[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Bezczelna potwarz!  zerwał się zza sąsiedniego stołu rycerz, który tylko co powrócił z
warty.  My z towarzyszami całą noc nie zmrużyli oka! Owszem, przyznaję osuszyliśmy
buteleczkę słabego czerwonego wina, ale wyjątkowo, w leczniczych celach, dla podniesienia
czujności! Klnę się na świętego Fendjulija!
Korciło mnie żeby palnąć, że święty, niestety, nie może poświadczyć jego przysięgi z powodu
nieobecności w miejscu pracy, ale powstrzymałam się w samą porę. Nie tacy z nich durnie, żeby
upijać się na posterunku. Tak i zbyt mało było do tego jednej butelki, niechby nawet najczystszej
gorzałki z wina. Widocznie, do niej coś domieszali.
Ograniczyłam się do lekceważącego ruchu ramion, nie mając zamiaru czegokolwiek
udowadniać albo się tłumaczyć. Rycerz, jeszcze troszkę poburczawszy, ale także nie płonąc
chęcią komunikowania się z wiedzmą, usiadł na miejscu.
 "0k, wychodzi na to, że święty Fendjulij już wybawił nas od umarlaka?  wykombinował
ktoś z jego kolegów.  Na co wtedy nam ta &
 Ta odwróciła się i obdarowała aroganta takim znaczącym spojrzeniem, że postanowił nie
śpieszyć się ze swoim prywatnym zdaniem.
Niestety, ziarno upadło na podatny grunt i bujnie zakiełkowało, w kilku miejscach
jednocześnie, tak, że dowiedziałam się o sobie dużo nowego i interesującego. Nie przejęłam się,
oczywiście, ale przyjemność była maleńka.
 Poczekajcie, doczekamy nocy i sprawdzimy.  Najwyższy mistrz powiedział to miękko i
niegłośno, ale narastające szemranie od razu ucichło.  Pani wiedzmo, czy mogłaby Pani zajść
do mnie od razu po śniadaniu?
Posępnie kiwnęłam głową, gwałtownie zawróciłam i opuściłam refektarz. Na bogów, będę
miała mniej problemów. Niech sami łapią swojego umarlaka, tylko potem nich nie narzekają, że
on sprzeciwia się ujęciu jeszcze bardziej stanowczo, niż obrzucana błotem wiedzma!
* * *
 Wejdz.  Głowa zakonu sama otworzyła mi drzwi.  Tiwalij, idz tymczasem potrenować z
mieczem. My z Panią wiedzmą trochę pogawędzimy.
Już miałam zamiar usiąść na kulawy taboret, jedynego partnera niezmiennej ławki z poduszką
z polana jak w każdej innej cel, ale Najwyższy mistrz, odsunąwszy wiszący na ścianie gobelin z
jeszcze jedną wariacją na temat wielkich czynów tutejszych świętych, gestem zaprosił mnie do
drugiego pokoju.
 Przytulnie tu u was,  chrząknęłam przekraczając próg.
Na podłodze leżał dywan, w kącie stało ogromne łóżko z baldachimem, a na ścianie wisiał
obraz z rusałką o obfitych kształtach, swawolnie zakrywającą pierś ogonem. Zresztą, ogon był
mniejszy od piersi co najmniej o dwa rozmiary, tak że szczególnie nie przeszkadzał.
Głowa zakonu beztrosko rozsiadła się w fotelu, wyciągnęła spod stołu butelkę z winem i
szczodrze nalała z niej w srebrny puchar. Upił trochę, podelektował się z przyjemnością, patrząc
na mnie, i niespodziewanie spytał:
 Mam nadzieję, że zwróciłaś zbroję na miejsce?
 Zwróciłam...  z oszołomieniem potwierdziłam.  Jak Pan się domyślił?!
 Moja droga!  Najwyższy mistrz otwarcie się ubawił.  Oboje doskonale wiemy, że
Fendjulij nie ma do tej zbroi żadnego stosunku. Dlaczego więc jego duch by się w nią
przyoblekał? Nasi bracia nie poważyliby się na takie świętokradztwo, umarlak ma własną,
znaczy, pozostajesz tylko ty!
 I co?  zapytałam wyzywająco.  Mam zaczynać zbierać chrust czy też sami się
zakrzątniecie?
 Ile masz lat, wiedzmuszko?  zamiast odpowiedzi zapytała głowa zakonu. 
Dwadzieścia, dwadzieścia pięć?
 Dwadzieścia dwa,  zaokrągliłam z przyzwyczajenia.
 Cóż, w twoim wieku także byłem przekonany, że świat dzieli się tylko na czarne i białe. Ale
z wiekiem zrozumiesz, że nadmiernej świętości, niestety, bliżej do tego pierwszego. 
Namiestnik mienia świętego Fendjulija w zamyśleniu pokręcił pucharem w palcach.  I dlatego
pomysł zaproszenia cię do zamku wyszedł właśnie ode mnie, przy czym doskonale zdawałem
sobie sprawę z następstwa tej decyzji. I teraz chcę zaledwie poprosić cię, żebyś zachowywała się
bardziej... e-e-e... rozważnie. To jest, nie wpadała nikomu w oczy ani w aspekcie Fendjulija, ani...
umarlaka. Albowiem, nie szukając daleko, nie wszyscy mistrzowie podzielają mój punkt
widzenia, a regularna nocna panika mało sprzyja mojemu autorytetowi...
Poczułam, że się rumienię. Ze zmieszania zakasłałam:
 Postaram się. Czy mógłby Pan opowiedzieć mi w skrócie o tym przeklę... to jest o świętym
Fendjuliju?
Najwyższy mistrz westchnął i niedługo się wahawszy, dolał sobie wina:
 Sam chciałbym się o nim trochę więcej dowiedzieć. Niestety, nasze wiadomości są zawiłe i
sprzeczne, gdyż oryginalne rękopisy z tych lat prawie się nie zachowały, a spisane w nich czyny
są tak upiększone, że wzbudzają wątpliwość. Ktoś pisze, że Fendjulij mógł położyć smoka
jednym uderzeniem pięści, ktoś  że wyróżniał się rozumem i zręcznością, umiał przepowiadać
przyszłość, a także, uwielbiał wszelakie żarty i rozgrywki. Istnieje nawet legenda, że jego duch
dotychczas błąka się po korytarzach na zamku, wyglądając jak jeden z braci i na tego, kto go
pozna, nie do opisania łaska spłynie. Hym... pamiętam, w młodości i sam przyczepiałem się, do
idącym w przeciwnym kierunku rycerzom z pytaniem, czy on nie Fendjulij... Kronikarze
zgadzają się tylko w jednym: był zacnym człowiekiem, odważnym wojownikiem i założył zakon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •