[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do was przybyłem i kędy jest dom wieczysty Starego Człowieka, ojca duchów waszych.
Policzyłem dni spędzone między wami i zważyłem trud zdziałany i widzę, wstecz się oglądając, że
niczego już dorzucić nie mogę do tego, co uczyniłem.
Znużony jestem i odpocznienia łaknie dusza moja  i serce moje patrzy ku gwiezdzie dalekiej
nad pustyniami.
Ostaniecie tu sami, abyście pielęgnowali zasiew ręku moich, a jeśli was będą prześladowali dla
mojej pamięci, cieszcie się myślą, a umacniajcie, że plony obfite zbiorą wnukowie wasi&
Dla mnie pora już do Kraju Biegunowego, kędy czeka wóz mój skrzydlaty, gotów nieść mnie przez
niebo szerokie do jasnego domu mojego .
Gdy to powiedział, płacz się wszczął między uczniami; niektórzy zakrywszy twarze, popadali na
kamienie, szlochając; inni chwytali go za ręce, prosząc, aby jeszcze pozostał pomiędzy nimi.
Dostępne w wersji pełnej.
Stara Ziemia
Część pierwsza
I
Nie umieli sobie zgoła określić czasu, który upływał. Godziny długie mijały, nieznaczone na
żadnym zegarze  pocisk, pędząc w międzygwiezdnej przestrzeni, wpadał z otchłani światła
słonecznego w rzucony na bezmiar cień Ziemi, a wtedy nagła noc i mróz obejmowały zamkniętych w
stalowej łupinie mimowolnych podróżników& I znowu w czasie krótszym niż jedno mgnienie oka,
bez przejścia żadnego  zupełnie niespodziewanie, kiedy marzli już z zimna, strachem bezgranicznej
i na pozór wiecznej nocy obłąkani  wpadali znów w światło, które ślepiło im zrenice i rozgrzewało
wkrótce do żaru niemal ściany ich wozu.
Ruchu nie odczuwali zgoła. Księżyc tylko malał za nimi i świecąc coraz żywiej, stawał się z wolna
podobnym do tej gwiazdy zmiennej, co ziemskie noce rozjaśnia. Widzieli, jak cień go z wolna z jednej
strony zakrywał i wrzynał się poszczerbionym półkolem w po raz pierwszy oczom ich pokazaną
Wielką Pustynię& Ziemia natomiast rosła na czarnym, gwiazd pełnym niebie, i wydymała się do
potwornych rozmiarów. Blask jej srebrny i mocny bladł, rzednął niejako  kiedy sierpem olbrzymim
już połowę niebieskiej otchłani zajęła, wydawała się, jak gdyby zrobiona była z opalu, przez którego
mleczną barwę przebijały różne kolory mórz, łanów, piasków. Zniegi jeno gdzieniegdzie błyszczały
nieodmiennie światłem srebrzystym, rażącym wprost oczy, na tle aksamitnej czarności nieba.
Dostępne w wersji pełnej.
II
 Niesłychane, nieprawdopodobne wynalazki i odkrycia upływającego stulecia stawiają nas wobec
problematu, który dumą, lecz zarazem i strachem przejąć musi człowieka. Pędzimy w postęp krokiem
tak chyżym, że straciliśmy już wszelką miarę szybkości tego dążenia naprzód; nic nam już się nie
wydaje nieprawdopodobnym, nic niesłychanym. Dla jednych dlatego, że wiedzą tak wiele i takie
skryte tajniki bytu poznali, że rozumieją każdą rzecz nowo się pojawiającą jako naturalny i konieczny
wynik tego, co jest, jako tylko jedno z urzeczywistniających się kolejno w ludzkim mózgu zastosowań
odwiecznych i niezmiennych sił przyrody&
A dla innych nie ma również nic dziwnego przez to po prostu, że nie wiedzą nic i o niczym już
wiedzieć nie chcą, spodziewając się tylko z nałogu każdego dnia nowej rzeczy cudownej, której nie
rozumieją, ale z góry za prostą uważają, tak jak cudo największe, mózgiem ludzkim dotąd
nieprześcignione: rozwój organizmów, powstanie gwiazd i sam fakt bytu w ogóle, czemu się nigdy
nikt z wyjątkiem najmędrszych nie dziwił.
Nie wiadomo dokąd zajdziemy, ale to pewne, że bardzo wysoko  aż po kres ludzkiej możności,
jeśli ten istnieje w ogóle. Są bowiem ludzie, którzy twierdzą, że uświadamianie sobie sił przyrody i
wielorakiego ich zastosowania do potrzeb człowieka nie jest niczym innym, jak stwarzaniem ich w
nowej formie w duchu ludzkim  a stwarzanie końca nie ma i mieć nie może, dopóki są pierwiastki
dające się łączyć i wiązać z sobą.
W każdym razie jednak nie ulega wątpliwości, że za lat kilkadziesiąt lub kilkaset może zdobędzie
ludzkość taką doskonałą władzę nad przyrodą, że to, co dzisiaj możemy, niczym się wyda po prostu
przyszłym pokoleniom.
Duma to myśleć o tym rozwoju, ale  jak powiedziałem  i strach zarazem. Są dziwne
sprzeczności w umysłowym bytowaniu człowieka, konieczne, nieuchronne, a w skutkach fatalne. Któż
za lat kilkaset  a cóż dopiero parę tysięcy  zdolny będzie objąć umysłem ludzkim całokształt
wiedzy ludzkim umysłem zdobytej? Czy ta potęga ducha wzrastająca nie będzie musiała przesilić się
wreszcie w jakiś sposób niespodziewany a straszliwy?
Niegdyś  przed wiekami  postęp szedł krokiem bardziej równomiernym i między
najuczeńszym człowiekiem a chłopem na wpół dzikim nie było nawet w przybliżeniu podobnej
różnicy duchowego poziomu, jaki dzisiaj zachodzi między przodownikami a tłumem, z wynalazków
ich i odkryć bez troski powszechnie korzystającym i kulturalnym na pozór.
Dostępne w wersji pełnej.
III
Mataret, odzyskawszy przytomność, nie umiał sobie przez długi czas zdać sprawy z tego, co się z
nim stało właściwie i gdzie się znajduje. Przecierał oczy kilkakrotnie, niepewny, czy to istotnie
ciemność nieprzenikniona go otacza, czy też powieki ma jeszcze zamknięte. Przypomniawszy sobie,
że jest w wozie, który pędził z Księżyca na Ziemię, usiłował bezskutecznie zapalić światło
elektryczne. Naprzód długo nie mógł znalezć guzika  w wozie było dziwnie wszystko
poprzewracane, a gdy wreszcie wyszukał, na próżno naciskał palcem. W przewodach coś się
widocznie zepsuło: noc nie ustępowała.
Począł w ciemności wołać na Rodę. Przez długi czas nikt nie odpowiadał, aż wreszcie posłyszał
stęknięcie, które mu dało przynajmniej znać, że towarzysz jego żyje. Po omacku posunął się w stronę,
skąd głos go dochodził. Trudno mu się było orientować w położeniu. Przez cały czas podróży wóz
własnym ciężarem pod wpływem przyciągania  naprzód Księżyca, a potem Ziemi  tak się obracał,
że podłogę jego zawsze mieli pod nogami, teraz Mataret, posuwając się, zauważył, że pełza po
wklęsłej ścianie pocisku.
Znalazł mistrza i wstrząsnął nim za ramię.
 %7łyjesz?
 %7łyję jeszcze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •