[ Pobierz całość w formacie PDF ]

będzie wykonywać badanie ultrasonograficzne, ale obok łóżka nie było żadnego monitora, który mógłby pokazywać zamazany, czarnobiały obraz
płodu. Po chwili zapiszczał jednak niewielki wyświetlacz z tyłu urządzenia.
Stan: poziom hormonów optymalny Prawdopodobieństwo genetyczne mutacji fizycznych:
ZREDNIE
Prawdopodobieństwo genetyczne mutacji psychicznych: średnio wysokie Wpływ stosunków kazirodczych na sekwencję DNA: wysoki - Filomino,
wygląda na to, że jesteś w ciąży - oznajmił Doktorek, odkładając przyrząd.
Kobieta westchnęła z zachwytem, po raz pierwszy okazując autentyczne emocje.
- Skąd pan to wie? - zainteresowałam się.
Lekarz odwrócił się do stolika przy łóżku.
- To znaczy?
- Przecież one to robią dopiero od kilku dni. Czy nie trzeba zaczekać paru tygodni, żeby móc sprawdzić, czy kobieta jest w ciąży?
Doktorek zmył żel z brzucha Filominy, po czym natarł jej skórę czymś, co pachniało alkoholem. Sięgnął w stronę gablotki stojącej obok łóżka i
wyjął z szuflady strzykawkę długości mojego przedramienia. Szklany cylinder był wypełniony bursztynowym płynem.
Przy tłoczku znajdowała się etykietka. Widniały na niej jakieś słowa, ale stałam zbyt daleko, by móc je odczytać.
- Jej poziom hormonów wskazuje, że ma całkiem sporą szansę na zapłodnienie. A jeśli nawet nie była w ciąży wcześniej, to będzie już za chwilę.
Poczujesz lekkie ukłucie - dodał
doktor, zwracając się do Filominy.
Wbił igłę głęboko w jej ciało, domyśliłam się, że aż do samej macicy.
Wzdrygnęłam się z przerażenia, ale Filomina wydała z siebie tylko ciche  auć i już było po wszystkim. Doktor naciskał tłoczek, wstrzykując
bursztynowy płyn w jej ciało.
- To świństwo jest po to, żeby zmienić dziecko - odezwałam się zduszonym szeptem.
Spojrzał na mnie, dociskając tłoczek.
- Dzięki temu dziecko będzie silniejsze, zdrowsze.
Zaschło mi w ustach. Pamiętałam, co dziewczyna z pola mówiła mi o  szczepieniach .
- To dlatego te kobiety są takie dziwne? Bo zmieniliście je, zanim się urodziły?
- Wszystko, co robię - wyjaśnił Doktorek, wyciągając igłę z podbrzusza Filominy - to zapewnienie dziecku dodatkowej sekwencji DNA, aby ta
część łańcucha, która jest słabsza z powodu kazirodztwa, mogła być odbudowana. Nie wpływam na ich osobowość.
- Wpływa pan, skoro zmienia pan DNA.
Igła wyszła z ciała kobiety. Nie mogłam oderwać wzroku od lśniącej perełki krwi, która utworzyła się w miejscu nakłucia.
Doktorek wyrzucił strzykawkę do kosza i wreszcie skupił na mnie uwagę.
- To wszystko jest absolutnie normalne - oznajmił, przeciągając słowa. - Nie dzieje się tu nic złego. Tacy są normalni ludzie.
- Aha, właśnie tak - powiedziała Filomina płaskim głosem. - Normalne. Jestem normalna.
Cofnęłam się, złapałam za klamkę i wypadłam z pokoju. Popędziłam korytarzem, i choć wiedziałam, że stłoczone pacjentki nie zwracają na mnie
uwagi, ich bezduszność napełniała mnie trwogą, której nie potrafiłam wyjaśnić.
48
STARSZY
Migu migu, mały gacku. Aż mi dziw, że tak Poehwacku...*
* Lewis Carroll, Alicja w Krainie Czarów, s. 58, przeł. Robert Stiller, Warszawa 1990.
- Słucham? - spytałem z uśmiechem.
- To tylko fragment tekstu z SolZiemi - odparł Orion, odwracając się z powrotem do plastpleja, który trzymał w dłoni.
Nie spodziewałem się, że zobaczę jeszcze Oriona w świetlicy Izolatki, ale ucieszyłem się, że przyszedł. Zawsze to jakaś znajoma twarz. Wczoraj
Harley zakomował do mnie i powiedział, że przejmie moją zmianę na poziomie kriogenicznym. Praktycznie cały dzień musiałem spędzić z
Najstarszym.
