[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotykając swoją twarzą twarzy Laurenta, a potem, w pełnej napięcia ciszy, wtargnął prawą
ręką jeszcze głębiej. Książę sprawiał teraz wrażenie, jakby omdlewał, z jego sztywnego,
wyprężonego penisa sączyły się drobne kropelki przejrzystego płynu.
Różyczka czuła, jak jej całe ciało to się napina, to znów odpręża, jak narasta w niej orgazm, a
kiedy próbowała go powstrzymać, ogarnęły ją błogi bezwład i niemoc. Miała wrażenie, jakby
te wszystkie podtrzymujące ją dłonie darzyły ją rozkoszną pieszczotą i uprawiały z nią
miłość.
Pan wsunął prawą dłoń dalej i Laurent mimo woli wypiął biodra do przodu, prezentując
olbrzymie jądra w całej okazałości oraz obleczoną w lśniącą złociście skórzaną rękawicę rękę,
niemiłosiernie rozciągającą ścianki odbytu.
Z ust Laurenta wydarł się nagle jęk. Było to chrapliwe sapnięcie, jakby błaganie o litość. A
pan znieruchomiał, nie zmieniając pozy, ich usta niemal się stykały. Wreszcie jego lewa dłoń
zsunęła się z czubka głowy Laurenta na jego twarz i pogłaskała ją, a kiedy palec rozchylił
wargi, z oczu niewolnika pociekły łzy.
Pan spiesznie wyciągnął dłoń spomiędzy jego nóg, zdjął rękawicę i odrzucił na bok, natomiast
Laurent zwisł bezwładnie w ramionach posługaczy, z nisko spuszczoną głową i ciemną od
nabiegłej krwi twarzą.
Jego dręczyciel powiedział coś w swoim języku, na co posługacze zareagowali śmiechem.
Jeden z nich ponownie przypiął klamerki do sutków Laurenta, który skrzywił się z bólu, a pan
natychmiast rozkazał gestem położyć go na podłodze. Ku zaskoczeniu reszty niewolników
jego smycze przytwierdzono do złotego kółka u trzewika pana.
O nie, ten potwór nie może nas rozdzielić!, pomyślała Różyczka. Ogarnął ją lęk. Co będzie,
jeśli się okaże, że pan wybrał spośród nich jedynie Laurenta?
Posługacze położyli jednak na podłodze ich wszystkich. Różyczka znalazła się tam nagle na
czworakach, z głową przyciskaną przez aksamitny trzewik spoczywający na karku, i
uzmysłowiła sobie, że obok niej znajdują się Tristan i Elena. Posługacze pociągnęli ich za
smycze zaczepione o sutki i w ten sposób wyprowadzili z ogrodu, smagając po drodze
pasami.
Z prawej strony dostrzegła rąbek szaty pana, a nieco w tyle Laurenta, starającego się
dotrzymać mu kroku. Smycz, zaczepiona o sutki nadal była przytwierdzona do trzewika pana,
kasztanowe włosy litościwie osłaniały twarz ofiary.
Gdzie się podziali Dmitri i Rosalynd? Czyżby z nich zrezygnowano? Może zajął się nimi
jeden z owych dwóch mężczyzn, którzy przyszli wcześniej z panem?
Nie znała odpowiedzi na te pytania. A korytarz zdawał się nie mieć końca.
Tak naprawdę to właściwie nie obchodził jej los Dmitriego i Rosalyndy. Liczyło się tylko to,
aby ona i Tristan, i Laurent, i Elena pozostali razem. Ważny był też fakt, że ten wysoki i
niewiarygodnie elegancki człowiek, jej tajemniczy pan, znajduje się u jej boku.
Jego wykwintna, zdobiona haftem szata musnęła jej ramię, gdy przyśpieszył kroku. Laurent
starał się nie zostawać w tyle.
Skórzany pas smagnął jej pośladki i łono, kiedy i ona pośpieszyła za nimi.
Wreszcie dotarli przed jakieś drzwi, popędzani pasami przekroczyli próg i znalezli się w
przestronnej oświetlonej komnacie. Stopa na karku Różyczki naparła nieco mocniej,
zmuszając do zatrzymania się, i dopiero po chwili królewna zorientowała się, że posługacze
wyszli, a drzwi za nimi się zamknęły.
Jedynym dzwiękiem był teraz pełen strachu oddech książąt i księżniczek. Nowy pan minął
Różyczkę, podszedł do drzwi. Rozległ się zgrzyt zasuwy i przekręcanego klucza, a potem
znowu nastała cisza.
Po chwili Różyczka ponownie usłyszała ten melodyjny głos, łagodny i niski, ale tym razem
przemówił w jej własnym języku, z wdziękiem akcentując poszczególne sylaby:
- W porządku, moi drodzy, zbliżcie się i klęknijcie przede mną. Mam wam wiele do
powiedzenia.
RÓ%7Å‚YCZKA: NOWY INTRYGUJCY PAN
Te słowa były dla grupki niewolników nie lada wstrząsem.
Posłuchali natychmiast, podeszli do swojego nowego pana i uklękli przed nim. Złote smycze
spoczęły bezużytecznie na podłodze, nawet Laurent, odczepiony od trzewika, usiadł wraz z
innymi.
Kiedy już wszyscy przyjęli odpowiednią postawę, z dłońmi splecionymi na karku, ich pan
polecił:
- Spójrzcie na mnie.
Bez chwili zastanowienia Różyczka podniosła wzrok. Jego twarz nadal wydawała jej się tak
pociągająca jak przedtem w ogrodzie; o rysach bardziej regularnych, niż sądziła, pełnych,
ładnie ukształtowanych ustach, długim i delikatnym nosie oraz wyrazistych, ładnie
osadzonych oczach. Najbardziej jednak przemawiała do niej jego energia.
Powiódł po nich wzrokiem, po kolei zatrzymując go na każdym z nich, a Różyczka poczuła,
jak silne podniecenie ogarnia wszystkich.
Och, jakiż on wspaniały, pomyślała. Nieoczekiwanie napłynęły niebezpieczne dla spokoju jej
duszy wspomnienia, oczami wyobrazni znowu ujrzała królewicza, który przywiózł ją do
królestwa swojej matki, a także brutalnego Kapitana Straży z wioski.
- Drodzy niewolnicy - powiedział pan. Na krótką, elektryzującą chwilę jego wzrok spoczął na
niej. - Wiecie, gdzie i dlaczego tu jesteście. Sprowadzili was tu siłą nasi żołnierze,
abyście mogli służyć swemu panu i władcy. - Jakże miodopłynny był jego głos, jakie ciepło
emanowało z jego twarzy!
- Wiecie też, że macie służyć zawsze w milczeniu. Dla posługaczy, którzy opiekują się wami,
jesteście nędznymi, bezrozumnymi istotami. Ja jednak, dostojnik na dworze Sułtana, nie
wierzę, aby zmysłowość mogła niszczyć zdrowy rozsądek.
Z pewnością nie, pomyślała Różyczka. Nie ośmieliła się jednak wypowiedzieć tego na głos.
Musiała przyznać w duchu, że jej zainteresowanie tym człowiekiem jest coraz większe i
przybiera niebezpiecznie na sile.
- Niewolnicy, których wybieram - odezwał się pan, znowu wodząc po nich wzrokiem aby
wyćwiczyć ich należycie i zaoferować na dworze Sułtana, zawsze są powiadamiani o moich
zamiarach i życzeniach, a także o tym, czym grozi mój gniew. Ale tylko w czterech ścianach
tej komnaty. Chcę, aby w tej komnacie moje metody były rozumiane. A moje oczekiwania -
spełniane.
Podszedł bliżej, spojrzał wyniośle na Różyczkę, sięgnął ręką do jej piersi i ścisnął ją podobnie
jak przedtem, może tylko trochę za mocno, a królewnę przeszył gorący dreszcz, natychmiast
docierając do płci. Druga dłoń pogłaskała Laurenta po policzku i musnęła pieszczotliwie
wargi. Różyczka zwróciła głowę w ich stronę, zapominając zupełnie o sobie.
- O nie, księżniczko, tak me wolno - ofuknął ją pan i uderzył mocno, a ona skłoniła głowę,
kryjąc przed jego wzrokiem rozognioną twarz. - Będziesz patrzyła na mnie, dopóki nie
postanowiÄ™ inaczej.
Pod powiekami zapiekły od razu łzy. Jak mogła być tak nierozumna?
W jego głosie nie było jednak gniewu, tylko pobłażliwe napomnienie. Aagodnie ujął ją pod
brodę. Popatrzyła na niego przez łzy.
- Czy wiesz, czego chcę od ciebie, Różyczko? Odpowiedz.
- Nie, panie - odparła natychmiast głosem, który nawet jej samej wydał się obcy.
- Chcę, abyś była doskonała, dla mnie! - powiedział łagodnie tonem nie dopuszczającym
żadnych wątpliwości. - Oczekuję tego od was wszystkich. Macie być szczytem doskonałości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]