[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wsunął głowę przez drzwi.
W High Grove Country Club.
Wspaniale. Tam gdzie miała brać ślub następnego dnia i gdzie jeszcze
dzisiaj odbywała się próba.
Nie zapomnij, \e o piątej jest próba rzuciła.
Nie mam zamiaru się męczyć sama, więc lepiej przyjdz.
W porządku, będę obiecał. Mrugnął do niej i uśmiechnął się
seksowne, po czym wyszedł na dobre.
Nie miała chwili do stracenia. Co na siebie wło\yć? Paige rzuciła się w
stronę szafy w poszukiwaniu odpowiedzi.
Kostium. Najlepszy będzie kostium. Z pewnością ma jakiś. Rzeczywiście,
le\ał zmięty na dnie szafy. I nie bez powodu. Na \akiecie była plama.
Inny kostium. Musi być jeszcze jeden. I był. Czarny, ze spodniami, zbyt
strojny na dzień.
A ten? Wyjęła go z szafy. Pogrzebowy. Przynajmniej tak go nazywała.
Te\ czarny; dobrze w nim wyglądała. Wło\yła go i obejrzała się w lustrze.
Kto wkłada taką krótką spódnicę na pogrzeb? Pociągnęła jej skraj, ale bez
rezultatu. Czy\by skurczyła się w praniu? Prawnicy pomyślą, \e jest bezwstydną
wietrznicą, która pokazuje kolana... i dobrych parę centymetrów uda.
Zamknęła oczy, \eby opanować panikę, i zaczęła się zastanawiać, w jaki
sposób w ciągu zaledwie dwóch dni zmieniła się z nudnej w bezwstydną. Czemu
Shane nie ostrzegł jej wcześniej o obiedzie? Celowo próbował ją doprowadzić
do rozpaczy?
Jeśli tak, odniósł pełny sukces.
Siadła na łó\ku, wło\yła rajstopy i buty. Oczywiście Schuster postanowił
wskoczyć jej na kolana właśnie w tym momencie. Zwietnie. Teraz jeszcze ma
kocie futro na czarnej spódnicy.
Przegoniła kota i szczotką zmiotła z siebie sierść. Potem, widząc rozpacz
w jego oczach, omal się nie rozpłakała i musiała go przytulić i przeprosić, \e
była taka ostra. Po czym musiała znowu sięgnąć po szczotkę.
Kiedy stanęła na eleganckim parkingu przed klubem, poprawiła makija\.
Z jakiegoś powodu jej włosy tego dnia odmówiły posłuszeństwa i jakby nabrały
\ycia. Szczególnie jeden uparty lok sterczał w górę, nadając jej wygląd postaci z
kreskówki.
Przynajmniej były w odpowiednim kolorze. Pomarańczowe jak
marchewka. Albo jakby rudawe , \eby zacytować Shane a. To się nazywa
inwencja.
Ale wynagrodził jej to ubiegłej nocy. Jej ciało wcią\ jeszcze odpowiadało
dreszczem rozkoszy na samo wspomnienie.
Oblała się rumieńcem. Pięknie. Znowu się zaczerwieniła. Patrząc w
lusterko, odkryła, \e ma na piersi otarcie od jego brody. Zapięła wy\ej kostium
tylko po to, by znalezć kolejny ślad u nasady szyi.
Z tylnego siedzenia wzięła jedwabną apaszkę i zawiązała wokół szyi.
Palce zesztywniały jej ze zdenerwowania, tak \e musiała poprawiać szal trzy
razy, nim wyglądał w miarę przyzwoicie.
Wtedy się okazało, \e jest spózniona dwanaście minut. Wyskoczyła z
samochodu i omal nie gubiąc butów, pobiegła do wejścia. Tam ją
poinformowano, \e pan Biggs czeka na nią w Sali Dębowej.
Sala Dębowa powinna się raczej nazywać ciemnią, zielone story bowiem
prawie nie wpuszczały do środka słońca, a elegancki kandelabr dawał tylko
stłumione światło. W porównaniu z jasnością dnia to miejsce przypominało
jaskinię.
Dziewczyna zmru\yła oczy i zobaczyła idącego w swoją stronę
mę\czyznę. Był chudy i wysoki, o pociągłej, orlej twarzy, jakiej spodziewałaby
się u Dickensowskiego krwiopijcy. Gdyby nie garnitur o współczesnym kroju,
mógłby wyskoczyć z kart Małej Dorrit .
Pani musi być panią Turner. Witam. Jestem Timothy Biggs. A oto mój
wspólnik Jonathan Bottoms.
Pan Bottoms mógł być jego bratem blizniakiem, tak podobni wydali się
zdenerwowanej dziewczynie. Obaj byli wysocy, mieli siwawe włosy i oczy jak
węgle.
Ogromnie nam miło, \e mogła się pani dzisiaj z nami spotkać zwrócił
się do niej pan Biggs, po czym ujął ją za łokieć i poprowadził w głąb pokoju.
Bardzo przepraszam, \e się spózniłam zaczęła zdyszana.
Nic nie szkodzi zapewnił prawnik. Mamy dla pani niespodziankę.
Proszę zobaczyć, kto z nami jest.
Serce dziewczyny zabiło z nadzieją. Czy\by Shane przybył jej na
odsiecz? Ale nie... Mrugnęła znowu. Nie, to nie mo\e być...
No, Paige, co masz do powiedzenia na swoją obronę? spytała surowo
babka, stukając w ziemię hebanową laską.
Coś mi tu cuchnie mruczał Shane, siadając obok wspólnika w barze
Al s Tavern.
Mówiłeś to ju\ co najmniej dziesięć razy odparł Koz, sięgając po
orzeszki.
Właśnie teraz powinienem jeść obiad z Paige i prawnikami.
Ano kiwnął głową kolega, wrzucając sobie orzeszka do ust. To te\
powtarzałeś ju\ z dziesięć razy.
Przede wszystkim nie rozumiem, po co szef mnie dzisiaj wzywał. Nie
ma tu nic do roboty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]