- Widziałeś gdzieś Harleya albo Amy?
Pokręcił głową.
- Co tu w ogóle robisz? Wydawało mi się, że nie chciałeś, by przyłapał cię tutaj Doktorek albo Starszy.
Orion wybuchnął śmiechem.
- Nic się nie martw, obaj na pewno są bardzo zajęci. - Miałem wrażenie, że próbuje przekazać mi oczami jakąś tajną wiadomość, ale nawet jeśli
była to prawda, nie potrafiłem jej rozszyfrować. Westchnął i spojrzał na wyświetlacz. - Te teksty z SolZiemi są fascynujące. -
Postukał palcem w plastplej, przeglądając pliki.
- Powinieneś uważać. Jeśli Najstarszy zorientuje się, że dałeś Yictrii książki z SolZiemi... Jesteś Nagrywaczem. Sam wiesz najlepiej, że książki z
SolZiemi nie mogą opuszczać Sali Nagrań i że nie powinni ich oglądać żywiciele. - Spróbowałem zajrzeć mu przez ramię, by zobaczyć, co czyta.
Pokazał mi plastplej - widniała na nim rycina uskrzydlonego mężczyzny z trzema twarzami.
- To historia o piekle. Najniższe poziomy składają się z samego lodu.
Nie patrzyłem już na plastplej, patrzyłem na Oriona.
- Och, dostęp? - rzucił. - Nic się nie martw, mam dostęp.
Swoboda, z jaką to powiedział, dała mi do myślenia.
- Mów, co wiesz - odezwałem się w końcu ściszonym głosem, żeby nikt nas nie usłyszał. To Orion pokazał mi stare plany statku, dzięki którym
odnalazłem Amy, a teraz opowiadał o piekielnym lodzie.
Orion wyprostował się. Zbyt blisko. Odsunąłem się o krok, ale on nachylił się ku mojej twarzy.
- Aco ty wiesz? - spytał. - Wiesz, że jestem twoim przyjacielem?
49
AMY
Wróciwszy do pokoju, uderzyłam ze złością w przycisk od rolety. W pokoju zapadł
półmrok. Zwietnie. Im więcej ciemności, tym lepiej.
Ktoś zapukał do drzwi.
Zignorowałam go. Czy był na tym statku ktokolwiek, z kim miałabym ochotę rozmawiać?
- Amy? - odezwał się Harley. - Widziałem, jak weszłaś do środka. Chciałem sprawdzić, jak się czujesz.
- W porządku - zawołałam przez drzwi.
- Wcale nie w porządku. Otwórz.
- Nie.
- Doktorek ma główny klucz. Pójdę po niego, jeśli będę musiał. Podskoczyłam i pognałam do przycisku otwierającego drzwi.
Lekarz to teraz ostatnia osoba, którą chciałabym oglądać.
Harley wszedł do środka i rozejrzał się po pokoju.
- No co? - zniecierpliwiłam się.
- Nic. Pomyślałem tylko, że... że ktoś tu z tobą jest.
- Niby kto?! - prychnęłam.
Harley podszedł do biurka i usiadł na krześle.
- Pomyślałem, że Starszy.
- A dlaczego miałby do mnie przychodzić? - Opadłam na łóżko.
- Bo cię lubi.
Przyjrzałam mu się uważnie, ale nie dostrzegłam żadnych oznak nieszczerości.
- Nie wydaje mi się, żeby na tym statku ktokolwiek lubił kogokolwiek. - A w każdym razie nie w ten sposób.
- Skąd taki wniosek? - Harley sprawiał wrażenie szczerze zaskoczonego.
- A co, nie widziałeś wczoraj tych mężczyzn? To nie miało nic wspólnego z lubieniem, to było... ech! A w dodatku przed chwilą...
- Urwałam. Nie miałam ochoty gadać o Filominie.
- Bardzo mi przykro za wczoraj - powiedział Harley. Wiedziałam, że mówi szczerze. -
Na szczęście Gody już się skończyły. To się więcej nie powtórzy. - Usłyszałam grozbę w jego głosie. Miałam nadzieję, że będę w pobliżu, kiedy
spotka Luthego. - No dobrze, ale co stało się dzisiaj? Gdzie byłaś?
- Na pierwszym piętrze. - Harley czekał, aż powiem coś więcej.
- Tamte kobiety...
- Och, chodzi ci o żywicielki. Przyszły na badania.
- Były przerażające.
- Skąd, są całkiem normalne. - Jego dobór słów sprawił, że się wzdrygnęłam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •