[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skroni.
 Nie myślałam o sobie - odpowiedziała z taką prostotą, że przyjął to za prawdę.
- Jestem bez znaczenia.
Twarz widziana z góry, gdy dotykał jej czoła, stanowiła owal o pięknych,
wydłużonych rysach. Wielkie łukowate powieki kryły jej oczy, a usta były pięknie
ukształtowane i pełne, ale omdlewające ze zmęczenia. Siwiejące włosy zaplatała w prosty
warkocz i upinała z tyłu głowy. Teraz, kiedy powiedziała, co miała do powiedzenia i złożyła
to w czyjeś ręce, była cicha i spokojna pod jego dotykiem.
 Potrzebujesz teraz odpoczynku - powiedział Cadfael skoro martwiłaś się całą
noc i po tym urazie. Ojciec opat zrobi wszystko, co trzeba. Już! Nie zawiązuję tego, bo lepszy
jest dopływ powietrza, ale idz zaraz do domu i chroń się od mrozu. Mróz może jątrzyć rany. -
Odstawiał bez pośpiechu rzeczy, których używał, by miała czas pomyśleć i odetchnąć.
 Twój bratanek pracuje tu u mnie, ale o tym oczywiście wiesz. Pamiętam, że go
odwiedziłaś kilka dni temu. To dobry chłopak, ten twój Benet.
Po krótkim głębokim milczeniu powiedziała:
 Taki zawsze był. - I po raz pierwszy, choć blado i krótko, uśmiechnęła się.
 Pracowity i chętny. Będzie mi go brak, jeśli odejdzie, ale zasługuje na
wypróbowanie i bardziej wymagające zajęcie.
Nic na to nie odrzekła. Jej milczenie było znaczące, jakby słowa unosiły się za nim,
gotowe wylecieć, ale powstrzymywane siłą. Nie powiedziała nic więcej, poza spokojnym
podziękowaniem, kiedy odprowadził ją na wielki dziedziniec. Zanim obeszli ogrodzenie,
doleciał ich szmer głosów brzęczący niczym poruszony rój. Opat Radulfus był tam już i
zebrał braci wokół siebie, ożywionych i drżących z ciekawości. Zapomnieli już, że byli senni.
 Mamy powody do obaw - powiedział Radulfus, nie marnując słów - że jakiś
wypadek zdarzył się księdzu Ailnothowi. Wyszedł z domu w stronę miasta wieczorem, przed
kompletą, i odtąd nie mamy o nim żadnych wieści. Nie było go w domu ani z nami w kościele
przez całą noc. Może upadł na lodzie i leży gdzieś bez zmysłów albo niezdolny się ruszać.
Rozkazuję, żeby ci, którzy nie służyli nocą w chórze, zjedli coś szybko i wyruszyli go
szukać. Ostatnia wiadomość o nim mówi, że minął naszą bramę, spiesząc w stronę miasta. Od
tego punktu musimy brać pod uwagę i sprawdzić każdą ścieżkę, którą mógł obrać, bo kto wie,
w jakiej parafialnej sprawie został wezwany? Ci z was, którzy czuwali przez całą noc, niech
coś zjedzą i idą spać. Jesteście zwolnieni z udziału w tym zadaniu, żebyście mogli podjąć
poszukiwania, kiedy wrócą wasi współbracia. Robercie, dopilnuj tego! Brat Cadfael pokaże,
gdzie widziano ostatnio księdza Ailnotha. Poszukiwania macie prowadzić co najmniej
dwójkami, bo potrzeba dwóch, żeby nieść rannego. Modlę się jednak, żebyśmy go znalezli w
umiarkowanym stanie i to szybko.
Brat Cadfael zatrzymał zaskoczonego i zadumanego Bene - ta na brzegu
rozpraszającego się tłumu. Chłopak miał strapioną minę, a może raczej jego rysy twarzy
sugerowały coś pomiędzy lekkimi wyrzutami sumienia i głęboką konsternacją. Patrząc na
Cadfaela, Benet wydął z powątpiewaniem dolną wargę i gwałtownie potrząsnął głową, jakby
otrząsając się z jakiegoś natrętnego złudzenia, którego - choć niewiele dla niego znaczyło nie
potrafił zignorować.
 Nie będziesz mnie dziś potrzebował. Lepiej pójdę z nimi.
 Nie - odparł zdecydowanie Cadfael. - Zostaniesz tutaj i zajmiesz się panią
Hammet. Jeśli będzie chciała, zabierzesz ją do domu albo znajdziesz dla niej ciepły kąt w
stróżówce i zostaniesz z nią. Wiem, gdzie spotkałem się z księdzem i poczekam na początek
pościgu. Każdemu, kto mnie będzie potrzebował, możesz odpowiedzieć, że wrócę
najszybciej, jak mi się uda.
 Ale nie kładłeś się przez większą część nocy - zaprotestował Benet z
wahaniem w głosie.
 A ty? - odparował Cadfael i odszedł ku stróżówce, zanim chłopak zdołał mu
odpowiedzieć.
*
Ailnoth przemknął wieczorem niczym czarna strzała z bojowego łuku, tak ślepy i
głuchy na wszystko, że ani nie widział brata Cadfaela, ani nie słyszał jego pozdrowienia
wykrzykniętego tak wyraznie, że zabrzmiało na mrozie jak dzwon. Z tego miejsca na
podgrodziu mógł się kierować na most, gdyby miał pilną sprawę do kogoś w samym mieście,
albo na którąś z dróżek rozchodzących się z podgrodzia poza tym punktem. Były takie cztery,
jedna w prawo, do leżącego w poziomie rzeki Gaye, gdzie rozciągały się na prawie pół mili
główne ogrody, działki, pola i sady opactwa, które przechodziły w końcu w lesisty krajobraz z
kilkoma siedliskami ludzkimi. Trzy wiodły w lewo. Pierwsza dróżka skręcała po bliższej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •