[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jezdzie. Z gardła Greya wydobył się jęk niezadowolenia.
- Co się stało?
Sophia skierowała wzrok w stronę domu. Jej oczom ukazały się trzy lśniące
kabriolety. Jeden w kolorze metalicznego błękitu, drugi czerwony niczym wóz stra-
żacki, trzeci w odcieniu jaskrawej zieleni. Z samochodów wyłoniły się trzy postaci
kobiece, każda w pasujących do aut barwnych strojach. Wszystkie trzy weszły po
schodkach na werandę, zastukały do drzwi, moment odczekały, następnie rozmon-
towały framugę okienną, skręciły ją z powrotem i po chwili znikły w środku.
S
R
- Kradzież z włamaniem? - Nagle Soph doznała olśnienia. - To twoje maco-
chy, prawda? Skąd wiedziały, że można się tak dostać do domu?
- Powiedziałem im kiedyś, że jeśli już muszą zostawiać klucz przy domu, to
lepiej pomiędzy szybami niż pod wycieraczką. - W mieście by tego nie robił, ale tu,
na pustkowiu, uznał, że nikt klucza nie ukradnie. - Najwyrazniej postanowiły się
rozgościć i na nas poczekać.
Marzył o tym, by zapomnieć o macochach i kontynuować igraszki z Sophią,
ale to nie był najlepszy pomysł. Wystarczył jeden pocałunek, a już chciał czegoś
więcej; gotów był nie myśleć o konsekwencjach, o ostrożności, o...
- Chcesz gdzieś pojechać? %7łeby uniknąć spotkania? - zapytała. - Pierwszego
dnia prosiłeś, żebym cię chroniła przed niezapowiedzianymi gośćmi.
Była taka urocza w swym pragnieniu, aby go chronić przed intruzami. Uznał,
że też powinien otoczyć ją opieką. Kłopot w tym, że największe zagrożenie dla niej
stanowi on sam.
Przygryzła wargę.
- Jeżeli ich obecność podziała na ciebie stresująco...
- Nie podziała - odparł.
Ich przyjazd prawdopodobnie uchronił go przed popełnieniem ogromnego
głupstwa.
Dzwignął się z koca i podał Sophii rękę.
- To co? Jedziemy na spotkanie?
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
- Leanna, Sharon, Dawn... Co za niespodzianka - powiedział Grey.
Wszystkie trzy poderwały się z foteli i ruszyły mu naprzeciw.
- Jak się czujesz, Grey?
- Wszystko się goi, jak powinno?
- Pobyt na wsi dobrze ci robi?
W oczach kobiet widać było autentyczną troskę; po chwili, nawet nie czekając
na odpowiedz, zaczęły rozprawiać jedna przez drugą a to o podróży, a to o poży-
czeniu firmowego środka lokomocji, a to o spłacie zaległych rachunków.
- Miewam się coraz lepiej - oznajmił Grey, kiedy na moment zamilkły. Zapra-
szającym gestem wskazał kanapę i fotele. - Wpadłbym do was po powrocie do
Melbourne, ale skoro postanowiłyście mnie odwiedzić...
Usiadły. Każda szczegółowo wyjaśniła, na czym polega jej problem. Następ-
nie wszystkie trzy popatrzyły na niego, jakby czekały na jego mądrą radę.
Grey usiadł na kanapie. Sophia również, po jego lewej ręce. Zerknął na nią,
potem leciutko musnął jej ramię. Wciągnęła z sykiem powietrze.
- To jest Sophia Gable, która pomaga mi w czasie mojej niedyspozycji. A to,
Sophio, są byłe żony mojego świętej pamięci ojca, Sharon, Dawn i Leanna.
Kobiety uśmiechnęły się. Sophia skinęła głową.
- Zaparzyłabyś nam herbaty, Soph? - zadając to pytanie, Grey dotknął udem
jej uda. - Albo nie, może napijemy się kawy z kardamonem? Przynieś też te cia-
steczka, które upiekłaś wczoraj wieczorem.
- Oczywiście. - Wstała. Zauważyła, że znów się do niej zwrócił Soph". Cho-
ciaż nie miała ochoty wychodzić, domyśliła się, że Grey chce porozmawiać z ma-
cochami na osobności. W porządku, przygotuje w kuchni kawę i ciastka, a jeśli
usłyszy w salonie podniesione głosy, przybiegnie na ratunek. - Wrócę za parę mi-
nut, ale gdybym była ci wcześniej potrzebna...
S
R
- Nie kuś - zamruczał pod nosem tak, by nikt poza nią nie słyszał.
Wytrzeszczyła oczy, po czym wybiegła zarumieniona. Odprowadzając ją
wzrokiem do kuchni, Grey nie mógł powstrzymać uśmiechu. Po chwili przeniósł
spojrzenie na trzy macochy, które przyglądały mu się z różnym stopniem zacie-
kawienia w oczach.
Z kuchni dobiegały hałasy, brzęk talerzy i filiżanek. Postanowił czym prędzej
załatwić tę sprawę, najlepiej zanim Sophia wróci do salonu. Wiedział, że pragnie
go chronić. Zresztą pierwszego dnia sam prosił, aby nikogo do niego nie dopusz-
czała. Trudno jednak, żeby wyrzuciła za drzwi jego macochy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]