[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawet ze mną. Tym bardziej chcę cię poznać.
Margreta była zadziwiająco miłą rozmówczynią. Chloe opowiedziała
jej o swoich planach związanych z przedszkolem, a nawet o kłopotliwej
sytuacji związanej z jej pracą. Kiedy Thad poprosił je do stołu, rozmawiali
już we trójkę o wszystkim. O wybuchu gazu, o odbudowie kościoła, nawet
o chorobie Margrety. Chloe była zaskoczona jej szczerością i trzezwym
podejściem do sprawy.
- Tylko mnie zle nie zrozum. Wcale siÄ™ nie poddajÄ™. Wiem po prostu,
jaką mam szansę na wyzdrowienie, i nie chcę przeżyć swoich ostatnich dni
łysa i bez przerwy wymiotująca. Wolę myśleć o sprawach nie związanych
ze śmiercią. Na przykład o moim pierwszym wnuku, choć na jego
narodziny, niestety, się nie zanosi - dodała, uśmiechając się do syna.
- Pora zmienić temat - oznajmił, czerwieniąc się, Thad.
- Może ułożysz mamę do snu, a ja tymczasem pozmywam naczynia i
posprzątam - zaproponowała Chloe, widząc zmęczenie na twarzy
Margrety.
- Dzięki. To dobry pomysł.
~ 93 ~
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
- Twoja matka jest wspaniała - powiedziała Chloe, kiedy wsiedli już
do auta.
Thad uśmiechnął się.
- Prawda, że jest niesamowita? - Wyciągnął rękę i ścisnął dłoń
Chloe. - Za daleko siedzisz. Przysuń się bliżej.
Kiedy go posłuchała, położył jej rękę na swoim udzie, lekko ją
przytrzymujÄ…c.
Udo było cudownie ciepłe. Ciało, które czuła pod błękitnym
dżinsem, silne i twarde. Kiedy Thad naciskał pedał gazu, jego mięśnie
napinały się jak struny.
Milczeli przez całą drogę powrotną.
- To był bardzo miły wieczór - powiedziała Chloe, kiedy Thad zgasił
silnik. - Twoja matka to urocza osoba.
Thad odpiął swój pas, potem pas Chloe i przysunął się bliżej.
- O ile dobrze pamiętam, moja matka tak samo określiła ciebie -
rzekł, wsuwając dłoń we włosy Chloe. - Zauroczyłaś nas oboje.
Była ciemna i bezksiężycowa noc. W zaciszu auta słychać było ich
przyspieszone oddechy.
- Co mam z tobą zrobić? - szepnął, biorąc Chloe w ramiona.
Nie protestowała. Kiedy usta Thada spoczęły na jej wargach, Chloe
była gotowa. Znała już smak jego pocałunków, sposób, w jaki jego dłonie
błądzą po jej ciele.
~ 94 ~
RS
Nie protestowała, kiedy rozpinał jej bluzkę, gdy jego kciuk pieścił jej
nagą pierś, a potem zastąpiły go jego usta.
Uświadomiła sobie, że szepcze: proszę, proszę", że o coś go błaga,
ale nie wiedziała, o co.
Dłoń Thada zsuwała się coraz niżej, a kiedy zaczęła masować szew
jej spodni tuż poniżej zamka, Chloe jęknęła i powitała ją rytmicznym
ruchem bioder. Thad ujął ją w pasie i posadził sobie na kolanach. Między
nogami czuła teraz jego twardą, pulsującą męskość.
- Zaczekaj - szepnęła ledwo dosłyszalnie, ale na Thada podziałało to
jak kubeł zimnej wody.
Na szczęście.
Wypuścił ją z objęć, jakby nagle zaczęła parzyć.
- Czy wiesz, że omal nie straciłaś dziewictwa? - warknął przez zęby.
- Ja... co? - mruknęła nieprzytomnie. - A, tak.
- Co znaczy to twoje tak"? Czy zgadzasz się, żebym skończył to, co
zacząłem, czy też potwierdzasz, że wiesz, co się prawie stało?
- Zaczekaj, nie... nie mogę jeszcze myśleć.
Thad zdecydowanym ruchem zdjął ją ze swoich kolan i posadził
obok.
- Ja też muszę dojść do siebie.
Chloe bardzo chciało się śmiać, ale powstrzymał ją surowy ton głosu
Thada.
Thad otworzył drzwiczki, wysiadł, a potem chwycił Chloe za rękę i
pociÄ…gnÄ…Å‚ za sobÄ….
- Posłuchaj - zaczął, stawiając ją opartą plecami o auto. - Wcale nie
chcę, byś potem miała do mnie pretensję, że cię wykorzystałem, ale
~ 95 ~
RS
doprowadzasz mnie do szaleństwa. Albo wreszcie to zróbmy, albo
przestańmy się spotykać.
Słowa Thada gwałtownie ją ostudziły.
- Nie oskarżyłabym cię o... To zresztą nieważne. - Skupiła się na
jedynej rzeczy, którą powiedział, a która miała jakiś sens. - Masz rację.
Musimy się przestać spotykać. - Nie zważając na płonące w jego oczach
gniewne ogniki, pogładziła go po policzku. - Chciałabym mieć pewność,
że bym cię powstrzymała, ale jej nie mam. Thad, chcę w moją noc
poślubną nie mieć żadnych tajemnic z przeszłości. Boję się, że nie mam
dość sił, by ci się oprzeć. Nie mogę cię więcej widywać.
Thad obrócił głowę i poczuła na dłoni jego usta.
- To szaleństwo. Wiem. Rzeczywiście lepiej już idz. Chloe wahała
siÄ™.
- Idz - powtórzył ostro.
Posłuchała go. Szukając klucza do drzwi, czuła, jak łzy napływają jej
do oczu, a serce rwie się do Thada. W holu ze szlochem opadła od razu na
kolana.
Płakała, płakała i płakała. Jak to dobrze, że sypialnia ojca była
daleko. Chybaby umarł na ten widok.
Kiedy w końcu odzyskała nad sobą panowanie, wstała i z ciężkim
westchnieniem, z trudem powstrzymując szloch, oparła się o drzwi.
Kiedy z drugiej ich strony usłyszała pukanie, odskoczyła jak
oparzona. Nie myśląc, że mógłby to być ktoś obcy, natychmiast je
otworzyła. Rzuciła się Thadowi w ramiona i znów zaniosła się szlochem.
- Cicho. Nie płacz. - Kołysał ją w ramionach, jakby była dzieckiem,
koszulą ocierał jej łzy. - Wybacz, nie powinienem tak odchodzić. -
~ 96 ~
RS
Uspokajająco całował całą jej twarz, przestał jednak, kiedy jego pocałunki
stały się zbyt namiętne.
- Nie, nie mogę - wyjąkał, ciężko dysząc.
- Przepraszam - szepnęła Chloe. - Ale właściwie dlaczego? To ty
odszedłeś i wróciłeś!
- A nie chciałaś, żebym wrócił?
- Wiesz, że tak - odparła, mocno go obejmując. - Ale nic się nie
zmieniło. Chciałabym być taką kobietą, jakiej potrzebujesz, ale nie umiem.
Chyba jestem staroświecka.
- No to siÄ™ pobierzmy.
- Nie o to mi chodziło!
- Ale mnie tak. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek do tego
dojdzie, ale.... - Chwycił Chloe za rękę i przyklęknął przed nią na jedno
kolano. - Czy wyjdziesz za mnie?
Przerażona, usiłowała zmusić go, by się podniósł.
- Thad, przecież ty wcale...
Uciszył ją, sadzając sobie na kolanie i kładąc rękę na ustach.
- Owszem, chcę. Naprawdę. Skoro to jedyny sposób, by cię zdobyć,
zgadzam się. Są gorsze rzeczy na świecie niż małżeństwo z tobą.
Nie były to najbardziej romantyczne oświadczyny, o jakich słyszała.
Mimo to Chloe nie czuła się obrażona. Przeciwnie - miała ochotę obudzić
ojca i kazać mu natychmiast odprawić ceremonię zaślubin. Na szczęście
zachowała jeszcze resztki zdrowego rozsądku. Przecież Thad cię nie
kocha, mówiła sobie w duchu. Już raz ożenił się z kimś, kogo nie kochał.
No tak, ale przecież mnie pragnie. Mówi, że mnie potrzebuje.
~ 97 ~
RS
Chcesz wyjść za kogoś, kto cię nie kocha, ryzykując, że nigdy się to
nie zmieni? Tak!
- Zastanowię się - powiedziała, wstając. - Ale to może trochę
potrwać.
- Poczekam. - Thad podniósł się i znów wziął ją w ramiona. Czuła,
że jest podniecony, ale jego uścisk był słodki i uspokajający. - Tylko za
długo nie kombinuj.
- Boję się, że to nie jest dobry pomysł - szepnęła.
- Dlaczego? Potrafię utrzymać rodzinę. Będzie nam cudownie w
łóżku. Nigdy cię nie zdradzę i będę kochał nasze dzieci.
Dzieci. Wiedział, jak ją podejść. Oczami wyobrazni ujrzała
gromadkę uroczych maluchów z dołeczkami w policzkach. Szybko
odsunęła od siebie ten obraz.
- Dlaczego ja?
Thad milczał. O Boże, czyżby go przekonała? Czyżby zrezygnował?
- Jesteś jedyną osobą, która nie zważała na złą opinię, jaką ma o
mnie to miasto. Myślę, że nawet Jean zaczęła się ze mną spotykać, żeby
zrobić na złość swoim pruderyjnym rodzicom. Ty we mnie wierzysz -
rzekł po prostu, a potem parsknął śmiechem i zmienił nastrój. - Poza tym
boję się, że jeśli za mnie nie wyjdziesz, rozsadzi mnie nadmiar spermy.
Chloe, oczywiście, znów się zaczerwieniła. Na szczęście na ganku
było ciemno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]