[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Uhm... - zgodził się z uśmiechem. - Powiedz mi, Laurel... dlaczego
wyszłaś za Maxa Freera? Był niegłupim facetem, ale według mnie nie
dorastał ci do pięt. Gdyby nie twoje... nie wiem, jak to powiedzieć...
przesadne zorientowanie na karierę, byłabyś absolutnie wspaniała. Jesteś
RS
45
tylko trochę za bardzo wyrachowana. A może to wszystko z niepewności?
Taki odruch obronny?
- A co cię to, do diabła, obchodzi? - wybuchnęła ze złością, zraniona tym
razem do żywego. Ton ich rozmowy, na początku lekko kpiący, stawał się
coraz bardziej obce-sowy i nieprzyjemny. - Domyślam się, oczywiście, że to
zakamuflowany komplement. Boisz się powiedzieć otwarcie, co ci się we
mnie podoba? %7łeby mi się nie przewróciło w głowie czy żebym sobie za
wiele nie wyobrażała? Nie bądz dzieckiem!
- Laurel, nie umiałbym tak grać. Nie z tobą - powiedział łagodnie.
- Myślałby kto, że jesteś taki spontaniczny! Uosobienie szczerości! Masz
w sobie coś z zimnej ryby. Powściągliwy, trzymający wszystkich na
dystans, jakby otaczała cię szklana ściana. Dlaczego jesteś taki spięty? Co
takiego zdarzyło się w twoim życiu, powiedz mi!
Podszedł do niej powoli, nie odezwawszy się ani słowem.
- Kochałam Maxa, kiedy za niego wychodziłam - dodała ze ściśniętym
gardłem. - Jak możesz mówić, że jestem wyrachowana? Skąd możesz o tym
wiedzieć? Jesteś takim typem, który nigdy nie zapomina i nie przebacza,
prawda? Nigdy nie rezygnujesz. Zgoda, byłam młoda i głupia, ale kochałam
go.
Była tak przerażona, nie poznawała własnego głosu. Musiała przerwać,
żeby nabrać powietrza i uspokoić drżenie warg.
- Cholera - szepnął. - Znowu to zrobiłem.
- Czy możesz z ręką na sercu powiedzieć, że kiedykolwiek kogoś
kochałeś?
- Tak. Mogę - odparł cicho.
Kiedy starała się uspokoić, mając niemal pewność, że za jego kpiącą
pozą kryje się inny człowiek, nabrał na łyżeczkę czekoladowego deseru i
podał jej do ust.
- Proszę, otwórz szeroko.
Posłusznie otworzyła usta, wiedząc, że Jarrad próbuje ją przeprosić za
ten wybuch.
Kiedy w doskonałych humorach wrócili z Golden Nug-get, zaczynało
świtać.
- Wiesz, zanim się położę, chciałabym zajrzeć do Ricka Sommersa -
oznajmiła.
- Pójdę z tobą. - Jarrad skręcił w kierunku głównego wejścia do
przychodni. - Kiedy go wysyłamy do szpitala?
- Jak najszybciej. Mam nadzieję, że przez tydzień wszystko załatwimy.
Boję się, że po tym, co mu powiedziałam, nie zmrużył dotąd oka.
RS
46
- Tak. Pewnie przydałoby mu się kilka ciepłych słów - powiedział cicho,
zbliżając się do sali, w której leżał Rick.
Nuna na ich widok wstała i odsunęła się od łóżka.
- Dzień dobry, doktorze. Dzień dobry, pani doktor. Jest trochę
niespokojny.
- Cześć, Rick, jak się czujesz? - Laurel usiadła przy nim.
- Boli mnie ta szyja jak diabli. Ale nie cały czas, tylko falami. Nie mogę
zasnąć. - Spojrzał na nią, nie poruszając głową. - Ciągle się zastanawiam,
jak to złapałem.
- Możesz przełykać ślinę i normalnie oddychać? - spytał Jarrad,
sprawdzając opatrunek.
- Tak... Czuję, że mam zupełnie sztywną szyję, i ten ból...
- Dostaniesz zastrzyk, który uśmierzy ból i pomoże ci zasnąć. - Jarrad
uścisnął dłoń Ricka i uśmiechnął się ciepło. - Odwiedzili cię wieczorem
koledzy?
- Tak... Mam tu kilku dobrych kumpli. I zadzwoniłem do rodziny w
Edmonton, żeby wiedzieli, że niedługo przylecę. Mam ich zawiadomić, jak
tylko będę wiedział dokładnie, którym samolotem.
- Zarezerwujemy ci bilet, kiedy omówimy szczegóły z lekarzami ze
szpitala - powiedział Jarrad, kiedy Laurel odeszła, żeby przygotować
zastrzyk. - Postaraj się teraz nie martwić za bardzo przyszłością.
Skoncentruj się tylko na tym, żeby wydobrzeć po zabiegu, który już miałeś.
- Dam mu pięćdziesiąt miligramów demerolu, to powinno pozwolić mu
zasnąć - Laurel wyjaśniła Nunie. - Zwracaj uwagę na opuchliznę szyi, czy
się nie powiększa, i sprawdzaj, czy normalnie oddycha. Widzę, że sprzęt
intubacyjny na wszelki wypadek masz pod ręką. Bardzo dobrze.
Rozmawiając z Nuną, słyszała cichy, kojący głos Jarrada, który próbował
dodać otuchy Rickowi. Była zadowolona, że tu z nią przyszedł.
- Zadzwoń do nas - Jarrad instruował Nunę, kiedy Laurel robiła
pacjentowi zastrzyk - gdybyś miała cień podejrzenia, że Rick ma trudności z
oddychaniem. Nie spuszczaj z niego oka i utrzymuj w półsiedzącej pozycji.
Widzę, że ciśnienie jest w porządku. - Spojrzał na kartę choroby. - Mierz je
od czasu do czasu, musimy mieć pewność, że nie krwawi. Może trzeba go
będzie przytrzymać jeszcze z dzień albo dłużej. Zobaczymy, jak się będzie
czuł jutro.
- Dobrze, panie doktorze.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi, kiedy przebrana w nocną koszulę i
szlafrok wychodziła z łazienki. Zdrętwiała. Serce podskoczyło jej do gardła,
RS
47
ale sama nie wiedziała, czy bardziej ze strachu, czy z podniecenia.
Drżącymi palcami przekręciła zamek i otworzyła drzwi.
Nie musiał nic mówić ani nawet robić znaczącej miny. Propozycja, którą
wyczytała w jego rozpalonych oczach, była jednoznaczna: zaproś mnie do
swojego łóżka. Czuła, jak bardzo jej pragnie, nie ukrywał podniecenia, ale
następny krok należał do niej. Wiedziała, że jeśli go nie zrobi, Jarrad
wycofa się.
- Nie powiedziałem ci dobranoc - powiedział z czułością kochanka. - I
chciałem ci wyznać, że spędziłem z tobą wspaniały wieczór.
- A ja z tobą. To był... genialny pomysł. - Miała wrażenie, że Jarrad po
raz pierwszy patrzy na nią jak na kobietę, a nie jak na koleżankę lekarza.
- Cieszę się...
Cisza, która nad nimi zawisła, wydała się Laurel nieskończonością.
Boże, daj mi siłę, nie pozwól, żebym zrobiła z siebie wariatkę, modliła
się rozpaczliwie, nie mogąc oderwać oczu od jego odsłoniętego torsu.
- Co za okropna historia z tym Rickiem. Taki młody - wydusiła z siebie
zmienionym głosem. - Ja... nie umiem się z tym pogodzić.
- Zdarzają się gorsze rzeczy - powiedział cicho, wyciągając w jej stronę
rękę.
Dotknął jej policzka, potem delikatnym ruchem obrysował linię brody.
Ciszę, która zapanowała w całym mieszkaniu, zakłócił nagle głośny,
wstrzymywany długo oddech Laurel.
- Laurel, ty jesteś dziewicą, prawda? - zapytał nieznacznie zdziwionym
tonem. - Teraz dopiero zaczynam rozumieć. Kto by pomyślał... - Błądził
palcami po jej nagiej szyi, aksamitnej skórze ramion, czując, jak cała drży.
- Czy to cię strasznie dziwi? - zapytała szeptem.
- Więc nie zaprzeczasz?
- Nie...
Czuła, że zamyka się przed nią droga odwrotu. Pragnęła go rozpaczliwie.
Wiedziała, że jeśli on się nie wycofa, rozwiąże pasek jego szlafroka i sama
będzie błagała, żeby ją kochał.
Przerażona tą myślą, próbowała przypomnieć sobie powody ich
wzajemnej niechęci. Oczami wyobrazni zobaczyła upokarzającą scenę z
bufetu szpitalnego w Gresham. Kiedy jednak usiłowała skupić się na niej i
wzbudzić w sobie dawną złość, nic z tego nie wychodziło. Tamta historia
była już nierealna. Prawdziwy był tylko on - tu i teraz - ze swoją przystojną
twarzą, ustami, które zapraszały do pocałunku, delikatnymi dłońmi, które
budziły do miłości jej ciało.
RS
48
Przestała się bać. Rozluzniona i uśmiechnięta uniosła głowę. Nie musiała
czekać ani chwili.
Ich usta złączyły się w długim, gwałtownym pocałunku. Laurel poczuła,
że uginają się pod nią kolana. Wsunęła ręce pod jego szlafrok. Jej palce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]