[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najgłębszy kąt pokoju zasunięty, aż prostować się zdawał od zdumienia nad niepospolitością
widoku, który tego wieczora roztoczył się przed nim. Aadna ślusarzowa, w różowym cze-
peczku na czarnych włosach, przysiadła się do Szyszkowej i żywo, głośno, z częstym śmie-
chem i gestami o swoim szczęśliwym życiu domowym, o zdarzających się w nim przecież
48
często kłopotach gospodarskich, o chorobach, figlach, przedwczesnej i zadziwiającej mądro-
ści małego synka swego opowiadała. Paulina, natychmiast prawie po swym wejściu, uczepiła
się Stanisława Ginejki i przysadzista trochę, ale fertyczna, cała w loczkach, wstążkach,
uśmiechach i błyskach oczu zapytywała go, czy wiele już razy kochał się w życiu? czy teraz
w kim się kocha? czy woli brunetki albo blondynki? czy w tym mieście, z którego przybył,
dużo jest przystojnych kawalerów? czy dobrze ona robi, że za mąż idzie? bo przecież wiado-
mo, że mężczyzni to niegodziwe tyrany i brzydkie wietrzniki... On, po całodziennym rozma-
wianiu z babunią, rad był teraz porozmawiać z tymi pąsowymi, rozpaplanymi i rozchichota-
nymi ustami, a wzajemnie żartując, dziwne dziwy na zadawane mu pytania prawiąc, głośnym
śmiechem wybuchając, w błękitne jak niezapominajki, zalotne oczy szwaczki zalotnie też
zaglądał. Narzeczony zaś tej ostatniej żadnej na to wszystko uwagi nie zwracał, oddał się bo-
wiem cały poważnej rozmowie z Aleksandrem i ślusarzem Michałem, gdyż, jak sam mówił, o
społeczeńskich sprawach lubił niezmiernie słuchać i mówić, a oni właśnie o zajęciach lu-
dziom ich stanu dostępnych, o wartości i korzyściach różnych rzemiosł i przemysłów, o trud-
nościach i sposobach zdobywania odpowiednich umiejętności z ożywieniem rozmawiali.
Gwar tych głosów rozmawiających, opowiadających, śmiejących się od sufitu do podłogi
napełnił nieduży pokój i wytworzył w nim atmosferę wesołości i przyjacielskiej poufałości,
śród której Jadwiga, zarumieniona i z rozbłysłymi oczami, krzątała się około jak najlepszego
przyjęcia gości. Przy najgorszych chęciach nie podobna by dziś było podobieństwa do cytry-
ny w niej dopatrzeć. %7łółtawa bladość jej znikła pod lekkim rumieńcem, tak jak sztywność i
suchość kibici ustąpiła przed lekkimi, żywymi ruchami. Jakkolwiek wolałaby pewnie, aby
Ginejkowie byli jej jedynymi gośćmi, bardzo cieszyło ją z drugiej strony, że spędzą oni w jej
domu jakąś wesołą chwilę i zobaczą, że ona uprzejmą, gościnną być umie. Przy tym po wielu
latach nieustannej samotności i żmudnej bez wytchnienia pracy miała takie uczucie, jakby po
długim przebywaniu w samotnej i ciemnej celi weszła do rzęsiście oświetlonej i tłumnie za-
pełnionej sali balowej. Z podskokiem też do komody przybiegłszy, nieznacznie z szuflady jej
wyjęła papierowego rubla i Ambrożową pchnęła do miasta po półrublową butelkę wina i po
bułki. Kiedy bal, to bal! Niechaj ci dobrzy ludzie, którzy przyszli do niej i przez to jej sympa-
tii swojej dowiedli, zobaczą, że dla gościnnego ich przyjęcia ona ostatniego choćby rubla nie
żałuje. Potem co będzie, to będzie! I cóż ma być zresztą? Do roboty wezmie się ze zdwojoną
ochotą i siłą co teraz wydała, odpracuje. W samowar Ignaś z całej siły dmuchał, nad ogniem
po raz drugi dnia tego smażyły się kiełbasy, Ambrożowa z miasta wróciwszy, więcej niż kie-
dy do pokornej i zwinnej myszy podobna, z kuchenki do pokoików i na powrót biegając, z
pomocą Ignasia i współudziałem Jadwigi w niespełna godzinę stół nakryła i zastawiła wiecze-
rzę. Herbata, wino (półrublowe), kiełbasy, bułki, cytryna na cienkie krążki pokrojona, spodek
masła i salaterka gotowanych śliwek uczta obfita, prawie wspaniała i najpewniej bardzo
rzadko widywana we wszystkich przegródkach tego kotła, którym były czworokątne mury
tego domu. Toteż mieszkańcy tych przegródek bez ceremonii żadnej zachwyt swój nad nią
wyrażali tak czynem, jak słowem. Kiełbasę zajadali, do herbaty wrzucali cytrynę i wlewali
wino, bułki masłem smarowali, śliwkami rozkoszowali się formalnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]