[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dodała już normalnie, tonem naburmuszonej primadonny: - Wiedzą, że byłaś tam wczoraj
wieczorem.
- Oni, czyli kto?
- Ciekawska jesteś, a to niedobrze. Bardzo niedobrze.
- No więc?
- Jeśli będziesz pogrywać tak dalej, nie będę ci w stanie pomóc.
- Jak uważasz.
Potrafię zadbać o siebie i nie potrzebowałam jej wsparcia. Poza tym rzeczywiście nie
znalazłam ani listu, ani zdjęć. Miałam tylko kasetę ze zwierzeniami wygłoszonymi pod
wpływem środków odurzających. Taka taśma byłaby naprawdę marnym dowodem. Ktoś
mógł nagrać i zniekształcić cudzy głos tak, aby brzmiał jak głos Buziaczka. Albo
poprzestawiać i zgrać słowa, zmieniając sens tych wynurzeń. Rozmowa z Zochą znowu mnie
wyprowadziła z równowagi. Ta kobieta miała w sobie coś, co w jednej sekundzie potrafiło
rozstroić mój układ nerwowy. Wyszłam z biura. Na dole schodów czekał na mnie Hasan.
- Rozmawiałaś z Zochą?
- Tak. A co cię to obchodzi?
- Znów dzwoni. Podobno coś wam przerwało. Czeka. Co ty na to?
- Na co?
- Porozmawiasz z nią?
- Powiedz jej, że wyszłam.
- Przecież mi nie uwierzy... - powiedział, robiąc grymas podpatrzony u dziewcząt.
Wydął usta, ale zupełnie mu to nie pasowało. Dziewczyńska mimika naprawdę fatalnie
wypada u facetów. - Nie dąsaj się, Hasan, wymyśl coś. Nie będę z nią rozmawiać.
- Twoja sprawa. Czemu się wściekasz. - Odwrócił się i podciągając portki, poszedł do
telefonu.
Kiedy załatwię już sprawy z Sulej manem, powinnam jeszcze raz dokładnie przemyśleć
rozmowę z Zochą. Hasan też prezentował się bardzo podejrzanie. Co się z nim działo?
Czyżbym wykarmiłam zdrajcę na własnym łonie?! Po jaką cholerę trzymał z tamtą i dlaczego
tak bardzo zaangażował się w sprawę Buziaczka? Skoro nawet Zocha była przerażona,
sytuacja rzeczywiście musiała wyglądać beznadziejnie. Zainteresowanie zabójców mocno
skomplikowałoby mi życie.
60
Popatrzyłam w kierunku otwierających się drzwi. Jakieś pięć, może sześć osób
wchodziło do środka. Na przedzie maszerowała Suat z jakąś modelką, zapewne swoją nową
sympatią. Wyglądały jak Flip i Flap. Tuż za nimi szedł Mahmut, imponująco wyposażony
pianista, który na jachcie posuwał Buziaczka. Cudownie. Wszyscy bohaterowie zwierzeń
nieboszczki objawiali się mi po kolei.
Mahmut nigdy nie odwiedzał naszego klubu, a Suat na pewno nie przyciągnęła go tutaj
bez powodu. Aatwo było się domyślić, czego oboje szukali. Pianista wyglądał na
zdenerwowanego i raczej nie było to napięcie związane z wizytą w klubie dla transwestytów.
Hasan powitał ich w drzwiach. Zachowywał się dziwnie i musiałam go rozgryzć: kiedy
całował się na powitanie z Suat i przyjacielsko ściskał rękę Mahmuta, poczułam, że robi mi
się niedobrze. Modelka była piękna i zimna jak lód. Pozostałych dwóch osób nie znałam.
Nigdy nie wiadomo, kto i do czego może nam się przydać, ale ci wyglądali nieciekawie.
Tymczasem w nagle opustoszałych drzwiach zobaczyłam machającego do mnie
Dżunejta. Aha, to znaczy, że pan Sulejman już po mnie przyjechał. Nie miałam ochoty
natknąć się na Suat i Mahmuta ani tym bardziej psuć sobie humoru ich wymownymi
spojrzeniami. Klub, który normalnie wydawał mi się całkiem spory teraz nieznośnie się
skurczył.
Nie było innego wyjścia, jak pomaszerować dzielnie w ich kierunku. Suat objęła mnie,
pocałowała na powitanie i rzuciła komplement na temat mojego stroju. Proszę bardzo, to się
nazywa oko fachowca! Z Mahmutem nie poznaliśmy się osobiście, ale jako administratorka
lokalu znałam go z widzenia. Poza tym miał wystarczająco popularną gębę.
- Witam - powiedziałam. - Jak miło tu pana widzieć.
Wziął moją dłoń i uścisnął ją, przyciągając do siebie. Patrzył jak wilk na Czerwonego
Kapturka.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział.
Wyglądał tak, jakby oddychając, chciał wciągnąć zapach moich perfum. Zboczeniec
cholerny nadal trzymał mnie za rękę.
- Bardzo przepraszam, ale muszę wyjść - powiedziałam, wyszarpując się z jego uścisku.
- Mam spotkanie, na które już jestem spózniona. Do zobaczenia następnym razem.
Oburzenie Suat zabrzmiało fałszywie, ale za to wściekłość w oczach Mahmuta była
warta zobaczenia. Jakby dzieciakowi ktoś wyrwał zabawkę; okazja uciekła mu sprzed nosa.
Odepchnąwszy tłum gości, ruszyłam w stronę drzwi, kręcąc tyłkiem.
Rozdział 23
Pod klubem stał czarny passat z przyciemnianymi szybami. Dżunejt przytrzymał drzwi,
a ja wsiadłam z gracją, starając się wyglądać jak Audrey Hepburn. Najpierw powoli
wsunęłam biodra, a potem złączywszy nogi, włożyłam je zgrabnie do środka. Dżunejt
mrugnął porozumiewawczo i zatrzasnął drzwi. Ma w zwyczaju zapamiętywać numery
wszystkich samochodów, do których wsiadam. Na wszelki wypadek. Właściwie robi to dla
każdej z dziewcząt, chociaż wtedy raczej zapisuje numery, bo któż by je wszystkie spamiętał.
Sulejman siedział za kierownicą zapięty pasami. Sygnał ostrzegawczy pikał i mrugał w
moim kierunku.
- Proszę zapiąć pas - powiedział. Zapięłam się, a on ruszył w milczeniu.
- Spózniła się pani - powiedział po chwili.
- Przy drzwiach spotkałam ważnych gości i musiałam chwilę z nimi porozmawiać -
wyjaśniłam. - Wybacz. Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo.
- Nie. Nie za bardzo. Po tych dwóch godzinach w środku kilka minut naprawdę nie robi
różnicy.
61
Nie odrywając wzroku od drogi, jednym pstryknięciem zamknął wszystkie drzwi.
- Po co to robisz? - Dla bezpieczeństwa.
Zaciekawiło mnie, przed czym tak się chroni, ale siedziałam cicho. Skoro nie miał
ochoty na pogawędkę, ja też mogłam pomilczeć. Położyłam dłoń na jego dłoni,
znieruchomiałej na drążku zmiany biegów. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Był
pociągający, a ja o wczesnej porze jechałam sobie z nim na szybki numerek. Dodatkowo
mogłam utrzeć nosa cholernemu taryfiarzowi, który został w klubie. Bo przecież i
dziewczyny, i klienci wiedzą doskonale, że niechętnie wychodzę z kimkolwiek.
Nie włączył muzyki, chociaż w aucie miał świetny sprzęt. Słychać było tylko szum
klimatyzacji. Po tych wszystkich obskurnych taksówkach, którymi tłukłam się przez cały
dzień, doceniłam chłodny powiew powietrza. Właśnie ktoś dał mi luksus, na który w pełni
sobie zasłużyłam. Machnąwszy ręką na grację, przestałam siedzieć, jakbym połknęła kij, i
wyprostowałam wreszcie nogi. Położyłam mu rękę na kolanie. Wzdrygnął się i wyszczerzył
zęby.
- Nie teraz - powiedział.
Uszanowałam jego decyzję, w końcu tak wiele się teraz słyszy o wypadkach
drogowych. Chciał jechać ostrożnie i w skupieniu, więc zabrałam dłoń. Prowadził doskonale:
żadnych niespodziewanych hamowań ani dodawania gazu. Prawie sobie płynęliśmy. Na
Dolapdere skręciliśmy w stronę obwodnicy.
- A dokąd jedziemy? - nie wytrzymałam.
- Ktoś chciałby z panem porozmawiać - powiedział. To się nazywało kubeł zimnej
wody...
- Nie rozumiem - wydukałam.
- Ktoś chciałby z panem porozmawiać i teraz właśnie do niego jedziemy - wyjaśnił, nie
odrywając wzroku od asfaltu, a rąk od kierownicy. - Czekaj no! A kto taki? I czemu sam nie
przyjechał? - Nie może. To by nie było odpowiednie. Dlatego mnie przysłał.
Nie miałam wyboru. Trafiłam na mafiosa Sureji Eronata albo szantażystę z szajki
Zochy. Nie było sensu pytać o personalia, bo mogłabym tylko niepotrzebnie narobić
dodatkowego zamieszania. Bez względu na to, w czyje łapska wpadłam, moje położenie nie
było najlepsze. Co gorsza, i mafiosi, i szantażyści mogli zupełnie wyeliminować mnie z gry.
Wjechaliśmy na obwodnicę, zjechaliśmy z niej i skręciliśmy w jakąś ciemną uliczkę po
stronie Kemerburgazu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •