[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zachwycony nową zabawą. Hillary położyła go sobie na brzuchu i z uśmiechem przyglądała
się, jak Andy ze skupioną minką szarpie za perłowy guziczek jej bluzki. Nie mogła się
oprzeć, by nie przeciągnąć koniuszkiem palca po jego twarzyczce. I znowu przepełniła ją ta
rozpaczliwa tęsknota. Uniosła chłopczyka i kołysząc nim na boki, zaczęła wydawać dzwięki
imitujące silnik samolotu. Andy aż piszczał z radości.
Podniosła się razem z dzieckiem i zakręciła się wokół, przyciskając je mocno do
piersi. Tego chcę, uświadomiła sobie nagle, przytulając dziecko do siebie. Własnego ma-
leństwa. Poczuć na szyi uścisk drobnych rączek. Mieć dziecko z ukochanym mężczyzną.
Zamknęła oczy, dotknęła policzkiem policzka Andy'ego. Gdy podniosła powieki, ujrzała
przed sobą oczy Breta.
Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu. I wtedy spłynęło na nią olśnienie. To jest
ten mężczyzna. To jego kocham, jego dziecko chcę trzymać w ramionach. Intuicyjnie
wiedziała o tym już wcześniej, ale nie dopuszczała do siebie tej wiedzy.
Andy szarpnął ją za włosy. Czar prysł. Hillary odwróciła się, poruszona do głębi tym,
o czym przed chwilą myślała. Nie takie miała plany. Jak to się mogło stać?
Odetchnęła z ulgą, gdy Larry obwieścił koniec sesji. Musiała się zmuszać, by niczego
po sobie nie okazać.
- Rewelacja! - oznajmił Larry. - Po prostu brak mi słów. Oboje byliście świetni.
Wspaniała robota.
Mylisz się, poprawiła go w duchu. To nie była praca, a senne marzenie. Zwiat czystej
wyobrazni. Może jej kariera też jest tylko fantazją, może całe jej życie jest jedynie
imaginacją? Czuła, że ogarniają histeria. Nie, dość tego. Nie czas na rojenia, na medytacje
nad stanem swoich uczuć, na szukanie odpowiedzi na te wszystkie prześladujące ją pytania.
- Teraz zrobimy sobie przerwę przed kolejną sesją. - Larry popatrzył na zegarek. - Hil,
idz coś zjeść, zanim zaczniesz się przebierać. Masz jakąś godzinę luzu.
Ucieszyła się, że choć na trochę zostanie sama.
- Pójdę z tobą.
- Nie - zaoponowała, sięgając po płaszcz i pośpiesznie ruszając do drzwi. Bret
popatrzył na nią pytająco. Szybko zmieniła ton. - Z pewnością masz mnóstwo pracy.
- Owszem, ale od czasu do czasu muszę coś zjeść.
Wziął od niej płaszcz i pomógł go jej włożyć. Przez chwilę czuła na ramionach jego
dłonie. Ciepło przenikało przez tkaninę, paliło skórę. Poruszyła się niespokojnie. Zacisnął
palce mocniej.
- Hillary, nie powiedziałem, że planuję zjeść ciebie na lunch - powiedział, zniżając
głos. Oczy pociemniały mu niebezpiecznie. - Czy ty nigdy nie przestaniesz się mnie obawiać?
Ulice były oczyszczone, ale na poboczach i zaparkowanych samochodach leżała
warstewka śniegu. Wsiedli do auta. W zacisznym wnętrzu Hillary czuła się jak w pułapce.
Ukradkiem zerknęła na długie palce Breta na kierownicy mercedesa. Jechali skrajem Central
Parku. Powoli zaczęła się rozluzniać.
- Popatrz, jak jest pięknie - wskazała na mijane drzewa. Nagie gałęzie obsypane
śniegiem, śniegowe płatki lśniły w słońcu jak tysiące drobniutkich diamencików. - Uwielbiam
śnieg - paplała, by przerwać nieznośną ciszę. - Wszystko wydaje się czyste, świeże i miłe. Od
razu jest inaczej, jakby się było...
- W domu? - podpowiedział.
- Tak - odparła ciszej.
Dom, zamyśliła się. Gdyby Bret był przy niej, dom mógłby być wszędzie. Ale nigdy
mu tego nie powie. Nigdy się przed nim nie zdradzi. Miłość spadła na nią jak grom z jasnego
nieba.
Przy stoliku rozmawiała na obojętne tematy, jakby tym trajkotaniem starała się
zagłuszyć to, co naprawdę było dla niej najważniejsze. I co chciała ukryć jak najgłębiej.
- Hillary, dobrze się czujesz? - nieoczekiwanie zapytał Bret, gdy na chwilę urwała, by
zaczerpnąć oddechu. - Ostatnio wydajesz mi się bardzo nerwowa. - Przyglądał się jej
badawczo, przenikliwie. Przez moment bała się, że wszystkiego się zaraz domyśli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]