[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odczuwał.
%7ładna ludzka siła nie byłaby w stanie powstrzymać go od wstąpienia w szeregi tych,
którzy stali się posiadaczami wytworów techniki przyszłościowej. Oczywiście wolałby
dokonać tego przez małżeństwo z Angelą, ponieważ ja kochał i chciałby z nią dzielić również
i te doświadczenia. ale gdyby rzeczywiście postanowiła go kategorycznie odrzucić, sam
zdobyłby niezbędne miliony.
Sformułowanie technika przyszłościowa, które przemknęło mu zaledwie przez głowę,
na dobre teraz zagościło w jego świadomości. Przez chwilę ważył wszystkie zawarte w nim
implikacje, ale co prędzej otrząsnął się z tych rozmyślań. Już i bez fantazjowania na temat
podróży w czasie jego równowaga psychiczna została dostatecznie zachwiana.
A przecież sama koncepcja była intrygująca. No i dostarczała odpowiedzi na wiele
pytań. Chociaż zapalniczki, których tak bardzo pożądał - częściowo dla ich doskonałości, a
częściowo dlatego, że mogły mu przynieść fortunę - pod względem rozwiązania technicznego
znacznie wyprzedzały wszystko, co w tej dziedzinie oferował przemysł, to jednak nie mógł
wykluczyć ewentualności, że konstruował je ukradkiem jakiś geniusz w swojej skromnej
izdebce. Ale nie dotyczyło to tamtego nieprawdopodobnego aparatu telewizyjnego, który nie
mógł zostać wyprodukowany bez możliwości technicznych potężnego koncernu
elektronicznego. Pomysł, że te rzeczy są produkowane w przyszłości i tylko przesyłane
wstecz w czasie, był prawie tak śmieszny jak to, że istnieje jakiś tajny ekskluzywny przemysł,
dostępny jedynie superbogatym...
Connor zapalił cygaro i ogarnęła go dziecinna radość przy uruchamianiu rubinowego
jajka. Zaciągnął się chłodnym dymem i poczuł nagle, że znalazł wreszcie coś, czego
poszukiwał całe życie. Najpierw ostrożnie, a potem zachłannie wciągnął w płuca niezwykły
aromat.
Rozkoszował się. Był to sposób palenia, jaki reklamowały na zdjęciach różne
towarzystwa tytoniowe, i nie miał nic wspólnego z powierzchownym, nie dającym satysfakcji
zabiegiem uchodzącym w powszechnym mniemaniu za palenie. Connor nieraz zastanawiał
się, dlaczego liść, który pachnie tak mamiąco, nim się go zapali lub gdy go pali ktoś inny,
daje zamiast Bóg wie jakich rozkoszy zmysłowych i ukojenia - jedynie pozbawiony smaku
dym.
Zapewnia j ą ci długie, orzezwiające palenie, lekarstwo na wszystkie troski - pomyślał
Connor - i to jest właśnie to. Wyjął cygaro z ust i przyjrzał się banderoli. Była gładka złota i
miała tylko ozdobne P.
- Powinienem się domyślić - oznajmił zwracając się do pustego pokoju. Poprzez
filigran dymu przyjrzał się wnętrzu. Ciekaw był, czy wszystko w nim odbiega od normy, jest
wyższej kategorii, lepsze od najlepszego. A może najwięksi bogacze gardzą tym, co jest
dostępne każdemu śmiertelnikowi, co reklamują w telewizji, co...
- Philip! - W drzwiach stała Angela, biała jak ściana, wściekła. - Co ty tu robisz?
- Rozkoszuję się najlepszym cygarem, jakie zdarzyło mi się w życiu palić. - Wstał z
uśmiechem. - Przypuszczam, że trzymasz je na użytek gości... to znaczy, nie przypominam
sobie, żebyś sama paliła.
- Gdzie jest Gilbert? - ucięła krótko. - W tej chwili zabieraj się stąd,
- Ani mi się śni.
- To ci się tylko tak wydaje. - Odwróciła się ze złością, zamiatając blond włosami i
wiśniową spódnicą. Connor stwierdził, że musi działać szybko.
- Za pózno, Angela. Spróbowałem już twego cygara, które zapaliłem twoją
zapalniczką, sprawdzałem, która godzina, na twoim zegarze, no i oglądałem telewizję.
Spodziewał się bardzo gwałtownej reakcji i nie zawiódł się. Angela wybuchnęła
łzami.
- Ty łobuzie! Nie miałeś prawa!
Podbiegła do stołu, złapała zapalniczkę i usiłowała ją zapalić. Ale bez skutku.
Podeszła do zegara - zegar stał. I do telewizora - który się nie ożywił. Connor chodził za nią
krok w krok, zakłopotany, pełen poczucia winy. Angela opadła na krzesło. Siedziała skulona,
drżąca, z twarzą ukrytą w dłoniach jak zraniony ptak. Jej rozpacz wywołała w sercu Connora
bolesny skurcz. Ukląkł przed nią.
- Angie - powiedział - nie płacz. Ja tylko chciałem cię zobaczyć. Nie zrobiłem
przecież nic złego,
- Dotykałeś tych rzeczy i one się zmieniły. Oni mnie uprzedzali, że się zmien ią, jeśli
dotknie ich ktoś poza klientem... i rzeczywiście...
- Ale przecież to naprawdę nie ma sensu. Kto ci powiedział, że się zmienią?
- Dostawcy. - Spojrzała na niego oczyma pełnymi łez i w tym momencie Ccinnor
poczuł zapach perfum tak wyrafinowany, że miał ochotę rzucić się do ich zródła jak człowiek,
któremu brak powietrza, podbiega do okna.
- Ale co ty...? Ja nie...
- Powiedzieli mi, że to wszystko przestanie działać. Connor usiłował otrząsnąć się ze
skutków dziwnej magii, której podlegał.
- Ależ nic nie przestało działać, Angie. Po prostu przerwa w dopływie energii... czy
coś w tym rodzaju... - urwał niepewnie. Ani zegar, ani telewizor nie miały przewodu.
Zaciągnął się nerwowo cygarem i o mało się nie zakrztusił gryzącym, pozbawionym aromatu
dymem. Silne poczucie straty, którego doświadczył zduszojąc niedopałek, zniweczyło
wszelkie przejawy sceptycyzmu.
Wrócił do Angeli i znów przed nią ukląkł.
- Powiedzieli ci, że te rzeczy przestaną działać, jeżeli dotknie ich ktokolwiek poza
tobą?
- Tak.
- Ale jak to jest możliwe?
Angela delikatnie przytykała do oczu chusteczkę.
- A skąd ja mogę wiedzieć? Kiedy pan Smith przyjechał z Trenton, powiedział coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]