[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaszło.
 W domu Seana nikt nigdy mnie tak nie
obraził! Luke miał rację, kiedy wiele lat temu
powiedział, że on ma maniery psa  powiedziała
w emocjach do Rose.
 Tatuś nie miał nic złego na myśli.
 Nie miał nic złego na myśli?  Sheila
powtórzyła z gniewnym sarkazmem jej słowa. 
Chyba żartujesz.
Wcale niełatwo przyszło jej wystąpić
otwarcie przeciwko Moranowi.
 Widzę, że nie oszczędzasz już nawet gości.
 Uświadomiłem jedynie twojemu mężowi
kilka podstawowych prawd o życiu.
 Zdaje się, że zapominasz, że jest twoim
gościem.
 Teraz jest członkiem rodziny, jak wszyscy.
 Będzie nim, jeśli zechce  odcięła się z
żarem Sheila.  Nie przyjechał tutaj, żeby go
obrażano.
Nigdy nie szanował Seana. A teraz gardził
nim za to, że pobiegł poskarżyć się babie. Był
wściekły, że własna córka podważa jego
autorytet.
 Jeszcze nie jest ze mą tak zle, żebym
musiał cię pytać, jak mam się zachowywać w
moim własnym domu.
 A szkoda, bo może byś się czegoś nauczył.
 Mam łąkę do skoszenia  wycedził przez
zaciśnięte zęby.  Idz ciosać kołki na głowie
swojemu mężowi, jeśli koniecznie musisz to
robić. Widzę, że masz smykałkę do tej roboty. 
Wyszedł, zanim zdążyła odpowiedzieć.
Według prognozy pogody przez kilka dni
miał być upał. Ponieważ w domu nie brakowało
rąk do pracy, Moran postanowił skosić wszystkie
łąki naraz. Przez wiele godzin dobiegał ich terkot
kosiarki i warkot to zbliżającego się, to
oddalającego traktora. Kiedy Moran nie wrócił z
pola na podwieczorek, Rose i Maggie zaniosły
mu kankę osłodzonej herbaty i kanapki. Przeszły
po pokosie dwóch skoszonych łąk, tylko na
środku trzeciej został jeszcze wąski pasek
nieściętej trawy, i czekały na poprzecznym
zagonie, patrząc, jak trawa z drżeniem ściele się
za kosiarką. Z ostatniego skrawka nieskoszonej
łąki wyskoczyły dwa młode zające.
 Zdążyły w ostatniej chwili  powiedziała z
westchnieniem ulgi Rose.  Tatuś nie cierpi ich
zabijać, ale nie widać ich w trawie.
Zajączki odbiegły kawałek i zatrzymały się
zdezorientowane, ale widząc zawracający
traktor, czmychnęły z łąki i nikt ich więcej nie
widział. Zawracając, Moran dostrzegł czekające
kobiety; skosił ostatni pas trawy i wyłączył silnik.
Skoszona łąka wydawała się idealnie pusta i
czysta. Brnąc przez trawę do miejsca, w którym
stał traktor, o mało się nie potknęły o siedzącą na
gniezdzie samicę bażanta. Zdziwiły się, że nie
odleciała, ale zrozumiały dlaczego, kiedy
zobaczyły pióra na trawie. Maszyna odcięła jej
nogi. W błyszczących oczach wciąż tliło się życie,
szyja i ciało trwały w napiętym bezruchu,
skamieniałe w instynktownej pozie.
 Nieszczęsne stworzenie  westchnęła
Rose.  Dalej tam siedzi.
%7ładna z nich nie odważyła się spojrzeć za
siebie.
 Trafiłeś samicę bażanta  powiedziała
Rose, podając Moranowi kubek herbaty i
rozkładając na masce traktora kanapki.
 Wiem. Nie widać ich w trawie.
Przynajmniej zającom udało się uciec.
Kiedy skończył jeść, zapytał:
 Gdzie zakochana para?
 Poszli na spacer.
 W najbliższym czasie nie będą
potrzebowali spacerów. Będą mieli dość ruchu.
Została mi już tylko ostatnia łąka. Jeżeli nie
zbierzemy wszystkiego do końca tygodnia,
przepadnie.
Spakowały to, co zostało z kanapek i herbaty,
i już miały zejść z pola, kiedy usłyszały, jak silnik
zacharczał i zgasł. Moran zlazł z traktora.
Patrzyły z niepokojem, jak majstruje przy jakichś
drutach i pompie paliwowej. Kiedy ponownie
spróbował uruchomić traktor, silnik zarzęził, ale
zaskoczył.
 Myślę, że tylko Henry Ford lepiej się zna
na traktorach od tatusia  powiedziała Rose,
schodząc z łąki. Był to czysty wyraz uczucia,
ponieważ Moran nie miał głowy do maszyn, a
jego traktor to było stare porsche.
Zostawił skoszoną trawę na łące i dopiero
nazajutrz pod wieczór roztrząsnął ją zgrabiarką.
Kiedy był młodszy, rozważnie kosił każdą łąkę
osobno, ale teraz, mając pełen dom
pomocników, wolał zaryzykować skoszenie
wszystkich naraz, niż ryzykować, że cała ta
koszmarna robota spadnie na niego i Rose.
Z samicy bażanta zostały tylko kępki puchu i
pierza na schnącym sianie. Lis albo kot, a może
wrona, kto to wie... ?
Rankiem ciemnozielone sylwetki buków na
skraju łąki tonęły w mlecznobiałej mgle;
sandałami rozbryzgiwali zielone kałuże na
zasnutych pajęczynami pastwiskach. W sadzie z
gałęzi śliw i jabłoni zwisały białe nitki babiego
lata. Zapowiadał się gorący, suchy dzień. Nawet
wieczorem nie będzie deszczu. Nie mogli zacząć
pracy, dopóki słońce nie osuszy mgły i skoszonej
trawy. Rose usmażyła ogromną patelnię
kiełbasek i krwawej kiszki, które zjedli z
ciemnym chlebem sodowym, popijając
dzbankiem parującej herbaty. Dopiero
wieczorem znajdą czas na następny spokojny
posiłek, a wtedy będą zbyt zmęczeni, by jeść.
Moran zasiadł do śniadania w wyśmienitym
nastroju, zadowolony z pewnej pogody, dużej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •