[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ustąpić. Bez wykorzystania wszystkich możliwości, nie zamierzałem jednak rezygnować z realizacji
raz ustalonego projektu. Osiodłałem konia i pogalopowałem do małego miaste-
czka położonego w pobliżu Klasztoru. Zdobyłem tam mocny śrubokręt, kilka wytrychów, trochę
wosku, oliwę i ślepą lampę. Postanowiłem zrobić z tego użytek przy najbliższej sposobności.
Doświadczenia pierwszego dnia pobytu gości wystarczyły, aby przekonać nas, że jak się obawialiśmy,
ich obecność uniemożliwi naszej gromadce spotykanie się na osobności. Tym bardziej więc
tęskniliśmy za bezpiecznymi schadzkami w nocy.
Skoro tylko pozostali mieszkańcy posiadłości zapadli w pierwszy sen, zabrałem się do roboty. Nie
byłem zanadto obeznany z posługiwaniem się narzędziami włamywacza, co zresztą wyszło na jaw
bardzo szybko. Nie zdołałem otworzyć zamka od pierwszych drzwi. Szczęśliwie należał do urządzeń
starego typu. Trzymał się zaledwie na kilku zardzewiałych śrubach. Zaraz też odkręciłem je wszystkie
i odłączyłem mechanizm. Z wielkim zadowoleniem stwierdziliśmy, że owe drzwi prowadziły,
dokładnie tak, jak to przewidywaliśmy, do małej wieżyczki, identycznej z tą po przeciwnej stronie
baszty. Korzystając z pomocy ślepej lampy, odkryliśmy kolejno drzwi do biblioteki, do izby na-
wiedzanej przez ducha i na samej górze - wrota, na których zależało nam najbardziej. Bez wątpienia
prowadziły do pomieszczenia sąsiadującego z sypialnią dziewcząt. Przy tym zamku trudziliśmy się
przez godzinę z okładem, ale niestety bezskutecznie. Opierał się wszelkim próbom otwarcia, a po-
nieważ był przekręcony od wewnątrz, nie mogliśmy go nawet zerwać. W końcu przyszło mi do głowy,
że mechanizm zamka może być podobny do tego, z którym już sobie poradziliśmy. Pobiegłem na
złamanie karku schodami w dół. Rozebrałem urządzenie na drobne części. Starannie zapoznałem się z
jego budową i doszedłem do wniosku, że zręcznym ruchem jednego z wytrychów łatwo potrafiłbym
nad nim zapanować. Wróciłem do nieustępliwych drzwi i rze-
czywiście bardzo szybko udało mi się odsunąć zasuwę. Ponownie sprawdziły się nasze
przewidywania. Oto osiągnęliśmy przedproże ostatecznego zwycięstwa. Zwiadczyła o tym biała
kartka papieru, którą zgodnie z naszą sugestią, dziewczęta wsunęły pod drzwi na znak, że bezpiecznie
możemy kontynuować przedsięwzięcie. Nie tracąc wiele czasu na namysły, odkręciłem szybko śruby
zamka i po kilku minutach mogliśmy cieszyć się bliskością pięknych czarodziejek. Ukryte w pościeli,
czekały w napięciu na zakończenie prac. Uprzedził je o tym wcześniej hałas, jaki czyniliśmy przy
forsowaniu ostatniej przeszkody.
Już mieliśmy ruszyć w ich ramiona, kiedy okazało się, że musimy pogodzić się z opóznieniem.
Ponieważ przejście od niepamiętnych czasów było zamknięte, przy operacji, która pochłonęła nas bez
reszty, zebraliśmy na siebie dużo kurzu, brudu i pajęczyn. Moglibyśmy pozostawić po sobie niezbyt
sympatyczne świadectwa naszej obecności tutaj, jeśli nieświadomi tego weszlibyśmy w bliższy
kontakt zarówno z pięknymi przyjaciółkami, jak i ze śnieżnobiałymi prześcieradłami, w które były
spowite. Wyjaśniwszy im przyczynę nieprzewidzianego opóznienia, pospiesznie udaliśmy się do
naszych pokojów. Dokonaliśmy niezbędnych ablucji i zdjęliśmy niepotrzebne ubranie. Na górę
wróciliśmy jedynie w koszulach i luznych spodniach. Ledwie dotarliśmy tam, nawet i ten ubiór stał się
zbędny. Nadzy jak nowo narodzone niemowlęta, wskoczyliśmy ochoczo do obszernego łoża. Już po
chwili tuliliśmy w ramionach nasze piękne wybranki.
Po burzy pieszczot i pocałunków, których nie szczędziliśmy sobie wzajemnie, przystąpiliśmy do
uwalniania ich z bezużytecznych w tej sytuacji okryć. Chcieliśmy jak najpełniej cieszyć się nagrodą za
nasze wysiłki. Nie zajęło to nam zbyt wiele czasu. Następnie zamknęliśmy starannie okiennice i
zaciągnęliśmy zasłony. Nie chcieliśmy, aby zdradziło
nas światło w oknach. Dla wywołania szczególnego nastroju zapaliliśmy kilka dodatkowych świec.
Nic już teraz nie mogło nas powstrzymać od skorzystania z praw słusznie nabytych i chętnie przez
drugą stronę przyznawanych. Nadto byliśmy niecierpliwi, aby trwonić czas jedynie na podziwianie
dwóch pięknych ciał wystawionych kusząco na łakome spojrzenia naszych oczu. Znalazłszy się każdy
nad swoją wybranką, natychmiast popędziliśmy nasze pancerne rumaki na złamanie karku.
Wkrótce zdyszani szaleńczą jazdą, po serii obfitych fajerwerków, wyswobodziliśmy się ze słodkich
więzów. Poświęciliśmy nieco więcej czasu na uważne zbadanie możliwie wszystkich powabów
naszych młodych dam. Każdą część dziewczęcego ciała poddaliśmy oględzinom. Każdy piękny
szczegół obdarzaliśmy uczciwą pochwałą i gorliwą pieszczotą.
My także mieliśmy stać się obiektem szczegółowego badania. Szczególnie Maria nie ukrywała swej
ciekawości. Mała zachęta z naszej strony skłoniła ją, a potem także Elizę, do przeprowadzenia
drobiazgowego dochodzenia. W końcu obie całkowicie pojęły budowę i mechanizm działania owego
tajemniczego urządzenia, którego istotę, ogólnie rzecz biorąc, tak starannie ukrywa się przed młodymi
damami. Ustaliliśmy, że w celu dostarczenia sobie nawzajem nowych wrażeń, będziemy podejmować
zmagania kolejno. Każde z nas musiało w trakcie miłosnego aktu dodać coś nowego od siebie.
Wypadło na to, że Eliza i ja mieliśmy być pierwsi. Ponownie znalazłem się na górze i zwykłym try-
bem wsunąłem sztylet do pochewki. Co do Marii, to zgodnie z moim pomysłem uniosła się na kolana,
rozchyliła nogi nad głową kuzynki, tak że podczas przebiegu akcji miałem tuż przed oczami piękny
pagórek Mogłem jednocześnie całować i pieścić najbardziej czarujące okolice tego miejsca. George
przysiadł na piętach obok nas. Umieściłem rękę
partnerki na jego dzielnym bohaterze i poleciłem, aby zajęła się nim nieco bliżej. Eliza bawiła się
dyndającymi klejnotami, aż ogarniająca ją rozkosz wypędziła ze ślicznej główki wszelkie myśli i
skłoniła nawet do przerwania tego miłego zajęcia.
Tak byłem podekscytowany zmysłową grą, że stwierdziwszy w sobie dostateczną ilość wigoru,
postanowiłem stanąć do kolejnej potyczki. Pragnąłem okupować wszystkie zdobyte do tej pory
obszary, dopóki zdołam je utrzymać we władaniu. Zwolniłem jedynie tempo w trakcie wyrzucania
zbędnego balastu. Po czym z nowymi siłami i gorliwością popędziłem wraz z ukochaną na ponowne
spotkanie wzburzonej fali kojącego zachwytu. W końcu musiałem porzucić tak wygodną pozycję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •