[ Pobierz całość w formacie PDF ]

więc nie ma co sobie nimi zawracać głowy. Zajmiemy się zatem permutacjami i podstawieniami,
które...
 Zwietnie, nie przeszkadzaj sobie  przerwał mu Jason klepiąc go po plecach i radośnie
szczerząc zęby.  Potem zdasz mi z tego raport, ale teraz mamy ważną naradę, więc pobaw się sam.
Kerk, Meta  czas na nas.
 Jaką znowu naradę?  spytała szeptem, ledwie znalezli się na korytarzu.
 Normalną, właśnie przed chwilą ją wymyśliłem, by urwać się temu nudziarzowi. Niech
sobie w spokoju kombinuje; przecież i tak się na tym nie znamy. My tymczasem spróbujemy wymyślić
coś innego.
 Uważam, że mówił o ciekawych rzeczach.
 Doskonale, to idz sobie z nim pogadać. Tylko nie wtedy, kiedy będę w pobliżu. Tymczasem
wysilmy mózgownice, może przyjdzie nam do głowy coś genialnego.
* * *
To, co z tego myślenia wynikło, zaowocowało szeregiem najrozmaitszych przedsięwzięć,
charakteryzujących się jedną cechą wspólną: żadne się nie powiodło. Jednym z pomysłów była
miniaturyzacja robota i sprawdzenie czy i jak mały mógłby dotrzeć do pancernika. Konstruowali
coraz mniejsze, wysyłali i... każdy kończył tak samo  w ładnym wybuchu. Obsesja miniaturyzacji
zaszła tak daleko, że po robocie wielkości monety skonstruowali kamerę o wymiarach łebka od
szpilki, ciągnącą molekularną nić sterującą i doprowadzającą energię do jej jonowego silniczka.
Dotarła do okrętu na odległość dziesięciu mil, po czym została gładko załatwiona jednym strzałem.
Inne, równie genialne co nieortodoksyjne pomysły, także nie powiodły się w praktyce. Pancerny
kolos unosił się tymczasem w przestrzeni, spokojnie przyjmując i sprawdzając nie kończące się serie
cyfr, a przy okazji odstrzeliwując wszystko, co tylko znalazło się w pobliżu. Każda próba wymagała
czasu, toteż dni mijały raczej szybko i Jason zaczął mieć chroniczną migrenę oraz trudności z
zasypianiem w miarę kurczenia się wyznaczonego czasu. Problem wydawał się nierozwiązywalny.
* * *
Gdy Meta zajrzała do jego kabiny, wprowadzał właśnie odległości i cechy zniszczonych dotąd
obiektów do komputera, klnąc z cicha i bez przekonania.
 Będę u Shrenkly ego, gdybyś mnie potrzebował  oznajmiła.
 Cudownie.
 Nauczył mnie już tabel częstotliwości, a dziś zaczniemy proste kody podstawieniowe.
 Pasjonujące!
 Dla mnie tak. Nigdy dotąd nie zetknęłam się z czymś takim, a poza tym ma to swoją wartość.
Wiadomo, że jeden z tych sygnałów jest właściwy, nie wiemy tylko który, a to więcej niż ty
osiągnąłeś, obrzucając okręt skałami. Poza tym zostały nam dwa dni!  oznajmiła wychodząc.
Drzwi huknęły. Jason oklapł, nagle zdając sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczony. Nalał do
szklanki truchę  dopalacza (około osiemdziesięciu procent) i zażył pierwszą dawkę leczniczą, gdy
wszedł Kerk.
 Zostały nam dwa dni  oznajmił.
 Dzięki serdeczne, dopóki mi o tym nie powiedziałeś, żyłem w błogiej nieświadomości.
Wiem, że Pyrrusjanie nigdy się nie poddają, ale tak mi coś śmierdzi, że możemy być w tej materii
debiutantami.
 Jeszcze nie jesteśmy pokonani. Będziemy walczyć!
 Klasyczna pyrrusjańska odpowiedz, tylko tym razem głupia. Jak sobie to wyobrażasz?
Abordaż?
 Dlaczego nie? Jeżeli będziemy mieli pancerne kombinezony, to małokalibrowa broń palna i
lasery słabej mocy mogą nas tylko uszkodzić, a nie zabić. Wystarczy ominąć artylerię główną i
miotacze oraz rozwalić którąś śluzę.
 I to wszystko? A może masz jeszcze jakiś pomysł jak ominąć artylerię główną?
 Nie, ale jak cię znam, to ty już coś wymyślisz. Tylko lepiej się pospiesz, mamy...
 Wiem, dwa dni. Przypuszczam, że dla niektórych lepsza jest śmierć niż przyznanie się do
porażki. Cóż, włożymy kombinezony, polecimy za chmarą odłamków, które pancernik rozbije w
drobny pył, a potem wmówimy jego sensorom, że wcale nie jesteśmy parą pancernych
kombinezonów, tylko plastikowymi beczkami z piwem, na które szkoda energii dział i wystarczy broń
małokalibrowa. Ta z kolei okaże się nieskuteczna. Potem wleziemy do środka, skasujemy miliard w
gotówce i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
 O, właśnie, coś w tym stylu. Lecę przygotować kombinezony.
 Zanim polecisz, zastanów się uprzejmie nad jednym drobiazgiem: jak, u diabła, przekonać
sensory tego tam, że...  Jason zamilkł nagle z szeroko otwartymi oczami. Po dłuższej chwili ożył,
trzepnął Kerka w plecy z radości i oświadczył wesoło:  Mam!  po czym ruszył do komputera.
Kerk czekał, spokojnie obserwując Jasona wprowadzającego dane. Odpowiedz nie dała na
siebie długo czekać.
 Oto plan ataku  oznajmił radośnie din Alt unosząc w dłoni dyskietkę.  I to ataku, który
ma wszelkie szansę powodzenia. Trzeba było pamiętać, że komputer pancernika jest tylko głupią
maszyną liczącą, tyle że liczy bardzo szybko. I że zawsze będzie się zachowywał tak samo, bo tak jest
zaprogramowany. A teraz słuchaj: część rufowa, gdzie są dysze napędu głównego, jest najsłabiej
broniona  tylko sto czternaście stanowisk ogniowych może być skierowanych do tyłu. Czas ich
obrotu o sto osiemdziesiąt stopni jest różny  od ułamka sekundy aż do sześciu sekund w przypadku
artylerii głównej. To jedna sprawa. Druga to sposób, w jaki komputer traktuje cele. Na pierwszy
ogień idą najszybciej poruszające się skały, nawet jeżeli są w dalszej odległości niż większe, ale
wolniej poruszające się cele. Do tego dochodzi jeszcze szybkostrzelność, kąt podniesienia czy
opuszczenia lufy i inne takie  nasz komputer przemielił to wszystko i oto efekt.
 A jaki on jest?
 Taki, że teoretycznie powinno nam się udać. Będziemy w środku dyskowatej formacji
skalnych odłamków, która zostanie skierowana w rufę pancernika. Skał musi być tyle, żeby
wystarczyło ich dla dział broniących tego sektora, i należy je dobrać tak, by najmniejsza była dwa
razy większa niż człowiek w skafandrze. Powinniśmy mieć taką samą jak one szybkość i kierunek,
wtedy zajmie się nami dopiero broń małokalibrowa. Druga chmura skał, i to, naprawdę ogromna
zarówno wagą, jak i rozmiarem, będzie  wycelowana w rejon rufy pod kątem dziewięćdziesięciu
stopni, ale w obszar strefy ochronnej wkroczy dopiero wtedy, gdy my znajdziemy się pod ogniem.
Komputer naturalnie wykryje ją w czasie ostrzeliwania naszego dysku i przesunie główne działa na
większe zagrożenie. Kiedy tylko zaczną strzelać do nowego celu, dajemy pełny ciąg silników
plecakowych i kierujemy się ku dyszom napędu głównego  znajdziemy się w ten sposób w zasięgu
małokalibrowej broni, którą nasze kombinezony powinny przetrzymać. A zanim główne działa
zdołają się obrócić i walnąć, będziemy już wewnątrz dysz.
 To brzmi niezle. Jaki jest odstęp czasu między dotarciem do dysz a najwcześniejszą
możliwością otwarcia ognia przez artylerię główną?
 Dokładnie 0,6 sekundy.
 Kupa czasu. Bierzmy się do roboty.
 Zaraz  Jason uniósł dłoń  idziemy tylko my dwaj, z bronią i sprzętem tnącym. Kiedy już
będziemy wewnątrz, nie powinniśmy mieć zbyt wielu problemów, niemniej operacja nie będzie
łatwa. Ale Meta zostaje i nic o tym nie wie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •