[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i poprowadzili je przez pagórkowaty teren,
obok sterczących skał, spomiędzy których wy
stawały kępki wrzosu.
Stąpając ostrożnie, doszli do ogromnego głazu.
Sophie zapytała o wyryte na nim symbole: roz
maite kreski, półksiężyce i coś, co wyglądało jak
okulary.
- Nikt nie wie, co oznaczajÄ… symbole. TÄ™
wiedzÄ™ przed wiekami zabrali do grobu nasi
przodkowie - odparł.
Sophie pomyślała o dniach, w których czło
wiek poznawał ziemię, przekonany, że w każ
dym kamieniu i drzewie mieszka jakiÅ› duch. To
właśnie ci odlegli przodkowie pozostawili po
sobie dziwne znaki, dające teraz świadectwo ich
istnienia.
Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu. James
zamierzał podsadzić Sophie na głaz, gdy nagle
OCALONA 267
potknęła się o kamień i omal nie upadła. Chciała
ze złości kopnąć kamień, gdy coś przyciągnęło jej
uwagÄ™.
- Wygląda jak mały imbryczek - powiedziała.
James przyjrzał się uważnie podanemu przed
miotowi.
- To stary kamienny kaganek - powiedział,
oddając jej znalezisko. - Pewnie leży od tysięcy
lat tam, gdzie ktoś go upuścił. Możesz go wziąć,
jeśli ci się podoba.
Zamierzała tak postąpić, jednak po chwili się
rozmyśliła.
- Czuję, że nie powinnam tego zabierać. Jakoś
nie wypada.
- Boisz siÄ™ klÄ…twy? Chyba nie jesteÅ› przesÄ…dna?
- Nie - odrzekła, chociaż poczuła zimny
dreszcz, przebiegajÄ…cy po plecach. - Tylko tro
chę - dodała po chwili.
Roześmiał się i wyciągnął rękę.
- Dobrze, w takim razie go zostawimy.
Położył kaganek na ziemi, tam, gdzie Sophie
go znalazła.
- Wygląda na to, że nareszcie mam cię tylko
dla siebie - powiedział James i wziął ukochaną
w ramiona.
Uniosła głowę, czekając na pocałunek. Gdy
James zawładnął jej wargami, zapragnęła połą
czyć się z nim, nie zważając na panujące zimno.
Czując słodką bezwolność, zaczęła powoli osu-
268 ELAINE COFFMAN
wać się wzdłuż kamienia. Kątem oka dostrzegła,
że James odkłada sztylet.
Przyklęknął tuż obok niej, ujął w dłonie jej
twarz i ponownie pocałował. Wiedziała, coś się
wydarzy. Przywarła do niego, pozwalając ze
drzeć z siebie ubranie.
Wstrząsnęła się, poczuwszy chłodne powiet
rze na skórze, lecz zaraz westchnęła z zadowole
niem, gdy nakrył ją swym ciepłym ciałem. Upajała
się poczuciem władzy, przepełniona radością, że
może patrzeć prosto w twarz ukochanego.
Czuła się jak po wypiciu wina: szczęśliwa
i beztroska. Uprzytomniła sobie, jak cudowny jest
ten stan oszołomienia, jak wspaniale jest kochać
siÄ™ z Jamesem.
- ProszÄ™, proszÄ™...
Uniosła biodra, by ściślej się z nim zespolić
i oddać mu całkowicie. Całował ją i pieścił,
szepcÄ…c jej do ucha, czego pragnie, doprowadza
jÄ…c jÄ… na granicÄ™ spazmu.
Prosiła, by nie przestawał.
- Nigdy nie przestanę. Jesteś moja, czułem to
od samego początku, a teraz jesteś częścią mnie.
Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie rozkosz ciÄ™
dotykać, czuć, jak otwierasz się przede mną
niczym kwiat rozchylający płatki, jak przyjmu
jesz mnie w siebie. W takich chwilach oddajÄ™ ci
całego siebie i mam wrażenie, że unoszę się do
nieba.
OCALONA 269
Nie wiedziała, co było powodem niezwykłego
nastroju, jaki udzielił się im obojgu. Może sprawi
ła to magia tego miejsca... Zapomniała o wszyst
kim, dając się ponieść fali pożądania, by po chwili
przytulić Jamesa.
- ProszÄ™...
Natarł na nią, poruszając się w coraz szybszym
rytmie, aż do burzliwego finału.
Potem leżeli ciasno spleceni, czekając, aż
uspokoi się szaleńczy rytm ich serc.
- W tym miejscu jest coś niezwykłego - za
uważyła. - Czułeś to?
- Tak, odniosłem wrażenie, że znalezliśmy się
poza czasem i zostaliśmy przeniesieni w prze
szłość.
Uniosła się na łokciu i spojrzała na twarz
Jamesa.
- Nasi przodkowie kochali siÄ™, teraz robimy to
my, a potem będą się kochać ci, co nastaną po nas.
Nic się pod tym względem nie zmienia. - Uśmiech
nęła się i pocałowała go w usta. - Myślisz, że to
wyglądałoby tak samo, gdybym kochała się z czło
wiekiem pierwotnym, odzianym w wilczą skórę?
- Mam nadzieję, że nie.
Powiedział to niemal urażonym tonem. Roze
śmiała się.
Położył się na niej i unieruchomił jej ramiona.
- Skoro chcesz kochać się z człowiekiem
pierwotnym, chętnie spełnię twoją prośbę.
270 ELAINE COFFMAN
I tak się stało. James Graham, jak już zdążyła się
przekonać, zawsze dotrzymywał słowa.
Pózniej, kiedy otworzywszy oczy, ujrzała go
stojącego nad sobą, zapytała:
- Skąd miałeś siłę na to, by się podnieść?
- To wymaga ćwiczeń.
- wiczeń? - Cisnęła w niego kępką trawy. -
Chełpliwy kogut.
Patrzyła, jak się ubierał. Potem wstała i natych
miast się zachwiała, z trudem łapiąc równowagę.
- Chodz. -Wyciągnął ku niej rękę w skórzanej
rękawicy.
Podała mu dłoń z uśmiechem; natychmiast
wziÄ…Å‚ Sophie w ramiona.
- Jesteś pewna, że chcesz jechać?
- Brak ćwiczeń robi swoje i jestem obolała.
- W domu przygotuję ci przyjemną ciepłą
kÄ…piel.
Uśmiechnęła się i pacnęła go w ramię.
- Rozbrój się, Erosie"-powiedziała, zastana-
wiając się, czy James czytał Szekspira.
- Długiego dnia praca już się skończyła i czas
już wypocząć" - odpowiedział, kończąc cytat.
Okazało się, że nie tylko czytał Szekspira, ale
znał fragmenty jego dzieł na pamięć.
- Co chwila dowiadujÄ™ siÄ™ o tobie czegoÅ›
nowego. Nie miałam pojęcia, że będziesz cytował
Szekspira.
- Mam mnóstwo sekretów, o których jeszcze
OCALONA 271
nie wiesz. A ty? Ukrywasz jakieÅ› tajemnice w swo
im szlachetnym sercu, kochana Sophie?
Miała ochotę wyznać: Tak, ja też mam swoje
sekrety", lecz w porę ugryzła się w język.
- Myślę, że każdy coś ukrywa - odparła wymi
jajÄ…co. - To ludzka rzecz, w przeciwnym razie
stalibyśmy się przezroczyści jak szkło i inni
mogliby nas łatwo zranić.
- Tego właśnie się obawiasz? %7łe ktoś cię zrani?
- Wyraziłam tylko swoją opinię. Nie było
w tym nic osobistego.
Konie oddaliły się i teraz, stojąc bok w bok,
skubały trawę. Sophie i James wspięli się na
zbocze ku wierzchowcom.
James pomógł Sophie zająć miejsce w siodle.
Patrzyła na twarz mężczyzny, który w tak krót
kim czasie stał się najważniejszą osobą w jej
życiu. Miała ochotę pochylić się ku niemu i go
pocałować, a potem wyjawić: Je t'aime... Kocham
ciÄ™...
Gdy odjechali na pewną odległość, Sophie
odwróciła się, by jeszcze raz spojrzeć na miejsce
odwiedzane przed wiekami przez przodków
Jamesa. Pomyślała, że życie jej i Jamesa także
[ Pobierz całość w formacie PDF ]