie może uwierzyć w różnicę.
Jedzie prosto do Cabela, wiedząc, że nie będzie mogła zostać
długo. Puka do frontowych drzwi. Cabel otwiera, wycierając
ręcznikiem włosy. Janie uśmiecha się promiennie.
Cabel stoi w progu, gapiąc się na nią.
- Jasna cholera - mówi. - Chodz no tutaj. - Wciąga ją do domu i
zatrzaskuje z hukiem drzwi. - Wyglądasz fantastycznie.
- Dziękuję. - Janie kołysze się na stopach w przód i w tył. - Ale
to nie wszystko.
- Niech zgadnę. Wreszcie coś widzisz?
- Skąd wiedziałeś?
- Takie tam przeczucie.
- Hej, zamieńmy się!
Cabel uśmiecha się przebiegle. Zdejmuje okulary i podaje je
Janie. Janie zdejmuje swoje i zakłada oprawki Cabela, podczas gdy on
przygląda jej się z rozbawieniem.
- O rany, masz tragiczny wzrok.
- Nie. To ty masz tragiczny wzrok. Noszę zerówki. Janie
zdejmuje jego oprawki i dla żartu uderza go pięścią
w pierś.
- Ale z ciebie palant! Nawet nie musisz nosić okularów? Cabel
obejmuje ją i przyciska do siebie.
- Element wizerunku - wyjaśnia ze śmiechem, - Nawet >;ię do
nich przyzwyczaiłem. Polubiłem siebie w nich, więc cały czas je
noszę. Wyglądam w nich sexy, nie uważasz? -drażni się, a potem
całuje ją w czubek głowy.
- Wspaniale pachniesz - wzdycha Janie. Obejmuje go i podnosi
głowę. - Och! Spójrz na to. - Sięga do kieszeni i wyjmuje z niej
telefon. - Nie mam pojęcia, jak działa, ale czy to nie jest najbardziej
uroczy drobiazg, jaki widziałeś?
Cabel bierze telefon i ogląda go uważnie. Dokładnie.
- Ten telefon - mówi w końcu. - Chcę go mieć.
Janie się śmieje.
- Nie. Jest mój.
- Janie, chyba mnie nie zrozumiałaś. Chcę go.
- Przykro mi.
- Ma funkcję wyświetlania zdjęcia dzwoniącego, Internet,
kamerę, aparat fotograficzny i dyktafon? O matko... Aż mi się gorąco
zrobiło.
- Naprawdę? - pyta Janie zmysłowym głosem. - Chcesz się
zabawić moim telefonem, kotku?
Patrzy na nią płomiennym wzrokiem.
- I to jak. - Przeczesuje palcami jej włosy, wsuwa dłonie w tylne
kieszenie jej dżinsów i pochyla się, żeby ją pocałować.
Stukają się oprawkami.
- Kurczę - szepczą jednocześnie, chichocząc.
- I tak nie mogę zostać - wzdycha Janie. - Poza tym
zaparkowałam na twoim podjezdzie.
- Zaczekaj sekundę, dobrze? - Cabel wymyka się i wraca po
chwili. - Proszę. - Wręcza jej niewielkie pudełko. - To dla ciebie.
Prezent urodzinowy.
Janie otwiera usta, zaskoczona. Bierze prezent. Dziwnie się
czuje, mając go otworzyć w obecności Cabela. Oblizuje wargi,
oglądając pudełko i wstążkę, którą jest owinięte.
- Dziękuję - mówi cicho.
- Ee... - Cabel odchrząkuje. - Prezent jest w pudełku. Pudełko to
tylko dodatek. Tak to robimy na planecie Ziemia.
Janie się uśmiecha.
- Mimo to cieszę się z pudełka i faktu, że kupiłeś mi prezent. Nie
musiałeś, Cabe.
- %7łałuję tylko, że nie powiedziałaś mi, że masz urodziny, żebym
mógł go wręczyć właściwego dnia.
- No - uśmiecha się Janie - chciałam się trochę nad sobą
poużalać. Powinnam była coś powiedzieć. Kiedy są twoje? pyta nagle.
- Dwudziestego piątego listopada.
Podnosi na niego wzrok, Pamięta.
- Weekend Zwięta Dziękczynienia.
- Ano. Poszłaś do instytutu snu. I tak jakby nie odzywaliśmy się
do siebie.
- Ten weekend musiał być do bani - stwierdza Janie. Cabel
milczy przez chwilę.
- Otwórz go, J.
Janie zsuwa wstążkę.
Otwiera pudełko. To maleńki wisiorek z brylancikiem na
srebrzystym łańcuszku. Skrzy się w pudełku.
Janie wydaje cichy okrzyk.
I wybucha płaczem.
Zielony notes
26 stycznia 2006, godzina 9.55
Pan Wang zatrzymuje Janie po drugiej lekcji.
- Masz chwilę, Janie?
- Oczywiście. - Pan Wang ma na sobie koszulkę polo.
Klasa pustoszeje.
- Chciałem cię tylko pochwalić za dotychczasowe osiągnięcia.
Sporo wiesz o psychologii. Twoje odpowiedzi na pytania opisowe na
ostatniej klasówce były naprawdę błyskotliwe.
Janie się uśmiecha.
- Dziękuję.
- Myślałaś kiedyś o karierze w psychologii?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]