[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Raine spojrzała na Nannę z determinacją w oczach.
- Mylisz się, babciu. Małżeństwo z Lucienem Kincaidem
jest wykluczone. Niepotrzebnie siÄ™ w to mieszaÅ‚aÅ› - oÅ›wiadczy­
ła i zwróciła się do Shadoe'a, a Pies wyszczerzył zębiska; -
A tobie, Shadoe, radzÄ™, byÅ› zniknÄ…Å‚ stÄ…d przed moim powrotem.
Niech wasz wspaniały Klub poszuka sobie innej ofiary.
Raine poszła szybkim krokiem do stajni. Oczywiście Pies nie
pozostawaÅ‚ w tyle. OsiodÅ‚aÅ‚a Tickle i caÅ‚a trójka ruszyÅ‚a w stro­
nę północnej części rancza, która sąsiadowała z południowym
pastwiskiem Kincaidów. Raine postanowiÅ‚a przyjrzeć siÄ™ ogro­
dzeniu i sprawdzić, co dzieje się ze starym Bulletem. Poza tym,
pragnęła odpocząć i zebrać myÅ›li po ostatnich burzliwych wy­
darzeniach.
Cieszyła się, że towarzyszą jej ulubione zwierzęta. Zawsze
uważała, że w zwierzakach jest coś kojącego. Ich potrzeby
DAY LECLAUtE
88
i uczucia były proste i zrozumiałe. Nawet koty umiała rozgryzć.
Może dlatego, że były przekorne, jak ona. Popychane w jedną
stronę, zawsze szły w przeciwną, zostawiając za sobą ślady
zadrapań na pamiątkę. Ona też tak postępowała. Psy za jedno
życzliwe słowo oddałyby swoją najlepszą kość, podczas gdy
koty kierowały się zawsze tylko i wyłącznie własną wygodą, za
nic majÄ…c dobro blizniego.
Pokonawszy ostatni rów, Raine i jej klacz znalazły się tuż
koło spornej ziemi. Błyszcząca wstęga rzeki wiła się wśród pól,
znacząc granicę między ranczami. Niegdyś stada Featherstonów
mogły korzystać z hojnej obfitości jej wód. Teraz jednak druty
kolczaste odgradzaÅ‚y rzekÄ™ od rancza Raine, musiaÅ‚a wiÄ™c wier­
cić studnie, by napoić swe bydło.
Raine okrążyła rozłożysty platan, w którego cieniu odpoczywał
zazwyczaj stary byk. Niestety, nie znalazła tam Bułleta. Zagwizdała
jego ulubionÄ… melodiÄ™. ZwykÅ‚e w ten sposób przywoÅ‚ywaÅ‚a zwie­
rzę, ale dziś odpowiedziała jej cisza. Postanowiła wysłać jednego
z pracowników, by sprawdził, co stało się z jej ulubieńcem. Miała
nadzieję, że byk nie zagalopował się na ranczo Kincaidów. Nie
zostałby tam potraktowany zbyt łagodnie.
Nagle zauważyła Luciena, klęczącego przy płocie od strony
rzeki. Gdy podjechała, podniósł głowę i na powitanie zsunął
swój najlepszy kapelusz firmy Stetson z czoła. Zauważyła, że
na nogach miał odświętne buty. Ale się wystroił!
Pies z radosnym szczekaniem dopadł w podskokach do Lucie-
nia i zaczął go żywiołowo oblizywać. Lucien cierpliwie znosił
przejawy psiej czuÅ‚oÅ›ci, podczas gdy Raine z obrzydzeniem pa­
trzyła na zdradzieckie zachowanie swojego pupila. Najwyrazniej
żadnemu samcowi nic nie zastąpi męskiego towarzystwa.
- Co słychać? - spytała ostro, choć wiedziała, że to przecież
nie wina Luciena, że Pies niezbyt trafnie ocenia ludzkie cha­
raktery. - Czy to Bullet zerwał ogrodzenie? - dodała łagodniej.
SMAK CYTRYN
89
- Ogrodzenie było dość mocno nadwyrężone, zanim ktoś je
poprzecinał.
- Dziwne. Jak to się stało?
- Jeszcze nie wiem. Ale siÄ™ dowiem.
Lucien wydał się jej dziwnie ponury. Spojrzała w stronę jego
stada, pasÄ…cego siÄ™ spokojnie nieopodal.
- A jak tam twoje jałówki?
- JakoÅ› sobie z nimi poradzÄ™.
Musiała przyznać, że Lucien miał dar do ucinania dyskusji,
która nie była mu na rękę. Przyjrzała mu się, nie bardzo wiedząc,
co powiedzieć. Nagle przed oczyma stanęła jej poprzednia noc.
Zrobiło jej się gorąco i czym prędzej naciągnęła kapelusz na
czoło. Spod szerokiego ronda widziała zaledwie stopy Luciena.
To dobrze. Zresztą musi objechać jeszcze swoje ranezo, by
zbadać, jakie straty poczyniła burza. Jednak zanim odjedzie,
powie Lucienowi o swoim ostatnim odkryciu.
- Chcę ci o czymś powiedzieć - zaczęła niepewnie.
- Pozwól, że zgadnę - przerwał Lucien. - Odkryłaś, kto
napisał listy?
- Tak. Nanna zwróciła się do tego Klubu Samotnych Serc
- wyznała z trudem.
- Ach tak? - Jego usta ułożyły się w ciepły uśmiech. -
Wścibska staruszka!
- Jakoś się nie wściekasz. Ani nawet nie dziwisz...
- Bo tylko Nanna mogłaby zrobić coś tak durnego - zaśmiał
siÄ™ Lucien.
- Uważasz, że moja babcia jest durna? - zaperzyła się Raine.
- O nie, bynajmniej. Tylko czasami zachowuje siÄ™ niesamo­
wicie naiwnie - odparł Lucien, odważnie patrząc dziewczynie
w oczy.
Wstał wolno. Klucząc między dwoma rzędami drutu i nie
zważając na to, że kolce rozdzierają mu koszulę - zresztą tak
DAY LECLAIKE
90
właśnie się dzieje, kiedy człowiek przekracza granice, których [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •