[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na siebie uwagę. - To Stoned Ranger, oczywiście. Jest tylko trochę nieśmiały i nie lubi przyznawać
się przed obcymi, że zabił więcej ludzi niż mieści się ich w pociągu. Razem z wagonem
służbowym. Wiem to, gdyż jestem jego wiernym chingerskim towarzyszem - Procto. Albo jakoś
tak. Przybyliśmy tu, aby ostatecznie rozprawić się z bandą Jismów i Billym Kidneyem. A przy
okazji, nie widziałeś tu czasem śmierdziela zwanego Delaznym, co?
Dziki Will wysoko uniósł krzaczaste brwi.
- Billy the Kidney, mówisz. Psiakręć! Polujecie na grubego zwierza. Nic nie wiem o żadnym de
Luznym, ale mogę wam sporo powiedzieć o Billym the Kidneyu! Faktycznie, to jestem nie tylko
jego biografem, ale i zbieraczem wszystkich ballad, legend i powieścideł za pensa o tym
zuchwalcu.
- No, chyba nikomu nie zaszkodzi, jeśli posłuchamy o facecie, którego ścigamy, co Bill? - spytał
Bgr. Bill wzruszył ramionami, podniósł szklaneczkę i osuszył ją.
- Tylko dolewajcie w porę, compańeros, a cały zamieniam się w słuch!
Uśmiechnął się głupawo, gdy postawiono przed nim kolejny kieliszek. Dręczyło go jakieś
wspomnienie. Czegoś? Kogoś? Nowa fala alkoholu spłukała tę myśl. Podniósł następny kieliszek.
Stuknąwszy się z nowym przyjacielem - Dzikim Willem Hiccupem - wypili swoje zdrowie.
- Doc! - zawołał Will, zwijając dłoń w trąbkę. - Doc Shoreleave! Przynieś moją sakwę z tamtego
stolika!
Odwrócił się z powrotem do Billa.
- Właśnie dziś zdobyłem kilka nowych książek o Kidneyu. Wystarczy gwizdnąć, a będziemy
mieli publiczne czytanie!
Dziki Will pociągnął whisky z dużej szklanki i oddał resztę mężczyznie, który przyniósł mu
worek z książkami. Doc Shoreleave wyróżniał się gruzliczym kaszlem i worami pod oczami.
- Dzięki, Doc. Biedny Doc. Przypadkowo wysiadł tutaj z gwiazdolotu "Untermensch". On i
szeryf Wyatt Slurp mają porachunki z bandą Jismów, prawda, Doc?
Doc mruknął coś, że ćmi mu się w oczach, wlał w siebie resztę potrójnej whisky i wrócił
drzemać na swoim krześle. Dziki Will pogmerał w sakwie, wyciągnął dwie tandetnie wydane
broszury o krzykliwych okładkach, uniesioną ręką nakazał ciszę i zaczął czytać:
DAOC TO SPRAWNA PANI (jedenasty tom serii Fiut! - do jutra) napisał Robert A. Hejnał
Denver uderzył.
Puścił wielkie stada rakiet, próbując rozwalić na atomy Billy Kidney'a i mnie, na pustyni. Jednak
ci cwaniacy od komputerowego złomu nie mieli pojęcia, że Billy i ja jesteśmy na Księżycu,
kopiemy lód, a także zabawiamy się z licznymi dojrzałymi, chętnymi kobietami (to były naprawdę
surowe panie!) wraz z naszym dobrym kumplem, napalonym komputerem - Shylockiem. (Ta kupa
neurystorów nie leciała na byle jaki kawałek ciała!)
Mój stary, Lazarus Hung, nauczył mnie dwóch rzeczy: "Bądz miły dla kobiet" i "Nie pozwól,
żeby weszły ci na głowę". Dlatego kiedy Denver zbombardowało naszą bazę na pustyni,
postanowiliśmy dać im skosztować ich własnego lekarstwa, więc zmieniliśmy tor kilku asteroidów
i załatwiliśmy drani na dobre.
NMCTJNP. Co oznacza: "Nie ma czegoś takiego jak niezależny prawnik". Wiem o tym
doskonale, zanim zmieniłem nazwisko, byłem znany jako Pieniacz Larry. Złożyłem więcej
pozwów niż ty zjadłeś hamburgerów! To cholerna prawda. Niech to szlag!
Jednak wróćmy do Billy'ego.
Kidney i ja znamy się od dawna. Ten frajer wcale się nie starzeje - nie wiem, jak on to robi.
Pamiętam, jak cofnąłem się moją maszyną czasu S.S. "Sznurówka" i spotkałem go z Patem
Gerrettem w domu uciech w Oklahoma City. Kidney był wtedy ledwie szczeniakiem, używał
nazwiska William Boner. Paskudny mały drań. Widziałem, jak z zimną krwią zastrzelił pięciu ludzi
i pomyślałem sobie, ten facet jest napompowany testosteronem! Na pewno przydałby nam się na
Księżycu!
Powiedział "Dobra!, kiedy usłyszał o wolnym seksie. Jednak nie mówiłem mu o prawnikach ani
o posiłkach.
Tymczasem zdarzyło się coś dziwnego. Podróż w czasie bardzo nim wstrząsnęła. Zaczął
mutować, do licha!
Skąd miałem wiedzieć, że do tego dojdzie. W każdym razie, Kidney nadal jest wielki, wystarczy
wysłać za nim robościerkę, żeby sprzątała ślady.
Jak powiada stary Lazarus: "Człowiek osiąga nieśmiertelność dzięki swemu mózgowi i
podbojom seksualnym". To brzmi niezle, chociaż trochę w stylu męskiej szowinistycznej świni.
Lekturę przerwał ochrypły krzyk za wahadłowymi drzwiami saloonu.
- To banda Jismów! Są tutaj. A Kidney...
Bum! Odgłosowi strzału towarzyszyło natychmiastowe bzyknięcie przelatującego przez pokój
rykoszetu.
- Aaaa! - rzekł ktoś. Do środka wtoczył się wysoki mężczyzna w bryczesach i zakrwawionej
kamizelce. - Dostali mnie!
Runął jak długi, przy czym jego ostrogi sterczały w kierunku sufitu, dzwoniąc jak małe
dzwoneczki. - O panie! - rzekł Dziki Will, pospiesznie zamykając książki i dając nura pod stół. - To [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •