[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chcę, żeby od razu było po sprawie".
Uśmiechnęła się, odsłaniając ostre, białe zęby. Od razu, obiecała i podała mi coś płaskiego,
lśniącego i ostrego. Odłamek stłuczonego lustra.
Duszę Evana.
Jest twoja" - powiedziała. Możesz to zatrzymać. Albo stłuc; w ten sposób uwolnisz
ukochanego".
W nocy wsunęłam odłamek pod łóżko, lśnił w świetle księżyca. Rozbiję go dziś wieczorem,
powiedziałam sobie. I oddam Evanowi jego duszę. Tak, dziś wieczorem.
Lub jutro.
Teraz, za dnia, napój wygląda jak zwykła woda z kawałkiem cytryny. Podsuwam Phillipowi
szklankę, Mimo to nadal słyszę syczenie gęstego płynu, który
chlupocze między kostkami lodu. A może tylko to sobie wyobrażam.
- Damaris prosiła, żeby ci to przynieść - wyjaśniam. - Pomoże ci na ból głowy.
Phillip marszczy brwi.
- Skąd wiedziała, że boli mnie głowa? - Po chwili odkłada gazetę i bierze ode mnie specyfik. -
Dziękuję, Violet - mówi tym swoim sztywnym, oficjalnym tonem.
I upija łyk. Obserwuję, jak przełyka płyn. Nigdy wcześniej nie patrzyłam na Phillipa z taką
fascynacją. W końcu odstawił szklankę.
- Co to za sok? - pyta.
- Aloesowy. Podobno ma działanie lecznicze.
- Ludowe zabobony - prycha i znów sięga po gazetę.
- Jeszcze jedno. Ta kobieta, której pomagał Evan, ciągle ma zepsuty samochód. Evan jednak
nie umiał go naprawić.
Phillip wydyma wargi.
- Od razu jej to mogłem powiedzieć. Chłopak w ogóle nie zna się na samochodach.
- Pytała, czy nie mógłbyś zerknąć - dodaję. - Pewnie ty potrafiłbyś naprawić auto.
- Zgadza się. - Znów podnosi szklankę, opróżnia ją i cmoka. - Chyba powinienem pomóc tej
biednej kobiecie. - Wstaje.
- Byłoby wspaniale. - Wskazuję na ścieżkę. -Mieszka w różowym domu. Czeka na ciebie.
To mój ojczym - powiedziałam pani Palmer. - Jest silniejszy od Evana. Starszy. I bije moją
matkę. Tak jak mąż panią".
Phillip niezręcznie klepie mnie po ramieniu.
- Dobra z ciebie dziewczyna, Violet.
Nie, myślę sobie. Dobra to akurat nie jestem. Bo gdzieś tam w różowym domu czeka Anne
Palmer, z czerwonymi ustami i szklanym ogrodem, ze swoimi lustrami, które zabiorą ci
duszę. Patrzę, jak Phillip wbiega na ścieżkę, trochę sztywno w nowych klapkach, a słońce
odbija mu się od głowy w miejscu, gdzie zaczęła pojawiać się łysina. Nic nie mówię. Wiem,
że on już nigdy nie wróci.
Claudia Gray
Nie lubię twojej dziewczyny
CZZ I
WAKACYJNA LISTA RZECZY:
- letnia sukienka
- sandałki
- czarne bikini, na wypadek gdybym się ośmieliła
- fioletowy kostium jednoczęściowy, na wypadek gdyby się nie ośmieliła
- sterylizator parowy na kuchenkę
- okulary przeciwsłoneczne
- tłuczone muszle małży
- jad żmii
- skrzydła ciem
- iPod
SAMODOSKONALENIE - CELE:
Tego roku na wybrzeżu zamierzam:
- być milsza dla Thea; mama twierdzi, że on bardzo mnie podziwia, chociaż okazuje to wyłącznie
przez wkładanie mi zdechłych rozgwiazd do butów
- po sabatach powtarzać materiał z mamą, żebym nie zapomniała wszystkiego przed powrotem
do domu
- ignorować Kathleen Pruitt i jej złośliwości, bo nie wolno mi zniżać się do jej poziomu
- Wiem, że jesteś metodyczna, ale to już śmieszne. Cecily Harper podniosła wzrok znad notesu i
zobaczyła, że w drzwiach stoi jej tata, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i uśmiechem na
twarzy. Teatralnym gestem podkreśliła ostatnie słowa.
- Sporządzanie list to jeden z siedmiu zwyczajów skutecznego człowieka.
- Skarbie, listy już mnie nie dziwią - odparł tata Cecily. - Robisz je, odkąd nauczyłaś się pisać.
Ale twoja walizka... Posegregowałaś ubrania kolorami. Zerknęła na otwarty bagaż, który leżał na
łóżku. Białe rzeczy z lewej, czarne z prawej. Pomiędzy nimi upchnęła kolorowe ciuchy.
- A ty jak się pakujesz? - spytała, wzruszając ramionami.
Tata z czułością potargał jej włosy. Trochę to zirytowało Cecily, bo przed chwilą uczesała się w
porządny kucyk, jednak wkrótce przestała o tym myśleć. Znacznie bardziej zaniepokoił ją fakt,
że ojciec wypatrzył w walizce coś niezwykłego.
- Co to? - Marszcząc brwi, podniósł fiolkę ze skrzydłami ciem.
- Ee... - Usiłowała wymyślić jakieś kłamstwo, ale nie potrafiła. - No więc...
Na twarzy taty ciekawość ustąpiła miejsca obrzydzeniu.
- Cecily, czy to są skrzydła owadów?
Powiedz mu prawdę.
- Tak. Ciem. Do magicznych zaklęć. - dodała z nagłą śmiałością. Zarumieniła się z emocji.
- Co? - Ojciec wytrzeszczył oczy.
- Cecily, nie drażnij się z tatą. - Do sypialni wkroczyła matka i energicznie przechwyciła słoik. -
Simonie, przecież to płatki mydlane. Do kąpieli. Specjalnie produkują je w kształcie skrzydełek
ciem i oczu traszek czy czego tam jeszcze, żeby wyglądały jak magiczne rekwizyty. To chyba ma
coś wspólnego z Harrym Potterem.
- Znowu Harry Potter. - Tata zachichotał. - Ci goście od marketingu nie przepuszczą żadnej
okazji...
Mama wcisnęła słoik z powrotem do walizki, obrzucając córkę ostrzegawczym spojerzeniem.
- No, pośpieszcie się - powiedziała niespodziewanie pogodnym głosem. - Za piętnaście minut
ruszamy na lotnisko. Kochanie, sprawdz, co u Thea, dobrze? Przed chwilą widziałam, jak
próbuje wcisnąć Grubcia do bagażu podręcznego.
- O rany! - Ojciec ruszył truchtem wzdłuż korytarza. - Tylko tego trzeba, żeby zatrzymała nas
ochrona z powodu chomika.
- Czy znów musimy o tym rozmawiać? - wymamrotała matka, ledwo tata oddalił się na
wystarczającą odległość.
- Och, jakże mi przykro, że naraziłam na niebezpieczeństwo całą naszą egzystencję. - Cecily
przyjęła melodramatyczną pozę, potrząsnęła włosami i zacisnęła dłonie na piersiach jak heroina z
kina niemieckiego. - A jeśli tata postanowi spalić nas na stosie? Coż poczniemy?
- Zapakuj walizkę do samochodu, dobra? I nawet nie myśl o podobnych numerach, kiedy
dotrzemy na miejsce. W Karoline Północnej nikt nie będzie się z tobą tak cackał jak ja. - Matka
natychmiast wyszła, nie przejmując się kolejnym spięciem na stary temat. Ale Cecily się
wściekła, że obróciła sprawę w żart, zamiast poważnie ją omówić. Zazwyczaj starała się
szanować zasady Magicznego Rzemiosła, których się nauczyła zaledwie w wieku ośmiu lat.
Większość praw była rozsądna - nakładały zrozumiałe ograniczenia na korzystanie z
niewiarygodnych mocy. Cecily stała się już całkiem dobrą wiedzmą także dzięki temu, że
znakomicie opanowała te reguły. Uważała jednak, że to nie jedyna jej zasługa. Nie ograniczyła
się do wkucia praw na pamięć; zmusiła się, by je zrozumieć. Co innego po prostu zapamiętać, że
czarownicom nie wolno opętać woli ludzi, a co innego naprawdę wiedzieć, dlaczego nie należy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]