[ Pobierz całość w formacie PDF ]

coś bardzo głębokiego. Wiedziałam też, że on czuje wobec mnie coś znacznie głębszego niż
wobec Lucy.
Tylko jeszcze nie zdał sobie z tego sprawy.
W każdym razie, jeżeli David myślał, że zrywając się z zajęć u Susan Boone w ten
wtorek, pozbył się mnie, to powinien sobie, jak mawiała Theresa, jeszcze raz zamyślić, jako
nastoletnia ambasadorka przy ONZ bywałam w Białym Domu w każdą środę, więc wy-
kombinowałam, że zrobię tak: jeżeli David nie wyjechał jeszcze na święta, po prostu pójdę i
go znajdę. Wyczekam na moment, kiedy pan White, sekretarz prasowy, nie będzie zwracał na
mnie uwagi.
Tylko że, niestety, to też mi się nie udało, bo tego dnia pan White jak najbardziej
zwracał na mnie uwagę. Miało to związek z faktem, że prace na wystawę Widok z mojego
okna zaczęły napływać całą falą. Dostawaliśmy rysunki z tak odległych miejsc jak Hawaje i
tak bliskich jak Chevy Chase (praca Jacka). Pan White okropnie narzekał, bo rysunków było
tak dużo, że nie mieliśmy ich gdzie kłaść. Naszym zadaniem było wybrać tylko jeden i wysiać
go do Ambasadora Stanów Zjednoczonych przy ONZ do Nowego Jorku.
Niektóre rysunki były bardzo słabe. Niektóre bardzo dobre. Wszystkie za to
interesujące.
Najbardziej zaintrygował mnie rysunek dziewczyny nazywającej się Maria Sanchez,
która mieszkała w San Diego. Jej rysunek przedstawiał podwórko na tyłach domu, gdzie na
sznurze wisiały świeżo uprane prześcieradła. Między prześcieradłami, poruszanymi
niewidocznym wiaterkiem, można było zobaczyć w oddali fragment ogrodzenia z drutu
kolczastego... Ale nie tak oddalonego, żeby nie było widać, że przez dziurę wyciętą w
ogrodzeniu usiłują przedostać się jacyś ludzie. Niektórzy już przeszli na drugą stronę i
uciekali przed goniącymi ich mężczyznami w brązowych mundurach, z bronią I kijami, Maria
nazwała swój obraz Wolny kraj? Właśnie tak - ze znakiem zapytania.
Panu White ten rysunek bardzo się nie spodobał. Wciąż powtarzał:
- Ten konkurs nie jest okazją do wyrażania poglądów politycznych.
Ale ja miałam zupełnie inne zdanie.
- Ten konkurs pyta o to, co człowiek widzi z okna - powiedziałam. - Maria Sanchez z
San Diego właśnie to widzi ze swojego okna. Ona nie robi żadnych politycznych deklaracji.
Ona rysuje to, co widzi.
Pan White zazgrzytał zębami. Jemu podobał się obraz namalowany przez Angie
Tucker z Little Deer Isle w stanie Maine. Angie namalowała latarnię morską i ocean. To był
całkiem przyjemny obrazek. Ale jakoś nie wierzyłam w to, co na nim widziałam.
Czy rzeczywiście taki jest codzienny widok z okna pokoju Angie? Latarnia morska?
Dajcie spokój. A poza tym, co ona sobie właściwie wyobraża? Ze jest Anią z Zielonego
Wzgórza?
Dlatego właśnie uważałam, że praca Angie nie dorównuje pracy Marii Sanchez.
Nie dorównywała jej też praca Jacka.
Och, była dobra. Nie zrozumcie mnie zle. Jak wszystkie jego obrazy, rysunek
zgłoszony przez Jacka na konkurs Widok z mojego okna był znakomity. Przedstawiał trzech
młodych ludzi, wyraznie pozbawionych złudzeń, którzy stali na parkingu przed osiedlowym
sklepem 7 - Eleven. U ich stóp leżały niedopałki papierosów i potłuczone butelki po piwie,
których szklane ścianki połyskiwały jak szmaragdy. Rysunek wymownie opowiadał o
ciężkim losie wielkomiejskiej młodzieży, o braku nadziei naszego pokolenia.
To był dobry obraz. Właściwie nawet świetny.
Tyle że wiecie co?
Ze swojego okna Jack wcale czegoś takiego nie widzi.
Wiem to na pewno. Najbliższy sklep 7 - Eleven jest dobrych kilka przecznic za
Bethesdą. I w żaden sposób nie widać go z jego okna. Jack mieszka w wielkim domu
otoczonym wysokimi drzewami, a przed domem jest obszerny kolisty podjazd. I chociaż
przyznaję, że prawdziwy widok z okien Jacka może się wydać nieco nudny, to przecież nie
mogłabym nominować go do nagrody za coś, co właściwie jest kłamstwem. Chociaż bardzo
go kocham, nie mogłam, no wiecie, pozwolić, żeby wpłynęło to na moją ocenę. Musiałam być
sprawiedliwa.
A to znaczyło, że praca Jacka odpadła w przedbiegach.
Pan White i ja osiągnęliśmy impas. Widziałam, że jest już znużony sprzeczką i po
prostu chce mieć to za sobą. Była środa tuż przed Zwiętem Dziękczynienia i tak dalej.
Pomyślałam, że dam mu odetchnąć i powiedziałam:
- Mam pomysł, panie White. Może dzisiaj skończymy nasze spotkanie nieco
wcześniej? Pomyślałam sobie, że wstąpię na moment do mieszkalnej części i przywitam się z
Davidem, wie pan, zanim wyjedzie na przerwę świąteczną...
Pan White rzucił mi szybkie spojrzenie.
- Nigdzie nie wstąpisz - oznajmił. - Mamy masę roboty. W najbliższą sobotę odbędzie
się Międzynarodowy Festiwal Dziecka. Prezydent zapowiedział, że oczekuje tam twojej
obecności...
Słysząc to, podniosłam szybko głowę.
- Naprawdę? A David też tam będzie?
Pan White spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Czasem miałam wrażenie, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •