[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokot wielkich łowów.
Książę, który zasnął pózno, zbierał się właśnie, by ich obejrzeć
i odszukać między nimi tarczownika, któremu życie zawdzięcza, gdy
przyszedł Michał. Pamiętał miejsce tego zajścia i odszukał zwłoki po-
ległego, a nawet odnalazł jego dziewierza. Od niego wywiedział się,
że poległy zwał się Cieszko, z wolnych kmieci był, małżonkę miał
Czesławę i jednorocznego synka Domana, nad którym wuj przyrzekł
objąć opiekę. Kmieć był zasobny, dworzec miał opodal majętności
Dzierżysława Sreniawity, który takoż poległ. Książę uśmiechnął się
smutno i rzekł:
- Nie jeno słowy umiał dowieść, że nie sami Awdańce żywot oddać
potrafią. I on pewnikiem kogoś ostawił, o którego zadbać należy.
- Wraz się dowiem, miłościwy panie. Jest tu huf Zreniawitów, któ-
rym przywodził.
Książę w towarzystwie Skarbka poszedł obejrzeć poległych. Przy-
gnębiony był widokiem skutków bratobójczej walki, do której dopro-
wadziła pycha i żądza władzy jednego człowieka. Skarbek jednak
widząc to, powiedział:
- Nie sumujcie się, miłościwy panie. Od męża nie można wyczeki-
wać mleka, jeno krwie!
100
- Jeno szkoda ją przelewać na marne - powiedział cicho Kazimierz.
Przez kilka następnych dni wojska oczekiwały na przysłanie z Liwa
i pobliskich osad podwód celem odwiezienia rannych, a tymczasem
wieść o klęsce Mojsława rozchodziła się po kraju. Z grodów leżących
nad Narwią, Bugiem i Wisłą Moj sław ściągnął niemal wszystkie siły
i Kazimierz słusznie przewidywał, że bronić się nie będą, choćby po-
wrót Mazowsza do Polski nie wszystkim był na rękę. Toteż gdy tylko
pochowano poległych, a rannych odesłano, by się lizali w swych do-
mach, książę ruszył wojska, bez przeszkód przeprawił je przez Bug
i po drodze do Brańska napotkał poselstwo z tego grodu. Przyrzekało
oporu nie stawiać i gotowość wszelkich świadczeń, jakich książę do-
magać się będzie. Kazimierz nakazał tylko uzupełnienie spyży dla
wojska, zapowiedział zjazd w Płocku po żniwach celem złożenia hoł-
du i przysięgi posłuszeństwa przez grododzierżców i starszyznę ro-
dów i nie wstępując nawet do grodu, pociągnął dalej, przekonany, że
nigdzie już nie będzie zmuszony użyć siły. Jakoż istotnie nie napotkał
oporu w żadnym z grodów leżących na drodze do Płocka, w Serocku,
Zakroczymie, Wyszogrodzie wszędzie bramy zastał otwarte, niekiedy
nawet spotykał się z objawami radości, że skończyła się samowola
Mojsława. Zwłaszcza możne rody Gozdawów, Lisów, Doliwów i inne
z niechęcią patrzyły na wyniesienie się człowieka niskiego pochodze-
nia, opierającego swą władzę na przymierzach z poganami.
W Płocku przyszło zabawić dłużej. Położony na wysokiej skarpie
wiślanej, umocniony jeszcze przez Mojsława, gród nie posiadał Domu
Bożego. Zamierzając tu założyć biskupstwo, Kazimierz przystąpił do
budowy przyszłej katedry. Z nie zniszczonego najazdem kraju Moj-
sław zdołał zaopatrzyć skarbiec, brakło jednak duchownych, którzy
by w na poły pogańskim kraju misję objąć mogli. Nie brakło i innych
trosk. Mojsław grododzierżcami ustanowił przeważnie ludzi, którzy
jemu tylko zawdzięczali swe wyniesienie. Wprawdzie stanęli na zjazd
i złożyli przysięgę posłuszeństwa, ale Kazimierz nie mógł ich być
pewny. Także pominięte przy tym stare rody niechętnie patrzyły na
nowych dostojników, nie tając nawet, że od księcia oczekują zmian.
Książę często uradzał nad tym z Wysotą który, bawiąc na Mazowszu
101
w czasie najazdu Brzetysława, znał ludzi i stosunki. Zapytany, komu
jego zdaniem można tu zaufać, odparł:
-Nie wiem, miłościwy panie, komu można zaufać, ale wiem, komu
nie można. Komesi pogranicznych grodów z Prusami i Jaćwieżą nie
jeno nawykli bratać się z poganami, ale pospołu z nimi najazdy czy-
nić. Jeśli radzić wolno, zmienić grododzierżców w Szreńsku, Grzeb- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •