[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po prostu szaleństwo, sądzę, że zaczyna na mnie formalnie polować.
Niech sobie stoi rzekła matka uspokajająco. Wkrótce mu się to znudzi.
Przed furtkÄ… staÅ‚ Jörgen i szczerzyÅ‚ zÄ™by przypochlebnie. Wobec zÅ‚ego spojrzenia pani
Berg, cofnął się na drogę, ale szedł za nimi w pewnej odległości, przez spory kawał pola.
Na szczęście, jest tchórzliwy powiedziała pani Berg.
Tak, kiedy ty jesteś przy tym; ale kiedy indziej podchodzi do mnie zupełnie blisko i robi
najokropniejsze miny. Jest przekonany, że mnie zachwyca. Helga, pomimo to, musiała się
śmiać.
To się wkrótce skończy. Wczoraj rozmawiałam z jego majstrem; powiedział mi, że bę-
dzie musiał wkrótce oddalić tego chłopca, gdyż w ostatnich czasach nie można na nim wcale
polegać, a czasem nawet zupełnie psuje robotę, i to tylko ze złej woli.
Wyszły na drogę. Mamo, sądzisz, że pan Halvor będzie kiedyś wielkim poetą?
Tak, na pewno.
Jego charakter pisma jest tak śmiesznie okrągły powiedziała Helga w zamyśleniu.
Tarcza słoneczna dotykała na północno-zachodzie skraju lasu; była okrągła i płaska, jak
gdyby naprawdę opierała się na kancie lasu. Nie rzucała już cieniów, lecz żarzyła się pło-
miennie, niby okrągły węgiel. Można było teraz swobodnie w nią spoglądać, ale gdy się kie-
rowało wzrok w drugą stronę, gdzie pola tonęły już w mroku, wszędzie pływały małe, złote
słońca na fioletowym tle.
Kobiety szły szybko naprzód, Helga z rozchylonymi ustami. Zamknij usta dziecko rze-
kła matka.
Inaczej serce ci wystygnie dokończyła Helga. Nie, spójrz jakie to niezwykłe!
Wskazała przed siebie.
Powietrze zdawało się stawać coraz jaśniejsze, tylko tuż przy ziemi było ciemno. Przed-
mioty były widoczne dopiero w pewnej odległości od powierzchni ziemi, zaś przejście od
ciemności do światła było tak ostre, że wyglądało, jak gdyby przedmioty wynurzały się z
czarnej cieczy.
Naprzeciw nim szedł ktoś; poznały po zarysach. że była to kobieta. Od kolan wzwyż po-
stać jej jarzyła się w czerwonym odblasku, rzucanym przez zachodzące słońce. Gdy znalazła
się w pobliżu nich, pani Berg poznała ją po kołyszącym chodzie. La Madeleine" szepnęła
do Helgi.
Odwróciły się i ujęły ją z obu stron, dotrzymując jej towarzystwa. Ale krok Karen stał się
dla Helgi wkrótce zbyt powolny, puściła jej ramię, zużywając uzyskany czas na małe wy-
cieczki, to w jednÄ…, to w drugÄ… stronÄ™.
68
No, jak tam się powodzi ukochanemu? spytała pani Berg, gdy Helga je opuściła na
chwilę. Nie wpadło jej na myśl, że nigdy nie mówiła z Karen o niczym innym.
Wobec tego, że Karen milczała, pani Berg powtórzyła pytanie, myśląc, że dziewczyna nie
dosłyszała. Ale gdy Karen dalej nie odzywała się i spuściła głowę, domyśliła się czegoś nie-
dobrego; stanęła, ujęła twarz dziewczęcia obiema rękami i przybliżyła do swojej twarzy. Ka-
ren spojrzała na nią oczami konającej sarny.
Skończone? spytała pani Berg żałosnym głosem.
Tak. Było to zaledwie tchnienie.
Zupełnie, zupełnie skończone? Ależ dlaczego?
Już mnie nie chce szepnęła Karen.
Staraj się go odzyskać, staraj się by cię znów pokochał. Jesteś przecież piękna w takich
wypadkach ryzykuje się wszystko, słyszysz w s z y s t k o! Pani Berg była podniecona.
Karen odwróciła twarz.
Tak więc jest z tobą rzekła pani Berg cicho. Biedne dziecko! i pocałowała ją. Karen
stała z opuszczonymi rękami i pozwalała się całować, patrząc jej tylko w oczy ze smutkiem.
Pani Berg czuła, że Karen potrzebna była pociecha, ale nie wiedziała, co ma powiedzieć.
Poczuła ulgę, kiedy doszły do furtki i Karen się pożegnała.
Sądzisz, że jest nieszczęśliwa? Jest taka dziwna, taka... już wiesz. I nigdy nie cofa ręki,
kiedy mówi dobranoc. W końcu było mi zupełnie głupio, tak jak gdyby ta ręka miała upaść na
ziemię, gdy się ją wypuści. Jest strasznie miła i śliczna. Uważam, że jest najładniejsza po
tobie. Ale wiesz, jest taka, jak gdyby rozglądała się za jakimś miejscem, gdzie mogłaby się
położyć. Helga mówiła dalej w tym sensie, kiedy zapalały lampy.
Pan Halvor, naprawdę, był obrażony, dlatego nie chciał pójść razem na przechadzkę. To
jest, właściwie, uważał się tylko za zasmuconego. Czuł ból nie ze względu na siebie samego,
lecz na pannę Helgę, jej matkę, i stopniowo cierpienie jego obejmowało całą ludzkość. Ach,
tak było jeszcze dużo, dużo do przezwyciężenia.
Doznawał pragnienia samotności przebywania z samym sobą. Uległ jednemu ze swych
ataków Weltschmerzu" i serce jego przepełniał nastrój liryczny. Schwycił za pióro i papier. I
z piórem w ręce, pochylony nad pustą kartką papieru, siedział i myślał o czymś pięknem.
Myślał o pannie Heldze i jej matce dwóch najlepszych kobietach, jakie zdarzyło mu się
spotkać w życiu, o przytulnym małym domku, który stanowił ich własność i o tym jak wiele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]