[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale gdyby trochę brakowało...
- Czy chciałaby pani, abym tak\e trochę nie dotrzymał słowa?
- przerwał Alvarez. - Nie mogę rozło\yć swego słowa na części.
Będę się więc uwa\ał za zwolnionego od przyrzeczenia, gdyby zabrakło choć jednego peso.
123
- To byłoby ohydne! - zawołała Josefa zapominając, \e ktoś niepowołany mo\e ją usłyszeć i co
gorsza rozpoznać. - Zmusiłby mnie pan wtedy do wyjawienia, kto zabrał skrzynie.
Alvarez uśmiechnął się i rzekł lodowatym tonem:
- Niech pani nie grozi. Przecie\ doskonale pani wie, \e nie pozostanę ~dłu\ny. Wszyscy dowiedzą
się, kto te skrzynie wy-szpiegował, kto mi o nich powiedział i kto tu stał na stra\y. Oto i mój
koń. Do widzenia, seniorita! Zawiadomię was, ile pieniędzy znalaz-łem, policzę je co do
jednego.
Dosiadł konia i odjechał. Josefa musiała sama wrócić do domu. Miała przeczucie, \e miliony,
które postawiła na jedną kartę, nic jej nie przyniosą.
Następnego ranka cały Meksyk był poruszony wiadomością o niesłychanym rabunku. Ludzie nie
mogli pojąć, w jaki sposób go dokonano, mimo \e ślady były przecie\ wyrazne. Znaleziono aparat
do automatycznych strzałów, dwa ciała, lampy, deski oraz kartkę, na której ktoś napisał:
Taki los powinien spotkać obcych, którzy przybywają do Meksyku pod pozorem spelnienia misji, a
w istocie gromadzą bogactwa, aby ogo~ocić z nich kraj.
~eden z tych, którym zemsta zawsze się udaje. Wszystkie poszukiwania na nic się zdały. I
pieniądze, i lord Dryden, i jego córka zniknęli, jakby się rozpłynęli w powietrzu. Pozostały tylko w
biurku lorda jego notatki. Według nich w piwnicy była suma czterech i pół miliona pesos w złocie i
papierach wartościowych. Gdy się o tym dowiedzieli Pablo Cortejo i Josefa, ogarnęła ich
bezgraniczna wściekłość. Umowę z Alvarezem musieli uznać za zerwaną. Rozczarowanie ich
wzmogło się jeszcze, gdy w kilka dni po napadzie ktoś im przysłał wycinek z gazety, omawiający
rabunek i wysokość zrabowanej sumy. Na wycinku tym widniał dopisek:
~esteśmy kwita. Pomyślcie nad tym, czy się pan w ogóle nadaje na prezydenta i czy seniorita
,~osefa by~aby godng córkc~ najwy,\szego dostojnika kraju.
124
Tak samo jak zaginął lord i Amy, przepadł list, napisany przez Angielkę w imieniu Pedra Arbelleza
do syna kapitana Ungera, oraz wartościowa przesyłka, do której był dołączony. Najwy\szy sędzia
wyekspediował ją, zachowując wszystkie środki ostro\ności, a po-niewa\ nie było reklamacji -
adresat nie miał przecie\ pojęcia, i\ wysłano doń cokolwiek - Juarez był przekonany, \e paczka
dostała się we właściwe ręce.
*
Roseta Sternau powiła przed laty córeczkę ku ogólnej radości wszystkich mieszkańców zamku
Reinswalden. Przed porodem kobiety okazywały wszelką pomoc pięknej poło\nicy, mę\czyzni zaś
pomrukiwali:
- Psiakość, \eby to był chłopak!
Kapitan Rodenstein siedział w swym gabinecie i coś liczył bez końca. Wreszcie zauwa\ył, \e
zamiast dodawać odejmuje, a zamiast mno\yć dzieli. Gdy poprawił ten błąd, tak z kolei poplątał
zające, psy, morgi, jelenie, jodły, cietrzewie, \e w końcu odrzucił pióro i na pół gniewnie, na pół
\artobliwie zawołał:
- Do kroćset fur beczek! Człowiek traci głowę, gdy ma przyjść na świat nowy człowiek! W
dodatku nie wiadomo, czy to będzie chłopak czy dziewczyna! Chwała Bogu, \e się nie
o\eniłem. Gdybym miał dwananścioro lub szesnaścioro dzieci, z pyszna miałyby się moje
rachuneczki! Pomieszałbym wszystko: dęby, morgi, jamniki, konie... Wszystko!
Gdy to mówił, otworzyły się drzwi i wszedł Ludwik. Stanąwszy na baczność, czekał, a\ pan się do
niego odezwie.
- Czego chcesz? - burknął nadleśniczy.
- Z przeproszeniem pana kapitana, chciałbym zapytać: właś-ciwie co?
- Jakie co? Mów jaśniej, do diabła:
- Jak to jaśniej? Co, co do diabła? Co to będzie? Chłopiec czy dziewczyna?
- Czyś postradał zmysły?
- Wedle rozkazu, panie kapitanie! Pod drzwiami stoją muzy-
125 kanci i czekają. Je\eli będzie chłopak, zagrają piosenkę męską, je\eli dziewczyna - panieńską.
Nadleśniczy wrzasnął:
- Aotrze, człowieku bez czci i wiary! Czy mam cię wyrzucić razem z twoją orkiestrą? Czy to
uchodzi r\nąć nad uchem słabej poło\nicy? Spróbuj no ty się poło\yć i powić dziecko, a nie
wiem, czy będziesz zachwycony, gdy ci kto koncert urządzi! To nie-słychane! Mam wra\enie...
- W tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich zadyszany Alimpo.
- Dziewczyna, panie kapitaniei - zameldował.
- Dziewczyna? Naprawdę?
- Tak. Moja Elvira mówi to samo.
- Hura! Zdrowa, co?
- Jak ryba!
- Wiwat, hura, hura! Biegnij, Alimpo, opowiedz wszystkim, \e to dziewczyna, dziewczyna. No,
nygusy, czegó\ tu stoicie z roz-dziawionymi gębami? Ka\dy dostanie dziś ode mnie porządną
porcję piwa. Niech panna Sternau upiecze zaraz placek ze śliwkami, a Henryk niech idzie do
księdza i zakrystiana! Tymczasem młoda matka le\ała w łó\ku i przypatrywała się swemu
śpiącemu dziecku. Obok siedziała pani Sternau, matka jej mę\a.
- Jak się czujesz, Roseto? - szepnęła zatroskana.
- Jestem osłabiona, ale szczęśliwa. Daj mi jego fotografię!
Wskazała na ścianę, na której wisiała fotografia mę\a. Pani Sternau zdjęła ją i poło\yła na łó\ku
obok dziecka. Roseta przyjrzała się dziecku i fotografii.
- Czy podobna do niego? - zapytała cicho.
- Bardzo - odparła teściowa, nie chcąc sprawić przykrości synowej, choć trudno było w noworodku
doparzyć się podobień-stwa do kogokolwiek.
- Ach, gdyby mój dobry Carlos wiedział o tym!
Z oczu Rosety popłynęły łzy. Zaczęła modlić się za tego, który był nie wiadomo gdzie. Błądziła
wzrokiem od dziecka do fotografii, wreszcie zmęczona zasnęła.
Po kilku tygodniach dziewczynka została ochrzczona. Rodzicami 126 chrzestnymi byli hrabia
Manuel, pani Sternau i kapitan Roden-stein. Otrzymała imię matki, zdrobniale nazywano ją
Ró\yczką. Mieszkańcy zamku \yliby szczęśliwie i spokojnie, gdyby nie tęsknota za bliskimi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •