[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niezwykle wyraznie.
- Wpakujesz się w kłopoty - ostrzegłam go. - Siostra Ernestyna z zapałem spisuje
nazwiska.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział Profesor. - Muszę zobaczyć.
Wzruszyłam ramionami. Zmieszny dzieciak ten Profesor. W niczym nie przypomina
swoich starszych braci, a nie chodzi wcale o rude włosy. Przypomniałam sobie kpiącą uwagę
Przyćmionego o kluczykach samochodowych i duchu Dawida i zastanowiłam się na ile,
jeśli w ogóle, Profesor orientuje się, co kryje się za ostatnimi wydarzeniami w szkole.
Trwało to, jak się wydawało, wieki, ale w końcu wyniesiono ich z gabinetu. Pierwszy
ukazał się Bryce, jęczący na noszach jak, z przykrością stwierdzam, małe dziecko. Wiele razy
miałam połamane i przemieszczone kości i wierzcie mi, to boli, ale nie a\ tak, \eby le\eć i
biadolić. Zwykle w takich wypadkach nawet nie zauwa\am, \e coś mi się stało. Jak na
przykład poprzedniej nocy. Kiedy naprawdę boli, jestem w stanie tylko się śmiać, poniewa\
ból jest taki silny, \e to a\ śmieszne.
Dobra, przyznaję, \e Bryce stracił w moich oczach, kiedy zobaczyłam, \e zachowuje
się jak mazgaj...
A zwłaszcza kiedy ujrzałam ojca Doma, którego sanitariusze wynieśli w drugiej
kolejności. Był nieprzytomny, potargany, nad jego prawym okiem widniała poszarpana,
częściowo przykryta gazą, rana. Nie jadłam śniadania i teraz widok biednego ojca Dominika z
zamkniętymi oczami, bez okularów, sprawił, \e trochę zakręciło mi się w głowie.
Musiałam faktycznie się zachwiać i pewnie przewróciłabym się, gdyby Profesor nie
złapał mnie za rękę, mówiąc poufnym tonem:
- Wiem. Widok krwi te\ na mnie zle działa.
Ale to nie od widoku krwi ojca Dominika, sączącej się przez banda\e, zrobiło mi się
słabo. Uświadomiłam sobie, \e zawiodłam. Zawiodłam na całej linii. Zlepy przypadek
sprawił, \e Heather nie zdołała ich zabić. śyli dzięki szybkiemu refleksowi ojca Dorna. Nie
dzięki mnie. Ja nie miałam z tym nic wspólnego.
Gdybym poradziła sobie lepiej poprzedniej nocy, w ogóle by do tego nie doszło. W
\aden sposób.
Poczułam wściekłość. Zimną wściekłość.
Zrozumiałam nagle, co nale\y zrobić.
- Czy w szkole jest komputer? - zwróciłam się do Profesora. - Z dostępem do
Internetu?
- Pewnie - odparł zaskoczony Profesor. - W bibliotece. Dlaczego?
Puściłam jego rękę.
- Niewa\ne. Wracaj na lekcję.
- Suze...
- Ka\dy, kto w ciągu minuty nie wróci do klasy - oświadczyła siostra Ernestyna
stanowczo - zostanie zawieszony, a\ do odwołania!
Profesor pociągnął mnie za rękaw.
- Co się dzieje? - nie ustępował. - Do czego potrzebny ci komputer?
- Nic - powiedziałam. Za bramą z kutego \elaza, wiodącą na parking, sanitariusze
właśnie zatrzasnęli drzwi karetki. W chwilę pózniej odjechali z wyciem syren, w blasku
migających świateł. - Tylko... to jest coś, czego byś nie zrozumiał, Dawidzie. To nic
naukowego.
Profesor wyglądał na mocno ura\onego.
- Rozumiem mnóstwo rzeczy, które nie nale\ą do świata nauki. Na przykład muzykę.
Sam nauczyłem się grać Szopena na keyboardzie. To nie jest nic naukowego. Przyjemność
obcowania z muzyką czy sztuką w ogóle to kwestia emocji. Rozumiem muzykę i sztukę.
Więc nie krępuj się, Suze - ciągnął - mo\esz mi powiedzieć. Czy to ma coś wspólnego z...
tym, o czym mówiliśmy wczoraj wieczorem?
Odwróciłam się, patrząc na niego ze zdumieniem.
- To logiczna konkluzja. - Wzruszył ramionami. - Dokonałem pobie\nych oględzin
posągu. Pobie\nych, gdy\ nie zdołałem podejść dostatecznie blisko ze względu na taśmę i
zespół prowadzący śledztwo. Nie doszukałem się śladów piły czy innych wskazówek, w jaki
sposób odcięto głowę. Brązu nie da się ciąć równie czysto bez u\ycia cię\kich maszyn, ale
takie urządzenia nigdy by się nie zmieściły...
- Panie Ackerman! - Ton siostry Ernestyny nie był bynajmniej \artobliwy. - Czy chce
pan, abym pana zapisała?
- Nie - bąknął poirytowany Dawid.
- Nie, co?
- Nie, siostro. - Spojrzał na mnie przepraszająco. - Chyba muszę ju\ iść. Ale
porozmawiamy o tym wieczorem w domu, dobrze? Znalazłem coś o... wiesz, o tym, o co
prosiłaś. Pamiętasz? - Popatrzył na mnie znacząco. - O domu.
- Och. Zwietnie.
- Panie Ackerman?
Dawid odwrócił się do zakonnicy.
- Proszę chwilę poczekać, dobrze, siostro? Właśnie próbuję z kimś porozmawiać.
Cała krew odpłynęła z twarzy tej niemłodej ju\ kobiety. To było niesamowite.
Zareagowała tak dziecinnie, jakby to ona miała dwanaście lat, a nie mój brat.
- Chodz ze mną, miody człowieku - syknęła, chwytając Dawida za ucho. - Widzę, \e
siostra przyrodnia nakarmiła cię jakimiś wielkomiejskimi pomysłami dotyczącymi tego, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]