[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Możemy cię zatrzymać.
- Proszę mnie oskarżyć albo wypuścić.
Patrzy na mundurowego.
- Zacięła mu się płyta.
- Dobrze pan wie, że nie jestem taki - mówię.
- Ja wiem dużo rzeczy. Wiem, że twój brat to ćpun, wiem, że pracujesz
teraz dla Tiernana i że tych siniaków nie dorobiłeś się w bitwie na
poduszki. Dlatego zmień płytę, synu. To, że masz kłopot z piciem, wcale
nie oznacza, że jesteś jakimś pieprzonym Mikiem Hammerem. I może nie
byłeś taki, kiedy cię posadzili, kolego, ale nigdzie nie jest powiedziane, że
kilku rzeczy w pierdlu nie podłapałeś. Na przykład tego pieprzonego
manchesterskiego akcentu.
Krew w ustach. Czuję się, jakby mi ktoś przyłożył. Zakładam ręce.
- Proszę mnie oskarżyć. Albo wypuścić.
Osioł prostuje się i przydeptuje skręta butem.
- Nie wniesiemy oskarżenia, synu. Jeszcze nie teraz. Ale jeśli myślisz,
że jesteś wolny jak ptaszek, to masz nie po kolei w głowie. Jesteś
67
palantem, Innes. Bez mózgu. I wcześniej czy pózniej dasz ciała,
zapamiętaj moje słowa. A wtedy ja tam będę.
- Nie mogę się doczekać.
- Wystarczy moje jedno słowo, żebyś wrócił do pudła - mówi Donkin.
- Chryste, skończył pan już?
- Na razie. Pamiętaj.
15
Rzuciłem zapalniczkę na stół i wyjrzałem przez okno na Piccadilly
Gardens. Byliśmy w tej knajpie, co tam mają dobre żarcie, ale nie byłem
głodny. Kanapka z bekonem leżała przede mną - miała tak mocny zapach,
że chciało mi się rzygać. Wstałem, przecisnąłem się obok Baza i poszłem
do kibla. Raz na trzy dni muszę się wysrać, bo inaczej wszystko podchodzi
mi do gardła. Postawiłem kloca z grzmotem, który zwalał z nóg, i ze
smrodem, po którym poznałem, że gniją mi flaki.
Jedna rzecz mi nie dawała spokoju. Ta sprawa z Innesem. Powinienem
odpuścić. Ale kutas uwierał jak wrzód na dupie. Brzęczał mi w głowie i
brzęczał. Nie mogłem go stamtąd wyrzucić, choćbym nie wiem jak się
starał.
Tak jak za tamtym razem. Jak wtedy, kiedy szedł do sądu.
Ojciec powiedział, żebym już zostawił tamtą irawę i w ogóle. Ale ja
wcale nie miałem zamiaru. Powiedziałem staremu:
- Ej, tato, ten fiut pójdzie na ugodę. Kurde, przykabluje mnie.
A ojciec na to:
- Zostaw go.
- Przykabluje mnie.
- Może na to zasłużyłeś, synu. Zostaw go.
Zostaw go. Zawsze, kurde, zostaw.
A nigdy, kurde, uważaj na siebie? Miało zostać w rodzinie, a teraz co?
Czyżby Innes należał do pieprzonej rodziny? Można mu ufać bardziej niż
mnie, bo trzymał gębę na kłódkę? A kto do tego doprowadził? Kto
zamknął fiutowi jadaczkę?
Ja.
Na tamtej robocie byliśmy ja, i Rossie, i Baz, i Innes, i ten jego zaćpany
brat, ale to ja uratowałem nam tyłki. Przysięgam, że wcale nie
68
uderzyłem mocno tego ochroniarza, tłustego skurwiela. Po prostu go
walnąłem. To miało być coś w stylu dżudo, taki cios w szyję, wiecie, jak
na filmach. Tylko że miałem latarkę. Jedno szybkie hai i gość leżał
sztywny. Wcale by tak nie było, gdyby nie walnął głową o podłogę.
Przecież nie mogłem tego przewidzieć, co nie?
Ojciec się wściekł. Zwyzywał nas od największych cip pod słońcem.
Jakby to miało dla niego jakieś znaczenie. Kurde, gdyby Innes sypnął,
toby oskarżyli tylko mnie. Bo to jego złapali. Jego i tego jego zaćpanego
pierdolonego braciszka. Długi czas niezle się przez to pociłem. Dlatego
chciałem go znalezć i załatwić sprawę jak mężczyzna z mężczyzną. Ale
zaczął zadzierać nosa, no to pies go trącał. Niech gnije.
Ja swoje zrobiłem, jeśli wiecie, o co chodzi.
Podtarłem się i zajrzałem do klopa. Wycisnąłem z siebie trochę bobków,
więc spuściłem wodę i tyle. Jak coś nie poszło, to niech zostanie. To już
zmartwienie pakistańca, co czyści kible.
Umyłem twarz i spojrzałem w popękane lustro. Tak, Innes stanowi
problem. Trzeba to jakoś rozwiązać, ale nie bardzo wiedziałem jak. Jakby,
kurde, skurwiel miał diabelskie szczęście. I jakby stary lubił go bardziej
niż mnie.
E tam, pieprzyć ich obu.
Wróciłem do kawiarni i walnąłem Baza w ramię. Zrobił minę, jakby go
zabolało bardziej niż naprawdę.
- Co się, kurde, z tobą dzieje?
- Nudzę się, cholernie się nudzę. To się dzieje, stary.
- Chcesz się gdzieś przejść i poszukać jakichś rozrywek?
- Rozrywek? Co ja jestem? Dwunastolatek?
- Zadzwonić po tamtą blond lalę? - spytał Rossie z ustami pełnymi
kiełbasy.
- %7łe co?
- No po tamtą laskę z ostatniej nocy. Zostawiła ci swój numer.
- Nic nie mówiłeś.
- No to chcesz?
- Nie, była pryszczata.
- Może i pryszczata, ale dziewiętnastolatka - powiedział Rossie i
uniósł brwi.
Baz pokręcił głową. Rozmasował sobie ramię.
- Dziewiętnastka to dla Mo jest już za stara.
Cisza. Spojrzałem na niego:
- Co to, kurde, miało znaczyć?
69
- %7łe lubisz młodsze, to wszystko - powiedział Baz i się uśmiechnął.
Ten pieprzony tłuścioch zawsze się uśmiecha.
- Co? Co to, kurde, miało znaczyć? - Chwyciłem kubek z herbatą.
Trochę wylało mi się na rękę, a była gorąca. Poczułem, jak mnie pali, ale
to nic w porównaniu z tym, co się działo w środku. Pieprzony wulkan,
który tylko czekał, żeby wybuchnąć.
- Baz nie miał nic na myśli, Mo - wtrącił Rossie.
- Niech Baz mówi, kurde, sam za siebie, Rossie. Co to, do cholery,
miało znaczyć, Baz? Nazywasz mnie jakimś pieprzonym pedofilem czy
co?
- Nieee...
- Nie co? Nazwałeś mnie pieprzonym pedofilem. A co powiesz na to,
żebym pizgnął o ścianę twoim pieprzonym łbem?
Baz się roześmiał - jak zawsze, kiedy nie jest pewny, co się dzieje.
Pieprzony tępak. Rossie odłożył nóż i widelec.
- Daj spokój, Mo.
- Ten tłusty flet ma coś do powiedzenia, no to posłuchajmy.
- Ej - powiedział Baz. Nie lubi, jak się go nazywa tłuściochem.
Prawdziwy pech, bo to najtłustszy kutas, jakiego znam. - Tak tylko
gadałem.
- Wal się. -1 rzuciłem w niego kubkiem. '
Był na tyle szybki, że się przed nim uchylił, ale nie dość, żeby herbata nie
oblała mu głupiej gęby. Zerwał się z wrzaskiem, waląc przy tym w stolik.
Zdzieliłem go dwa razy pięścią po klacie if Baz opadł z powrotem na
swoje krzesło, prawie się przez nie przebijając. Wstałem zza stolika i
wyszłem na zewnątrz.
Słyszałem, że Baz się rzuca. Wołał za mną i w ogóle. Ale zapaliłem fajkę i
się zaciągnąłem. Przytrzymałem dym w płucach.
Rossie powiedział mu, żeby się, do cholery, uspokoił, i wyszedł do mnie.
- O co, kurde, chodzi?
- Jak coś zaczyna, to powinien dokończyć - powiedziałem. - Kutas ma
wielką japę i gada, co mu ślina na język przyniesie, dobrze wiesz.
- Tak się z tobą drażnił.
- No i co z tego? Miałem łyknąć taką gadkę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •