[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bistego słownika, więc..
Rozejrzał się i zapytał:
-Jesteś sama?
- Co... tak - odrzekła, wyjmując z faksu pierwszą kartkę
papieru.
Inni poszli na lunch. Wiesz, Penny dzwoniła tu dziś
rano. Powiedziała że odkąd zdecydowała się za moją radą
pójść tej jesieni, do college'u, chce u ciebie brać lekcje historii
i mam cię
nie poprosić. Co o tym myślisz?
- Hmmm
mruknął z zamyśleniem kontemplując pocią¬
gające kształty żony.
Rebeką miała dziś na sobie czarną spódniczkę i czarne
pończochy. Raleigh przysiadł na biurku i jeszcze przez chwilę
pieścił ją wzrokiem.
- Nie wiem, kochanie.
- Co masz na myśli? -.spytała, spoglądając na Raleigha
przez ramię, podczas gdy faks wyrzucał z siebie następną
kartkę
Raleigh potrząsnął głową.
- Skończy się tak samo jak wówczas, gdy ciebie uczyłem
historii w liceum. Wymagało to wielu dodatkowych spotkań.
Czasem parę razy w tygodniu musiałem zatrzymywać cię po
lekcjach do wieczora.
Wyciągnął rękę i objął żonę w talii..
A teraz porozmawiamy trochę o pocałunkach. Mówiłaś,
że jesteś sama, prawda?
NIESPOKOJNY
DUCH
153
- Raleigh!Przestań!-zawołałaześmiechem.-Miałeś mi
powiedzieć, co myślisz o trasie podróży.
Rzucił okiem na listę nazw egzotycznych miejscowości.
- Czy nasz miodowy miesiąc nie zamieni się w film przy¬
godowy?
- Czemu tak myślisz? Tylko dlatego, że chcę, byśmy spę¬
dzili trzy tygodnie w dzikich Andach?
- U większości
ludzi
wzbudziłoby
to
niejaką pode¬
jrzliwość.
- Spodoba ci się - zapewniła, podając mu kolorowe foldery.
- Popatrz, to najnowsze materiały. Tu jest...
Wziął broszury z jej ręki i rzucił na stos innych.
- Będzie mi dobrze wszędzie,
dokądkolwiek zechcesz
pojechać - zapewnił z uśmiechem, przyciągając żonę do
siebie.
- Tutaj ? - zapytała. - Przed frontowym oknem, przez któ¬
re każdy może nas zobaczyć?
- Tak - odparł i wziął ją w ramiona. - Czy to cię krę¬
puje?
Jestem... zaskoczona - rzekła mało przekonującym
tonem.
- Uważam, że powinniśmy już zacząć się przygotowywać
do miodowego, miesiąca - powiedział i ciągle trzymając ją
w ramionach, niebezpiecznie pochylił ku ziemi.
Rebeka spojrzała nań z prawdziwym zdumieniem.
- Nie, myślisz chyba, że cię upuszczę.
Objęła go mocno i roześmiała się.
- Raleigh, nie ośmielisz się.
- Poproś - rzekł tonem mężczyzny, który wie, że dostanie
wszystko, czego zapragnie.
NIESPOKOJNY DUCH
Nie mogła nic zrobić, tylko się uśmiechać.
-
Chcę to usłyszeć - zachęcił.
-
Litości, panie Hanlon.
- Nic z tych rzeczy, pani Hanlon - powiedział, a potem
zaczął ją całować.
154
[ Pobierz całość w formacie PDF ]