[ Pobierz całość w formacie PDF ]
roztrzaskaną rurą kanalizacyjną i zaczai kropić ziemię wodą święconą.
Zapomnij, Panie, o grzechach naszych i o grzechach naszych przodków. Nie karz
nas, Panie, za nasze przewiny i wysłuchaj naszych modłów.
Usłysz nasz płacz, Panie zaszemrali w odpowiedzi robotnicy.
Ojciec Ksawery rozłożył ramiona i odrzucił do tyłu głowę.
Wypędzam cię, duchu najbardziej nieczysty, zesłany przez nieprzyjacioły,
wypędzam cię, wszelka zjawo, wypędzam cię, legionie piekielny. Wypędzam cię w
imię naszego Pana Jezusa Chrystusa. Opuść to miejsce. Nakazuje ci to On, który
strącił cię
20 Dziecko ciemności
305
w najgłębsze otchłanie. Nakazuje ci to On, który włada nad oceanami, wiatrami i
burzami. Słuchaj zatem i trwóż się ty, fałszywy proroku, stręczycielu śmierci,
niszczycielu życia, mącicielu spokoju, kusicielu mężczyzn, podżegaczu zła,
zaczątku skąpstwa, siewco niezgody, sprawco wszelkich trosk. Odejdz. Bądz korny
i zostań powalony, a dziedziną twą niech stanie się pustynia. Nie ociągaj się.
Albowiem nadciąga twój Pan i Władca, a przed Nim lśni światłość wielka, która
cię oślepi i spali cię, jak wszystkie nieprzyjacioły Jego.
Ksiądz Ksawery ponownie skropił ziemię wodą święconą.
Ojcze nasz... zaczął i dalej modlitwę ciągnął już po cichu.
...ale nas zbaw ode złego. Amen zakończył głośno i w tej samej chwili,
rozbryzgując wokół pomarańczowe iskry, eksplodowała jedna z lamp łukowych.
Po chwili eksplodowała następna i następna, i jeszcze następna, aż w końcu plac
budowy spowił nieprzenikniony mrok.
Brzezicki! ryknął Ben. Włącz pan światła awaryjne!
W generatorze nie ma paliwa odparł majster.
To wymień pan te cholerne żarówki!
Nie wiem, czy mamy zapasowe. Muszę sprawdzić w magazynku.
Cholera jasna, włączyć światła. Komuś może stać się krzywda!
Wszczął się zamęt, wszyscy się przepychali. Sarah przysunęła się bliżej Reja i
Marka. Powoli jej wzrok przyzwyczajał się do panującego mroku rozświetlanego
jedynie nikłym światłem odległych ulicznych latarni. Dostrzegała biały obrus i
sylwetki baraków. W pewnej chwili wydało się jej nawet, że przy stercie gruzuj
gdzie stali robotnicy Brzezickiego, dostrzega poruszający się ogromny, mroczny
kształt.
Stefan odezwała się. Widzisz to?
Co? Co mam widzieć?
Cień przebiegł obok zaimprowizowanego ołtarza i wtopił się w inne cienie.
Jestem przekonana, że coś zauważyłam. Wyglądało to jak cień, ale wcale cieniem
nie było.
Masz bujną wyobraznię, to wszystko. Chodzcie... wynośmy się stąd. To już
zaczyna przypominać farsę.
Zwiatła, na Boga, zapalcie te lampy! ryczał Ben. Przyszliśmy wziąć udział
w egzorcyzmach, ceremonii religijnej, a nie na prywatkę przy zgaszonych
światłach!
306
Rozbłysła wymieniona w jednej z łukowych lamp żarówka i wśród ludzi Brzezickiego
rozległ się prostacki śmiech. Zapłonęła kolejna lampa i jeszcze następna. Plac
budowy ponownie był rzęsiście oświetlony, a do grupy robotników dołączył
zadowolony z siebie Brzezicki. Otrzepywał dłonie z kurzu.
I wtedy wszyscy spostrzegli, że zniknął ojciec Ksawery.
Czy ktoś go widział? zapytał Ben. Kiedy zgasło światło, stał dokładnie w
tym miejscu. Był niecałe dwa metry ode mnie! Brzezicki i jego ekipa ruszyli w
stronę ołtarza, ale ubiegł ich Rej.
Czy któryś z was widział księdza? zapytał robotników.
A niby jak, komisarzu! Księdza po ciemku i wronę w kopami węgla widać równie
wyraznie.
Rej gestem nakazał wszystkim zatrzymać się tam, gdzie stali, a sam powoli
obszedł ołtarz, szukając śladów stóp. Tuż obok dotykającej ziemi lamówki obrusa
dostrzegł niewielki, brązowy woreczek z palcem serdecznym świętego Gerarda
Majelli. Podniósł relikwię i położył na ołtarzu obok Biblii.
Powiem wam jedno odezwał się. On nie odszedł tak sobie. Ta relikwia jest
dla niego bezcenna.
Odchylił skraj obrusu i magiczne zniknięcie kapłana natychmiast się wyjaśniło.
Ksiądz Ksawery siedział przykucnięty w kurzu pod stołem i kościstymi rękami
zasłaniał głowę. W pierwszej chwili Sarah sądziła, że nie żyje, ale Rej położył
kapłanowi dłoń na ramieniu i powiedział:
W porządku, proszę księdza. Może już ksiądz wyjść. Proszę... pomogę ojcu wstać
dodał, wyciągając rękę.
Ojciec Ksawery wyczołgał się na kolanach i łokciach spod ołtarza. Już w chwili
pojawienia się na placu budowy wyglądał słabowicie, ale teraz z twarzy odpłynęła
mu cała krew, a jego skóra przypominała gniazdo os była papierowa i
śmiertelnie blada. Kapłan tak straszliwie dygotał, że z trudem zachowywał
równowagę i Brzezicki musiał go podtrzymywać.
Co się księdzu przytrafiło? chciał wiedzieć Ben. Przecież tylko zgasły
światła, to wszystko. Proszę mi nie mówić, że choć całe życie wypędza ksiądz
demony, to boi się ciemności.
Ojciec Ksawery popatrzył pełnym przerażenia wzrokiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]