[ Pobierz całość w formacie PDF ]

udzielić dalszych wyjaśnień.
- Jestem świeżo po rozwodzie i nie mam zamiaru wiązać
się teraz z żadną kobietą. Od Libby chciałbym tylko dwóch
rzeczy: żeby współpracowała ze mną przy organizacji tego
przyjęcia i żeby w końcu przestała mówić do mnie  panie
doktorze".
- Naturalnie, skoro tak twierdzisz, chłopcze - przytaknęła
trochę zbyt skwapliwie Pearly.
- Tak to właśnie wszystko wygląda - odpowiedział
twardym głosem doktor Gardner.
- Jasne - mruknęła Pearly.
- Libby nie interesuje mnie jako kobieta.
- Ja ci wierzę, chłopcze. A ty, Josie, wierzysz mu?
- Oczywiście!
- My tylko organizujemy razem to przyjęcie klubowe.
- Tak, tak - mruknęła znów Pearly, pilnie coś notując na
karteczce.
- Miło, że w końcu udało się to ustalić.
- Tak - uśmiechnęła się uprzejmie Pearly, wręczając mu
kartkę. - A ponieważ jesteś, chłopcze, lekarzem, zapewne
będziesz chciał się przekonać, czy z Meg wszystko w
porządku. Proszę, tu jest adres Libby.
- Jestem okulistą, a nie pediatrą - obruszył się Josh, nie
zdradzając, że miał już okazję poznać adres pani McGuiness.
- Nie szkodzi. Może się zdarzyć, że jednak zechcesz
wpaść do Libby. Proszę.
Josh posłusznie wyciągnął rękę po karteczkę i wsunął ją
do kieszeni.
- Dziękuję, ale nie sądzę, żeby to miało sens.
Naturalnie, że to bez sensu, powtarzał sobie, nieustannie
zbliżając się do ulicy, której nazwę zapisała mu Pearly. Po
prostu zabłądził, przez te lata miasto zmieniło się nie do
poznania i łatwo było stracić orientację. Nic dziwnego, że
zamiast do Lovell Place dojeżdżał teraz do Wall Avenue. Pani
McGuiness powinna raczej mieszkać przy ulicy Kolczastej...
Po kilku minutach parkował już przed niewielkim domem.
Budynek był szary, tak, chyba szary, choć równie dobrze
mógłby być różowy czy też zielony, ale w listopadowym
zmierzchu wszystko wydawało się pozbawione kolorów.
Dyskusja z samym sobą na temat domu pani McGuiness zajęła
Joshowi pięć minut, po upływie których doszedł do wniosku,
że wpakował się w idiotyczną sytuację. Skoro jednak
przyjechał, powinien zapukać do drzwi i zatroskanym głosem
zapytać o stan zdrowia dziecka. Ostatecznie był przecież
lekarzem.
- Nabiłaś sobie tylko małego guza! Nie wierzę, że to tak
strasznie boli!
Ręce Libby fruwały jak szalone, ale Meg uparcie patrzyła
w bok. Zniecierpliwiona Libby nachyliła się, ujęła twarz Meg
w dłonie i zmusiła córkę, aby spojrzała jej prosto w oczy.
- Meg! Co się dzieje? - spytała bardzo powoli i wyraznie.
Ręce Meg nareszcie ożyły.
- Chciałam koniecznie zobaczyć, z kim umówiłaś się na
randkę! A ty go nie przywiozłaś!
No tak, jeszcze jedna ciekawska! Mabel knuje intrygę.
Pearly i Josie przejęte, jakby Libby wybierała się na bal. A
teraz jeszcze Meg! Czy one nie są w stanie pojąć, że nie każde
spotkanie z mężczyzną prowadzi do romansu?
- Meg! To wcale nie miała być randka, tylko spotkanie w
sprawie organizacji przyjęcia klubowego.
- Oczywiście! - Rączki Meg i wyraz jej twarzy doskonale
oddawały ironię. - Najpierw dostałaś kwiaty i bilecik, a potem
obcięłaś włosy. I to wszystko na przyjęcie klubowe?
- Nie chciałam zmieniać fryzury. Pearly miała mi podciąć
tylko końcówki, ale trochę przesadziła i musiała wyrównać.
Meg uśmiechnęła się z niedowierzaniem i zabawnie
wywróciła oczami.
- Tak było, kochanie, naprawdę. A to spotkanie,
powtarzam, to żadna randka, zresztą odwołałam je po
telefonie od pani Henderson. Może i lepiej, że tak się stało.
Ten facet mnie wkurza, a Mabel uparła się, żebym razem z
nim zorganizowała przyjęcie dla członków naszego klubu.
Bzdura. Przecież to oferma, nie umie nawet porządnie
zaparkować.
- Przecież ty też nie umiesz!
Meg natychmiast zaczęła odgrywać swoją ulubioną
pantomimę, jak to mamusia parkuje samochód. Libby, troszkę
zła, chwyciła córkę za rękę.
- Uważaj, panienko, bo skończy się kłótnią!
Meg wyrwała się i spojrzała z powagą na matkę.
- Mamo, dlaczego nie chciałaś, żeby mnie zobaczył? Czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •