[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nigdy nie postała ludzka stopa. Za pasmem lawendowych wzgórz horyzont obrębiała misterna
koronka burozielonych stepów. Nawet uporczywa mżawka i odzywające się często grzmoty nie
zdołały popsuć jej nastroju.
Dotarli do niewielkiego kanionu. Dusque była ciekawa, co też zaprząta myśli jej przyjaciela.
Wiedziała, że nie jest mu obojętna i nie mogła zaprzeczyć, że ona też coś czuje do tego
tajemniczego ciemnowłosego Rebelianta. Gdyby nie on, pewnie dałaby się zabić - skończyłaby
jak Tendau. Dzięki niemu uniknęła bezsensownej śmierci, a poza tym Finn dał jej cel: pokazał,
jak może wykorzystać swój gniew i rozpacz. To od niego wszystko się zaczęło i był to
wystarczający powód, żeby traktować go wyjątkowo. Niestety, wszystko wydawało się okropnie
skomplikowane.
Jej rozmyślania przerwał nagle odległy tętent, który szybko narastał. Zwolniła, dając Finnowi
znak, żeby przystanął. Powoli, z najwyższą ostrożnością wspięli się na strome zbocze. Na
szczycie wzgórza położyli się na brzuchach, żeby mieć dobry widok na okolicę. Z prawej strony
zobaczyli galopujące stado jakichś potężnych stworzeń i Dusque przeklęła się w myśli za
lekkomyślność. Mało brakowało, żeby się z nim spotkali.
Nagle zrozumiała, dlaczego jej przyjaciel był podczas ich wędrówki taki milczący i zamknięty w
sobie. Wiedział z doświadczenia, że musi się skupić wyłącznie na ich misji i nie może pozwolić,
żeby coś go rozpraszało. Skarciła się w duchu za to, że myśli nie o tym, o czym powinna, i
nakazała sobie podobne skupienie.
Zwierzęta, które kierowały się w ich stronę, były mniej więcej trzykrotnie wyższe od
przeciętnego człowieka, miały ogromne głowy i długie szyje. Ich ciała były przysadziste, o
ciemnej skórze, jaśniejszej w okolicy brzucha; stonowane pasy czyniły je prawie niewidzialnymi,
kiedy przerywały popas i kładły się w trawie. Trudno było zauważyć leżącego nieruchomo
długoroga w naturalnym środowisku. Jak łatwo się było domyślić, ich nazwa pochodziła od
grzebienia rogów wieńczącego ich wydłużone pyski.
- To pikety długorogi - poinformowała Finna.
Ziemia znowu zadrżała, kiedy jedno ze zwierząt postanowiło się położyć i zdrzemnąć.
Niezgrabnie przewróciło się na bok, jakby powalone niewidzialnym ciosem.
- Chyba się nigdzie nie wybierają - oceniła.
- Czy te stworzenia są grozne?
- Nie, normalnie nie. Można oczywiście trafić na agresywnego osobnika, ale zazwyczaj nie ma
się czego z ich strony obawiać. To spokojne, łagodne przeżuwacze.
- Spore przeżuwacze - prychnął Darktrin. Najwyrazniej odzyskiwał swój dawny humor.
- Owszem - zgodziła się. - Ale skoro nie zamierzają się stąd ruszyć, będziemy zmuszeni je
obejść. Musimy być ostrożni, bo możemy spotkać inne, bardziej niebezpieczne zwierzęta -
ostrzegła go. - Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale te olbrzymy to zwierzyna łowna, nie
drapieżniki.
- Aadne rzeczy - jęknął Finn, przewracając oczami. - Nie wiem, czy chcę zobaczyć to zwierzątko,
które na nie poluje.
13 - Ruiny Dantooine
Ledwie zaczęli schodzić w dół zbocza, ponad nimi przetoczył się wyjątkowo głośny grom.
Odgłosy burzy zagłuszały skutecznie ich kroki. Zeszli prosto na następne stado piketów, a po
lewej, nieco dalej zobaczyli długie, wąskie jezioro. Wyglądało na to, że nie mają wyboru i że
znowu czeka ich kąpiel. Upewnili się, że ekwipunek mają odpowiednio zabezpieczony, i zaczęli
brnąć przez chłodną wodę, trzymając się blisko brzegu.
Kiedy oddalili się już spory kawałek od stada, Finn poklepał Dusque po ramieniu. Dziewczyna
najpierw rozejrzała się czujnie, a dopiero potem zerknęła na towarzysza.
- Może przejdziemy drugą stroną? - zaproponował, wskazując przeciwległy brzeg.
- Ale idąc tędy, możemy je minąć bezpiecznie, nie tracąc czasu - zaoponowała.
- Wiem, ale tamtędy szybciej przedostaniemy się na suchy ląd.
- Mogę dalej iść wodą - obruszyła się.
- To nie potrwa wcale dłużej - uparł się Darktrin i nie czekając na jej odpowiedz, zaczął płynąć
na drugą stronę zbiornika.
Pokręciła zrezygnowana głową i podążyła za nim, wściekła na siebie, że pozwoliła mu postawić
na swoim - i na niego, że udało mu się tego dokonać.
- Miałeś rację. Wybacz - wymamrotała skruszona, kiedy niebawem podał jej rękę i pomógł
wydostać się na brzeg.
- Ocaliłaś nas przed wpakowaniem się prosto w stado tych potworów i jeszcze przepraszasz? -
Finn wyszczerzył zęby w łobuzerskim uśmiechu. - Pójdziemy sobie teraz kawałek trasą
widokową.
Podjęli marsz, kierując się na zachód brzegiem jeziora. Deszcz prawie ustał, ale niebo wciąż
zasnuwały kłęby szarych chmur, zlewających się na horyzoncie z sinymi wzgórzami. Długo nie
spotykali nikogo ani niczego, a jedynym dzwiękiem, który rozpraszał ciszę, było mlaskanie ich
butów na podmokłym podłożu. Wkrótce jednak dostrzegli zwaliste sylwetki na zamglonym
zboczu.
Dusque natychmiast rozpoznała, że to thuny. Naliczyli ich pięć. Każde zwierzę dorównywało
wielkością niewielkiemu
promowi, miało cztery grube nogi i szarą, twardą, pomarszczoną skórę. Jedno z nich podniosło
głowę i spojrzało prosto na nich. Finn westchnął zdumiony. W miejscu nosa stworzenie miało
mięsistą trąbę, a głowę okalały szerokie wachlarze uszu.
Dusque dotknęła ramienia przyjaciela.
- Możemy spokojnie przejść koło nich - szepnęła. - Pod warunkiem że nie będziemy
wykonywali żadnych gwałtownych ruchów.
Darktrin zmierzył bestie krytycznym spojrzeniem, najwięcej uwagi poświęcając ich ogromnym
stopom.
- Jesteś pewna?
- Tak. Będziemy bezpieczni, jeżeli ich nie wystraszymy.
- Aadna perspektywa - mruknął.
Zaczęli ostrożnie przekradać się między olbrzymami. Dusque nie mogła powstrzymać uśmiechu.
Nigdy wcześniej nie miała okazji przyjrzeć się tym gigantom z bliska i miała ogromną ochotę
dotknąć któregoś z nich. Wyciągnęła w końcu rękę i delikatnie przeciągnęła palcami po boku
jednego ze zwierząt. Zdawało się, że bestia nic nie poczuła, za to stojący w pobliżu thun zaczął
gwałtownie potrząsać głową.
Finn zamarł i chwycił ją za rękę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •