[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Uważaj, nie spadnij ze schodków. Powinnaś włożyć
okulary - przypomniał łagodnie.
Troska, którą usłyszała w jego głosie, znowu wywo­
łała łzy.
- Nie spadnę. - I całując go w policzek, dodała:
- Do widzenia, Nate. Dziękuję ci za wspaniałe wakacje.
Nigdy ich nie zapomnę. Ani ciebie.
Stał bez ruchu. Patrzył na nią z sercem ciężkim jak
ołów, z uczuciem pustki i osamotnienia.
- Idź już - powiedział w końcu . wysiłkiem , odry-
wając ręce od jej twarzy.
- Tak, już idę - uśmiechnęła się drżącymi wargami
Miała nadzieję, że pocałuje ją na pożegnanie, ale widocznie
uznał, że byłaby to demonstracja uczuć przy świadkach
Godził się na jej wyjazd. - Żegnaj - dodała z trudem.
Uśmiechnęła się ostatni raz, odrywając od niego
wzrok, zarzuciła na ramię torbę i poszła do furgonetki.
Nate nie chciał patrzeć, jak Christy znika z jego życia.
Wsiadł do samochodu i pojechał do pracy.
120
Christy nałożyła ciemne, optyczne okulary, sama sobie
się dziwiąc, że nie zrobiła tego wcześniej, by ukryć łzy
przed towarzyszami podróży.
George, który doskonale rozumiał, co się z nią dzieje,
usiadł obok i dotknął ostrożnie jej ręki.
- Chciałbym być z tobą w kontakcie. Moglibyśmy
pisywać do siebie, choćby raz w roku, na Boże Naro­
dzenie.
- To byłoby wspaniale - odparła szczerze.
Uśmiechnął się radośnie.
- Zapiszę ci mój adres.
Jeszcze tylko kilka godzin i znajdzie się w domu. Tam
wreszcie się wypłacze i spróbuje zapomnieć o ostatnich
trzech tygodniach. Musi upłynąć trochę czasu, zanim bę­
dzie w stanie stawić czoło tym wspomnieniom. A na ra­
zie trzeba wrócić do normalnego życia.
Przez następne dni starała się pojąć, jak w ogóle może
egzystować z nie dającą się usunąć z serca czarną roz­
paczą. Joyce Ann niepokoiła się o nią, a jej obawy je­
szcze wzrosły, kiedy Christy ostentacyjnie i nieodwołal­
nie zerwała z Harrym.
- To z powodu tego górnika z Arizony, prawda? -
zapytała, poprawiając z irytacją opadające pasemko si­
wiejących już blond włosów, gdy siedziały w nieskazi­
telnie czystym saloniku i popijały kawę. - Zmieniłaś się
po powrocie. Słuchaj, to już dwa miesiące, a ty snujesz
się jak cień i w ogóle nie wychodzisz z domu.
Christy schudła. Wiedziała, że nie wygląda dobrze,
ale życie straciło dla niej wszelki urok. Boże! Tyle było
zwykłych, najprostszych rzeczy, które dawniej tak lubiła:
121
siedzieć na plaży i słuchać krzyku mew, czuć na twarzy
powiew słonego wiatru i przyglądać się, jak piana morska
spływa po wilgotnym piasku... Uwielbiała zwiedzanie
galerii artystycznych i obserwowanie ludzi znad filiżanki
kawy w małych kawiarenkach. Ale od powrotu z Arizony
wszystko się zmieniło. Nie była już tą samą kobietą, która
wybrała się z archeologami na poszukiwanie dawnych
cywilizacji.
- Szkoła dobrze mi zrobi - odpowiedziała, nie słu­
chając właściwie, co mówi do niej siostra.
- Mam nadzieję. Wyglądasz jak zmora, nie zwracasz
uwagi na ubiór, nawet się nie malujesz. Pod oczyma masz
okropne sińce. - Joyce Ann pokiwała głową. - Kochanie,
martwię się o ciebie.
- Zapomnę o nim - zapewniła ją Christy. - Z całą
pewnością zapomnę.
Siostra była naprawdę zaniepokojona.
- Nie miałam dotąd odwagi cię zapytać, ale może je­
steś w ciąży?
Christy uśmiechnęła się.
- Nie. Byłby to wyczyn godny zapisania w księdze
światowych rekordów Guinessa. To dżentelmen.
Joyce Ann pomyślała, że to tylko pogarsza sytuację.
No bo niby z jakiego powodu normalny mężczyzna miał­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •