[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nadszedł moment, którego się najbardziej obawiała.
 Zwietnie.  Przełknęła z wysiłkiem ślinę.  Podaj swoją cenę.
 Wydaje mi się, że już to zrobiłem.  Nie widziała dokładnie, ale miała
wrażenie, że Bear się uśmiecha.  Wyjdziesz za mnie w przyszłą sobotę.
 Nie ma w tym nic zabawnego  powiedziała Diamond, czując ukłucie lęku.
Chciała się odsunąć, ale zacisnął dłonie na jej ramionach, uniemożliwiając
ucieczkę. Serce waliło jej w piersi.  Zrozum, doceniam to, co zrobiłeś, bardziej,
niż ci się zdaje. Uratowałeś moje dobre imię, pozycję towarzyską i zapewne całą
moją przyszłość. Ale mówiłam ci, nie mam zamiaru wychodzić za mąż, ani w
sobotę, ani nigdy.
 Mówią, że droga do piekła jest wybrukowana dobrymi chęciami  rzekł z
niepokojącym spokojem.  Dopiero co w obecności połowy Baltimore zgodziłaś
się za mnie wyjść.
 Byłam zdesperowana. I zmuszona. Dodam, że dość brutalnie.
 Zmuszona?  Zaśmiał się drwiąco.  Zaproponowałem ci wybawienie,
honorowe wyjście z fatalnej sytuacji. A ty je przyjęłaś. Zgodziłaś się z własnej,
nieprzymuszonej woli.  Znów chwycił ją za ramiona; czuła na sobie jego
przenikliwe spojrzenie, wdzierające się w jej myśli i uczucia.  Możesz szczerze
przyznać, że perspektywa małżeństwa ze mną wydaje ci się odrażająca?
Nie odezwała się. Powiedziała sobie tylko w myślach, że to nie w porządku.
 Oburzająca?  nie dawał za wygraną Bear.
Nadal nie odpowiadała, więc dociekał dalej.
 Nie do pomyślenia?
Ciepło jego rąk, żar ciała zaczął przenikać przez jej ubranie powodując lekkie
łaskotanie skóry. Małżeństwo z ogorzałym od słońca, czarującym, cudownie
całującym Bearem McQuaidem. Patrzenie na niego ponad stołem codziennie rano
przy śniadaniu, słuchanie jego niesamowitych opowieści, obserwowanie, jak
wchodzi po schodach, ubrany w obcisłe spodnie i wysokie buty, leżenie w łóżku u
jego boku... W jednej chwili ta perspektywa objawiła jej tyleż samo intrygujących
możliwości, co potencjalnych zagrożeń. Wzdrygnęła się, zaniepokojona
samowolną wędrówką myśli i swym nagłym wahaniem.
 Może wolałabyś, żebym posłał po Kenwooda lub Pierponta albo Webstera,
powiedział im, że nigdy nie zamierzałaś mnie poślubić i znów jesteś wolną kobietą.
Nie potrafiła ukryć ogarniającego ją lęku, a on widząc, że jego słowa wywarły
zamierzony efekt, puścił ją, odsuwając się nieco do tyłu.
 Wiesz zapewne, że gdy tylko przestanie im doskwierać urażona duma, zaczną
myśleć  ciągnął.  I dojdą do wniosku, że jesteś im coś winna za wszystkie ich
przysługi. Pannie Wingate nadal będą mogli dobrać się do skóry. Ale pani
McQuaid będzie poza ich zasięgiem.
Prawdopodobnie miał rację. Niech go licho! Diamond zamyśliła się, a kiedy
wreszcie spojrzała na Beara, w jej wzroku nie było już uporu i irytacji.
 Nie rozumiesz. Diamond?  odezwał się całkiem poważnie, bez cienia
drwiny.  To jest odpowiedz na wszystko.
Zaciskając dłonie, próbowała się skupić, przemyśleć to, co słyszała,
przewidzieć następstwa kroku, który miała wykonać. Czy Bear mógł mieć rację?
Czy rzeczywiście to było najlepsze rozwiązanie jej problemów? Rada na wszystko?
Zajrzała mu w oczy, szukając odpowiedzi na swoje wątpliwości. Znalazła ją we
własnym pragnieniu, odbitym w jego oczach. Był jedynym mężczyzną w jej życiu,
który postrzegał ją taką, jaka w istocie była, ze wszystkimi słabościami, i taką ją
akceptował. Był jej powiernikiem, partnerem, a czasami wspólnikiem. Raz po raz
wybawiał ją z opresji, nie myśląc o sobie. On jedyny nigdy nie wspominał o
pieniądzach i nie traktował jej tak, jakby była chodzącym kontem bankowym.
Co ważniejsze, był jedynym mężczyzną, który wdarł się do jej myśli, marzeń i
pragnień, dzięki któremu śmiała się, złościła, myślała, miała nadzieję.
Był jedynym mężczyzną, którego pożądała.
Wyczuwając jej rozluznienie, Bear domyślił się, że przyjęła jego argumenty.
Ujął ją pod brodę i spojrzał w oczy.
 To moja cena, panno Wingate.
 Jest o wiele wyższa, niż kalkulowałam.  Skóra mrowiła ją lekko w miejscu,
gdzie jej dotykał.
 Słowo  nie nie figuruje w twoim słowniku  przypomniał.
 Więc może...
  Może też nie wchodzi w rachubę. Wyjeżdżam za tydzień od poniedziałku.
 Zatem... sądzę... że pozostaje jedynie  tak .
Odetchnął głęboko, zdradzając w ten sposób, jak wiele znaczyła dla niego ta
odpowiedz.
Miękka sprężystość jego warg na jej ustach, ciepło i intymność pieszczoty
języka... Diamond przypomniała sobie to wszystko w jednej chwili, gdy tylko ją
pocałował. Jego smak, zapach mydła i krochmalu, słodkawy od wina oddech były
znajome i takie, jakie powinny być. Krew zaczęła krążyć szybciej, ciało ożywiło
się, jakby w ten sposób chciało poprzeć jej decyzję.
Przywarła do niego odruchowo; miała wrażenie, że kontury jej ciała zmieniają
kształt, by się lepiej do niego dopasować, że powzięty zamiar jakoś ją odmienił. A
kiedy otoczył ją ramionami, przycisnął mocniej, a jego pocałunek stał się głębszy,
bardziej natarczywy, poczuła ogarniającą ją falę dziwnego ciepła, która całkowicie
pozbawiła ją zdolności jasnego myślenia.
Poruszona tą nową, oszałamiającą świadomością własnego ciała, jego
zmysłową odpowiedzią na bliskość mężczyzny, który trzymał ją w ramionach,
zarzuciła mu ręce na szyję i wtulona w niego, poddała się pocałunkowi.
Kiedy usłyszawszy zbliżających się ścieżką ludzi, odskoczyli od siebie, musiała
użyć całej siły woli, by się utrzymać na nogach. Nabrzmiałe usta paliły ją,
podobnie jak zaróżowiona z podniecenia twarz i piersi. Gdy znów weszli przez
taras do rzęsiście oświetlonej sali, Diamond przypominała w każdym calu
spłonioną pannę młodą. Nikt nie wątpił ani przez moment, że blask w jej oczach i
promienny uśmiech biorą się stąd, że wkrótce miała zostać panią McQuaid.
Pomiędzy balem dobroczynnym a następną sobotą pozostawało do załatwienia
tysiąc spraw, a pierwszą z nich było przekazanie Robbiemu nowiny, że jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •