[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddech, a jego zapach - mieszanka zapachu wody kolońskiej, ubrania, które miał na so-
bie, i jeszcze tego czegoś, co było nim samym - całkiem ją obezwładnił.
Jej umysł zarejestrował te wszystkie szczegóły w ciągu kilku sekund. Cesario rap-
townie pochylił głowę i przykrył jej wargi swoimi.
Poczuła przyjemność tak wielką, że aż bolesną. Może powinna być zaskoczona, ale
tyle razy wyobrażała sobie ten pocałunek, że nie był on dla niej niczym nowym. Miała
wrażenie, że czekała na niego całe życie, że urodziła się po to tylko, żeby przeżyć tę
chwilę. Kiedy pogłębił pocałunek, odpowiedziała na niego z całą mocą.
Cesario nie był delikatny, ale wcale nie spodziewała się, że taki będzie. Jego poca-
łunek sprawił, że nagle zapragnęła, by pociągnął ją na wilgotną ziemię i zrobił z nią
wszystko, co tylko chciał.
Pieszczoty, jakie wymieniała ukradkiem podczas swoich nielicznym randek, w ni-
czym nie przygotowały jej na to, czego doświadczała teraz. Usta Cesaria zagarnęły jej,
zmusiły do tego, by odpowiedziała na ten pocałunek z równie wielką żarliwością.
Padający deszcz całkowicie przemoczył koszulę Beth, która przykleiła jej się do
ciała. Dotyk mokrego materiału był pełen erotyzmu. Kiedy Cesario przejechał dłonią po
jej szyi i piersiach, nie zdołała powstrzymać jęku. Czuła na sobie jego napięte mięśnie, a
w dole brzucha napierał na nią nabrzmiały członek.
Szorstka broda drapała ją w policzek, ale nie zważała na to. Nie liczyło się nic
oprócz jego pocałunku. Marzyła o tym, żeby się nigdy nie skończył. Tu, w jego ramio-
nach, po raz pierwszy w życiu poczuła, że jest u siebie. %7łe należy do niego. Wsunęła pal-
ce w jego włosy, a potem, jak niewidoma, zaczęła dotykać jego twarzy, jakby chciała na
zawsze zapamiętać każdy jej szczegół.
Kiedy opuszki jej palców dotknęły blizny, Cesario zesztywniał. Gwałtownie ode-
rwał usta od jej warg, wprawiając ją w oszołomienie. Poczuła się nagle porzucona i osa-
motniona.
L R
T
Cesario opuścił ramiona, pozwalając jej się odsunąć. Dopiero w tej chwili tak na-
prawdę zdała sobie sprawę z tego, co się wydarzyło. Przykryła nabrzmiałe od pocałunku
usta dłonią i spojrzała na niego zdumiona.
- Dlaczego to zrobiłeś? - szepnęła.
Zaśmiał się głośno.
- Dlaczego? Dobrze wiesz, cara. Odczuwasz dokładnie to samo co ja. Może to od-
rzucasz, może jesteś zaskoczona, ale to czujesz. Nie możesz zaprzeczyć, że płonie w nas
ogień.
Była zaskoczona tym wyznaniem. Nie sądziła, że przyzna, że jej pragnie. Ujął jej
twarz w dłonie i ponownie pochylił głowę. Odruchowo poddała usta do pocałunku, ale
nagle przypomniała sobie o zranionym psie. Gwałtownie odsunęła się od Cesaria.
- Pies! Znalazłam psa w pułapce - wyjaśniła, widząc jego zdumioną minę. - Musi-
my go uwolnić, bo zdechnie. Proszę... - zaczęła ciągnąć go za ramię. - Pójdziesz ze mną?
- Ale dokąd? - spytał, z trudem zwalczając pokusę, by skończyć to, co zaczęli.
Nigdy wcześniej nie odczuwał tak gwałtownej potrzeby, żeby posiąść kobietę. Mu-
siała rzucić na niego jakiś czar.
- W lesie, tam, na skraju polany. - Odwróciła się i zaczęła biec we wskazanym kie-
runku.
Miała poczucie winy, że zapomniała o psie, który na nią czekał. Cesario dogonił ją
w jednej chwili.
- Podaj mi rękę. - Jednym ruchem wciągnął ją na siodło, jakby nic nie ważyła. -
Pokaż mi, dokąd mam jechać.
Oparła się plecami o jego szeroką pierś, pozwalając, by objął ją w talii. Cesario pu-
ścił konia galopem.
L R
T
ROZDZIAA SZÓSTY
- Myślisz, że dasz radę jakoś otworzyć tę pułapkę? - spytała niecierpliwie Beth,
klękając przy zranionym zwierzęciu.
- Spróbuję nacisnąć nogą sprężynę, powinno puścić - oznajmił, przyjrzawszy się
dokładnie mechanizmowi. - Przypuszczam, że pasterze mają kłopot z lisami, które ataku-
ją owce, i dlatego pozastawiali pułapki. Odsuń się. Zranione zwierzę może się zachować
w zupełnie zaskakujący sposób. Wolałbym, żeby się na ciebie nie rzucił.
Spojrzała w pełne bólu oczy psa.
- Wątpię, żeby miał mnie ugryzć - powiedziała miękko. - Kiedy klękała na ziemi,
usłyszała odgłos rozdzieranego materiału. - Och, sukienka! Całe szczęście, że, podobnie
jak wszystkie moje ubrania, kosztowała grosze.
- Z wyjątkiem tej, którą włożyłaś wczoraj na kolację.
- Mylisz się. To mój najlepszy zakup w ciuchami. Byłam zadowolona, że pieniądze
z tego sklepu idą na konto walki ze stwardnieniem rozsianym. Moja matka chorowała na
tę chorobę i w końcu zmarła.
Beth nie zauważyła, że Cesario przygląda jej się uważnie. Po chwili stanął na sprę-
żynie i powoli otworzył szczęki pułapki.
- Ostrożnie - ostrzegł, kiedy wyciągnęła ręce po psa.
Zwierzę ufnie położyło głowę na kolanach Beth.
- yle wyglądają te zranione łapy - zauważyła, dostrzegając plamę krwi.
- Zagoją się. Połóż go teraz. Mam nadzieję, że uda mi się znalezć jego właściciela.
Beth spojrzała na niego z nieskrywanym oburzeniem. Zupełnie, jakby był seryjnym
mordercÄ….
- Chyba nie spodziewasz się, że go tak zostawię. A jeśli to jego właściciel go tak
urządził? Spójrz, wygląda, jakby był zagłodzony.
Cesario popatrzył krytycznie na psa.
- Widziałem bardziej atrakcyjne zwierzęta od niego.
- To, że nie jest piękny, nie znaczy, że mamy zostawić go tu na pewną śmierć -
oznajmiła stanowczo. Zbyt dobrze wiedziała, co znaczy być odrzuconym tylko dlatego,
L R
T
że się nie jest ładnym. - Proszę, zabierzmy go do zamku. Filomena na pewno pozwoli mu
zostać w kuchni. Przynajmniej do czasu, aż rany na nogach się zagoją. Zapłacę za jego
jedzenie.
Cesario zaklął pod nosem, po czym podszedł do konia. Jak na taką drobną osobę
Beth była wyjątkowo uparta i zdeterminowana. Miała też dobre serce. Głaskała z czuło-
ścią tego brzydkiego psa, jakby był najwspanialszym przedstawicielem swojej rasy.
- Jeśli za chwilę nie będziemy w domu, utoniemy w tym deszczu. - Nie czekając na
jej odpowiedz, wsadził ją na konia razem z psem. Była przemoczona i drżała. - Potrzy-
maj chwilę - polecił, podając jej wodze.
Zdjął kurtkę i zarzucił jej na ramiona.
Skórzana kurtka pachniała Cesariem i było w niej wciąż ciepło jego ciała. Beth od-
niosła wrażenie, jakby się znalazła w jego ramionach.
- I tak jestem już mokra. Nie ma sensu, żebyś i ty cały zamókł - mruknęła.
- Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebuję, jest to, żebyś złapała zapalenie płuc. I tak
wystarczająco już skomplikowałaś mi życie.
Z tymi słowami wskoczył na konia i usiadł za nią.
Kiedy dziesięć minut pózniej dotarli do zamku, podjechał do stajni. Pomógł Beth
zsiąść z konia, starając się nie zwracać uwagi na jej bliskość. Najwyrazniej zbyt długo
nie miał kobiety. W Rzymie mógł zadzwonić do którejkolwiek, tu jednak było inaczej.
Położył psa w pustym boksie i zajął się oczyszczaniem rany. Beth głaskała psa po
łbie, żeby go uspokoić.
- Myślisz, że się wyliże? Biedactwo. Musiał się mocno wystraszyć.
Jej troska zrobiła na nim ogromne wrażenie. Popatrzył na jej drobną dłoń, którą
głaskała psa, i wyobraził sobie, że to jego tak pieści. Jej włosy pachniały deszczem i cy-
tryną. Spuścił wzrok i dostrzegł pod mokrym materiałem sukienki zarys drobnych piersi.
Przełknął z trudem.
- Jestem pewien, że nic mu nie będzie. Powiem kucharce, żeby mu dała jeść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]