[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zaczekaj!  powstrzymał ją Sledge.  Jak to poznałaś mnie w jej sypialni?
 Twoją stojącą fotografię  wyjaśniła z roztargnieniem Amanda, odprawiając
go machnięciem długiej fifki. I popędziła. Kathryn już miała pójść za nią, ale
Sledge chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie z błyskiem w oku.
 Trzymasz moje zdjęcie w sypialni?
 W szafie  wypaliła.  W sypialni w szafie. To jedyna szafa, jaką mam, a to
zdjęcie było za duże, żeby je wyrzucić.
Sledge zbył jej tłumaczenia.
 Hmm... Trzymasz je w sypialni. To mi się podoba.
 Nie wyobrażaj sobie za dużo, Sledge. To nic nie znaczy. A teraz, wybacz,
zostawię cię z tą Shelley... Jak-jej-tam?
 Wiesz  powiedział, jakby nie słyszał ani jednego słowa z tego, co mówiła. 
Przez to mógłbym ci nawet wybaczyć tę nieprzyjemną uwagę. Mógłbym cię stąd
uwolnić, mimo wszystko.
 Już ci powiedziałam, że jestem tu z kimś.
Sledge dostrzegł zieloną suknię Amandy na parkiecie. Jej siostra tańczyła z
Bradem.
 Wygląda na to, że jest w dobrych rękach. Lepszych, niż mógłby to sobie
wyobrazić. Przy okazji, jak to się stało, że on mógł przyjść bez krawata, a ja
musiałem się wyszykować jak jakiś lokaj?
Kathryn chwyciła kieliszek wina z tacy przechodzącego właśnie obok kelnera i
wypiła duży łyk.
 Bo ty masz wyglądać jak Walter Cronkite, a on jak... jak  ugryzła się w
język.
 Jak Darryl Sledge?
 Jak bohater, którego gra w serialu.
Kathryn wypiła jeszcze łyk wina i zaczęła dostrzegać komiczność a zarazem
beznadziejność całej sytuacji.
 Ciężko idzie, co?  spytał Sledge, kładąc jej dłoń na ramieniu.
 Miałam fatalny tydzień  przyznała z bezradnym uśmiechem.  Jeden klient
wcale nie przyjmuje moich rad, a drugi bardzo się stara, ale nic mu nie wychodzi.
 Ależ ja przyjmuję twoje rady  upierał się Sledge.  Czy nie ubrałem się
dzisiaj jak przystało na dżentelmena? Uczesałem się i w ogóle. I tylko jednej
kobiecie złożyłem kuszącą propozycję, ale i tak stwierdziła, że już jest z kimś
umówiona.  Znów powiódł dłonią po ramiączku jej sukni, poczuła iskry pod jego
palcami.  I słuchałem w kółko twoich kaset  wymruczał głosem, od którego serce
zaczęło jej szybciej uderzać.  Nie wiem, jak to podziałało na mój akcent, ale z
wyobraznią uczyniło cuda.
 Sledge!
 Naprawdę  przyznał.  Masz bardzo zmysłowy głos.
Kathryn wlepiła wzrok w kieliszek, postanawiając, że jeśli jakoś tak się stanie,
że wyjdzie z nim z tego przyjęcia, to lepiej, żeby od razu było jasne, czego może
się po niej spodziewać. Inaczej jej serce mogłoby się znalezć w poważnych
tarapatach.
 Sledge...
 Widzisz, w kółko powtarzasz moje imię. Wariuję od tego. Chodzmy do mnie,
Kathryn.
 Nie mogę.
 Nie pójdziesz  poprawił.
 Racja  zgodziła się.  Nie pójdę. Mówiłam ci już* że poza pracą nie zadaję
się z klientami.
 Przecież przyszłaś tu z jednym! Przynajmniej mogłabyś nie okazywać, że
wolisz go ode mnie! Chyba zasługuję na tyle samo uwagi, prawda?
Kathryn zauważyła, że Brad znowu przedziera się w jej stronę. Nie pamiętała,
żeby kiedykolwiek tak ją złościło to, że klient potrzebuje jej pomocy. Ale tego
wieczoru wszystko było inaczej...
 Czy teraz chcesz zatańczyć, Kathryn?  spytał Brad.
Sledge położył rękę na ramieniu Kathryn, jakby była jego własnością i szepnął
Bradowi do ucha:
 Ej, kolego, pogadajmy jak jeden jej klient z drugim klientem. Dam ci pewną
radę. %7łeby uchodzić za wielkiego uwodziciela, najlepiej przyjść na przyjęcie z
jedną kobietą, a wyjść z inną. Wszyscy to zauważą.
 Ale nie chcę...
 Zrób to dla telewizji, Brad. Są dla ciebie tacy dobrzy.
 Ale Kathryn...
 O nią się nie martw. Dopilnuję, żeby szczęśliwie dotarła do domu. Na twoim
miejscu bardziej bym się zainteresował jej siostrą. Gdybyś widział, jak ta kobieta
na ciebie patrzy!
Brad się zaczerwienił i zerknął w stronę Amandy, a ona śmiało do niego
pomachała.
 Rzeczywiście, zdaje się, że jej się podobam  przyznał, spoglądając pytająco
na Kathryn, która zupełnie nie wiedziała, co odpowiedzieć.
 Tak... naprawdę, podobasz jej się. Nie mogła się doczekać, żeby cię poznać.
Mną się nie przejmuj. Dobrze się bawię. Kiedy cię zobaczą z Amandą, pomyślą
sobie, że jesteś prawdziwym uwodzicielem.
Co ona wygadywała? Przecież w ten sposób torowała sobie drogę prosto do
Sledge a! Chyba oszalała. Jego dotyk na ramieniu, lekki jak piórko, wywoływał
dreszcze. Tak, oszalała, przyznawała się do tego. Ale jeśli już ktoś ma pójść tego
wieczoru do Sledge a, to na pewno nie ta Shelley.
 Zgoda  powiedział Brad, rozochocony.  Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej...
 No, idz  przynagliła Kathryn. Odprowadziła go wzrokiem, a potem odkręciła
się do Sledge a i pokiwała mu palcem przed nosem.  To absolutnie nic nie znaczy.
Robię to tylko dlatego, że Amandzie podoba się Brad, i sądzę, że zrobi dla niego
więcej niż ja. Wcale cię nie zapraszam na upojną randkę. Możesz mnie odwiezć do
domu, i to wszystko. Zrozumiałeś?
Sledge urządził prawdziwy pokaz, potakując głupkowato głową.
 Zrozumiałem. To możemy iść?
 Teraz?
 A czemu nie? Nie cierpię takich przyjęć. Wystarczy, że się pokazaliśmy,
prawda? Pogratulowałem naszemu znakomitemu prezesowi, pochwaliłem panią
domu, zrobili mi parę razy zdjęcie. Co tu jest jeszcze do roboty?  Jakby w
odpowiedzi, przesunął dłonią po jej ramieniu, zatrzymując się w pulsującym
miejscu na szyi.
 Chyba nic.
 Chodz. Wyjdziemy, zanim Miller straci parę.  Pogłaskał ją po szyi i
pokierował w stronę wyjścia.
 Zaczekaj! Jedziemy do góry!  wykrztusiła, kiedy winda ruszyła.
 Spostrzegawcza jesteś!
 Ale myślałam...
Uciszył ją, przykładając palec do jej ust.
 Zaufaj mi  wyszeptał.
 Tobie zaufać...  powtórzyła niepewnie.
Drzwi windy rozsunęły się bezszelestnie i ciepły podmuch wieczornego
powietrza wdarł się do środka. Uśmiech Sledge a zrobił się jeszcze bardziej
ponętny i nie mogła nie zareagować.
 Proszę, księżniczko  powiedział, wskazując na dach budynku.
Kathryn się zawahała.
 To tak chcesz się zemścić? Zrzucisz mnie, żebym już nie próbowała cię
zmieniać?
 Czy ja wyglądam na mściciela?  Sledge parsknął śmiechem.
 Wyglądasz na kogoś, kto ukrywa coś w zanadrzu.
 To coś nie ma nic wspólnego z zemstą  odrzekł, a blask w jego oczach
zaćmił wyzierające zza chmur gwiazdy.  Chcę razem z tobą popodziwiać jeden z
najpiękniejszych widoków w mieście.
Z ociąganiem, Kathryn wzięła go za rękę i wyszła z windy. Wokół Manhattan
świecił milionami świateł, kontrastując z atramentowym niebem ponad nimi.
 Jak taki chłopak z Teksasu jak ty mógł odkryć takie miejsce?  zastanowiła
się głośno.
 Grube ryby z telewizji zaprosiły mnie na kolację, zanim podpisałem kontrakt.
Przywiezli mnie tutaj, żeby na mnie zrobić wrażenie.
 I co, udało im się?
 Zrobić wrażenie?  rozejrzał się dookoła, a Kathryn zachwyciła się błękitem
jego oczu, jasnym nawet w ciemnościach nocy.  Do diabła, widywałem już
przedtem piękne miejsca  ciągnął.  Bywałem w wielkich miastach. Ale jest coś
wyjątkowego w tym ruchu tutaj, w zgiełku i pośpiechu, potędze i rozumności
wtłoczonej w każdy z tych budynków, w każde piętro, w każdy pokój. Nie znam
drugiego miejsca na świecie, w którym spalałaby się tak ogromna energia. Jak
dziennikarz mógłby nie chcieć tu żyć?
 Słyszałam już różne opisy Nowego Jorku  powiedziała po chwili milczenia.
 Ale takiego nigdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •