[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A czym się ró\nimy?
 Wieloma rzeczami. Zresztą tak samo jak pan postępuje ze mną, postąpią potem z panem.
Ka\e mnie pan rozstrzelać, rozstrzelają pana, a na dodatek wszystkich oficerów, w ogóle cale
wojsko co do jednego. Je\eli jednak w stosunku do mojej osoby zachowa pan międzynarodowe
prawa, wasz los poprawi się. Będziecie uwa\ani za jeńców wojennych i jako tacy traktowani,
czyli, \e po zakończeniu działań wojennych zostaniecie wypuszczeni na wolność.
 Czyli, \e namawia nas pan na poddanie się.
 Naturalnie, wszelki opór jest daremny. Mogę panu dać słowo honoru, \e mówię prawdę.
 W razie poddania się będziemy traktowani jako jeńcy wojenni?
 Tak.
 Rozumiem, \e nasz własność zostanie nam zwrócona?
 Naturalnie. Rozbroją was tylko, ale Juarez nie jest tygrysem, aby napadać na
bezbronnych lub co gorsza mordował ich.
 Ale skąd mamy mieć pewność, \e to co pan powiedział, jest prawdą. śe rzeczywiście
jesteśmy otoczeni ze wszystkich stron i to taką siłą, z jaką zaczynać byłoby szaleństwem?
 Do tego właśnie słu\yła ta raca.
 Jak to?
 Jak tylko ją wystrzelę, moi ludzie zapalą pochodnie i ogniska. W ten sposób będzie się
pan mógł przekonać, \e powiedziałem prawdę.
Major rozzłoszczony i zirytowany tą zdradą zamyślił się głęboko czy to z tchórzostwa, czy
te\ na skutek trzezwego spojrzenia na sprawę zdawał się nachylać do propozycji Roberta. Po
jakiejś chwili odezwał się:
 Dobrze, najpierw muszę się przekonać. Senior Gerdenas pan zna się na racach?
 Tak  odparł jeden z oficerów.
 Reszta panów oficerów niech rozejdzie się po lesie, aby cały teren mieć na oku. Na dany
znak senior Gardenas wypuści rakietę, po czym panowie wrócą i zdadzą mi sprawozdanie.
Ojciec zostanie przy mnie.
Nastała cisza trwająca mo\e pięć minut, po upływie której major dał znak i rakieta wzniosła
się w powietrze. Na skraju lasu, przy świetle ognia widać było jakąś czarną masę rozciągającą
się szeroko na północ.
 Czy to pańscy \ołnierze?  spyta! major pokazując na ruszającą się masę.
 Tak jest  odparł Robert.  Zaraz zobaczy pan lepiej; o tam i tam.
W tej samej chwili usłyszeli jakiś głośny rozkaz powtarzający się dokoła. Po pół minucie
wszędzie zajaśniał jasny krąg pomieszany z ró\norodnymi barwami bengalskich ogni. Był to
imponujący widok.
 Do diabła! To prawda!  zawołał major.
Sam zobaczył \ołnierzy stojących na skraju lasu z karabinami gotowymi do strzału.
 Przekonał się pan?  spytał Robert po chwili, kiedy na nowo zapadła ciemność.
 Proszę chwilę zaczekać  powiedział major.
Po pięciu minutach powrócili oficerowie meldując co zobaczyli. Na nich tak\e ogromne
snopy światła wywarły ogromne wra\enie.
 Co więc panowie radzą?  spytał major.
 Opór jest bezowocny  ośmielił się powiedzieć jeden z nich.
 No có\, nie jestem szaleńcem, muszę więc przyznać panom rację  rzekł major. 
Poświęcać swoje \ycie i \ycie tylu ludzi byłoby czystym szaleństwem, zwłaszcza, \e dokoła
otacza nas zdrada. Proszę posłowi zdjąć więzy. Powiedział prawdę.
Robert zło\ył ręce na piersi i spytał:
 Co więc panowie postanawiacie?
 To będzie łatwe do omówienia. Czy przyrzeka pan, \e będziemy traktowani jak jeńcy
wojenni?
 Oczywiście.
 W takim razie jest pan wolny.
 Tego się spodziewałem. Obecnie pójdę powiadomić o sytuacji dowodzącego. Proszę się
przygotować, bo za dziesięć minut wystrzelę racę, by oznaczyć miejsce, na którym się
spotkamy, by omówić dalsze warunki.
Chciał odejść, lecz w tym momencie, człowiek, którego major tytułował  ojcem , złapał go
za rękę mówiąc:
 Proszę na chwilkę, senior. Chciałbym tylko zamienić parę słów.
 Proszę mówić!  odparł Robert.
 Czy ja tak\e mogę wchodzić w ten układ?
 A pan nie nale\y do tego oddziału?
 Nie.
 Tak, prawda. Słyszałem, \e pan jest posłem, który przyniósł rozkaz generała Miramona?
 Tak, to ja.
 No có\, to trudna sprawa! Wie pan mo\e, jak się nazywa takiego człowieka, który
przekrada się przez obce wojska i po nocach dostarcza tajne rozkazy?
 Nie spodziewam się, \e pan chce widzieć we mnie& szpiega?
 No có\, właśnie za takowego pana uwa\am.
 Ja nim nie jestem.
 To znaczy, \e jest pan adiutantem Miramona?
 Nie.
 Mo\e oficerem? A je\eli nie, to mo\e przynajmniej \ołnierzem?
 Te\ nie.
 I pomimo wszystko przekrada się pan z wojskowymi rozkazami?
Nie otrzymał odpowiedzi.
 Milczy pan, czyli, \e się do tego przyznajesz.
 Senior, ja nic znalem treści tego listu.
 Sam pan przecie\ przed chwilą powiedział, \e po drodze przeczytałeś ten rozkaz. Kto
umie czytać, ten umie i myśleć. Wymówka pańska jest daremna.
Major wmieszał się do rozmowy mówiąc:
 Senior, muszę pana zapewnić, \e nie poddam się, je\eli choć jeden z mego otoczenia,
będzie wyjęty spod naszych układów.
 No có\, mogę panu obiecać, \e się postaram nakłonić dowódcę do pobła\liwości.
 To mi nie wystarcza. Chce krótkiej i zwięzłej odpowiedzi. śądam pańskiego
przyrzeczenia.
Robert pomyślał chwilę, po czym powiedział:
 Nie chcę być zbyt surowy, myślę, \e nie postąpię wbrew woli prezydenta, je\eli i tego
pana obejmiemy umową.
Odszedł, nie przeczuwając nawet, kim był ów zakonnik, któremu ocalił \ycie.
Republikanie uwa\ali, \e Robert idzie na stracenie, gdy jednak zobaczyli wystrzeloną przez
niego racę, zaczęli mieć nadzieję, \e potrafi się cało wyrwać z rąk bandy. A kiedy zobaczyli, \e
cały i zdrowy powraca do nich, poczęli wiwatować z radości.
Dowodzący zgodził się na wszystko, chciał bowiem zaoszczędzić krwi, ale w zamian musiał
poczynić pewne ustępstwa.
W kwadrans pózniej spotkał się Robert z majorem i jego towarzyszami, by dokładnie
omówić warunki. Stanęło na tym. \e sprzymierzeńcy cesarza jeszcze w ciągu nocy mieli zło\yć
broń i poczekać a\ do rana, gdy\ wtedy miano ich przetransportować do obozu koło Queretaro.
Naturalnie, nikt nie pomyślał o spaniu. Oficerowie cesarscy pozostali wolni, po daniu słowa,
\e nie będą próbowali ucieczki, to samo chciał uzyskać ów zakonnik, będący w grupie.
 Czego pan sobie \yczy?  spytał go Robert.
 Chciałem tylko uzyskać informacje.
 W jakiej sprawie?
 Czy to prawda, \e nasi oficerowie są wolni po zło\eniu słowa honoru? Czy mógłbym
prosić o to samo?
Robert z początku nie był w stanie powiedzieć ani słowa, wreszcie spytał ostrym tonem:
 Pan?
 Naturalnie.
 Człowieku, czy pan jest przy zdrowych zmysłach? Powiedziałem panu przecie\, \e
ludzie, którzy trudnią się takimi sprawami jak pan, nale\ą do szpiegów. Powinien być pan
zadowolony, \e uratowałem mu \ycie.
 Moje \ycie nale\y do pana.
 Dziękuję za ten podarunek, nie chcę wcale z niego korzystać. Wic pan, \e u szpiegów nie
liczy się na honor. W tym wypadku polegam na powszechnym obrazie. Proszę mi więc
wyjaśnić, jak pan to sobie wyobra\a, jak szpieg, któremu brakuje honoru mo\e dać słowo
honoru i jeszcze \ądać, \eby mu udzielono takich samych gwarancji, jakie daje się oficerom.
To było powiedziane ju\ zbyt ostro, zakonnik z naciskiem powiedział:
 Senior, pan nie wie, kim ja jestem. Uwa\a mnie pan za szpiega, ja jednak jestem lekarzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •