[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bezpieczeństwa wpuszczała na pokład bez specjalnego badania.
Stali przy Normandie, obserwując jak ich towar wjeżdża przenośnikiem we wnętrzności statku.
- Dobra, więc jest zanieczyszczenie. Drażni ono twoje delikatne powonienie, ale co to za różnica
dla ryb? Są zamknięte w pojemnikach.
- Po prostu się martwię, czy tym Tahnijczykom zasmakuje nasza żywność - odparł Marr. - Nie
chciałbyś chyba, żeby konferencja zakończyła się fiaskiem z powodu niestrawności?
Nadejście subudar-majora Limbu przerwało ich poranną sprzeczkę. Oficer miał na sobie pełny
rynsztunek bojowy, łącznie z karabinem Willy'ego i kukri zwisającym w pochwie na plecach.
Zasalutował.
- Te ryby - wskazał kontenery - nie są dla moich ludzi?
- Nie, Chittahang. Mam dosyć dahlu, ryżu i steków sojowych, aby zmienić każdego z twoich
naików w balonik, który sam zaczynasz przypominać.
Chittahang odruchowo spojrzał na swój brzuch.
- Zwietnie. Ale zdradzę wam tajemnicę. Ta wypukłość to wcale nie mój przepełniony żołądek,
lecz inne organy, które uznałem za stosowne zwinąć sobie nad paskiem.
Uśmiechnął się, mrugnął i wrócił do nadzorowania załadunku swoich podkomendnych.
- Marr, czy kiedykolwiek uda nam się przegadać tych małych, brązowych?
- Pewnie nie - odparł przyjaciel, a po chwili wskazał na lądujące przy Normandie śmigacze i
rzekł: - Oto przybył nasz nieustraszony wódz.
Z pięciu wielkich maszyn wysiadali ludzie.
- Patrz, z imperatorem jest ten tłuścioch Sullamora - syknął Senn. - Po co go zaprosili?
- A skąd ja mogę wiedzieć, kochanie? On jest imperialnym handlowcem, więc jego obecność
pewnie ma jakiś związek z handlowymi układami między imperium a Tahn. Senn, czy na pewno
wszystko gotowe?
Wkrótce po tym, jak ustalono spotkanie imperatora z warlordami, Marrowi i Sennowi
powierzono dostarczenie żywności na konferencję. Natychmiast przeprowadzili badania nad
gustami kulinarnymi Tahnijczyków, a w szczególności ich lordów. Na szczęście w XL wieku taśmy
wideo z egzotycznymi kuchniami wciąż były popularne. Zaopatrzyli się we wszystko - począwszy
od żywych krewetek w solance i skrobii, skończywszy na wiecznie rosnących warzywach.
Przygotowali też parę niespodzianek, gdyż każdy szef kuchni uważa, że może poprawić dietę
innych.
Na płycie zadudniły obcasy pretorian wybiegających z obwodu ochronnego. Pułkownik Den
Fohlee, dowódca straży przybocznej imperatora, policzył podkomendnych i kazał im wmaszerować
na pokład.
- Czy zabraliśmy wystarczająco dużo jedzenia?
- Owszem, mamy tyle skrobii i surowych protein, żeby karmić stu pięćdziesięciu pretorian przez
millenium. - Oświadczył spokojnie Senn, a następnie zaczął po raz kolejny wyliczać, kogo muszą
karmić podczas tej wyprawy: - Trzydziestu gurkhów. Załoga. Imperator... kto wie, co sobie zażyczy
do jedzenia. Sullamora... wydobyłem kilka przepisów na jego ulubione dania. Zapasów dla
Tahnijczyków wystarczy, nawet jeśli żrą jak głodująca horda. Nie martw się więc, kochanie.
- Tak, ale co my będziemy jedli?
Senn nie dosłyszał pytania, gdyż jego uszy wypełnił świdrujący odgłos gongu wzywającego do
wsiadania na pokład.
Gdy do wnętrza wjechała resztka zapasów, luki okrętu zatrzasnęły się z hukiem. Zmigacze
zwolniły pole startowe, napęd Yukawy zasyczał głośniej i Normandie wzniosła się w powietrze.
Na orbicie miała się spotkać z eskadrą niszczycieli oraz krążownikiem. Imperialni piloci tych
powietrznych okrętów wiedzieli tylko, że muszą eskortować jakiś statek do punktu przeznaczenia,
dopilnować, aby nic mu się nie stało, i wrócić do bazy. Nawet nie przypuszczali, że na pokładzie
chromowego liniowca znajduje się Wieczny Imperator, a już na pewno nie przyszłoby im do głowy,
że spotkanie z tahnijskimi lordami to jedyna szansa uniknięcia międzygalaktycznej wojny.
Rozdział trzydziesty ósmy
Cała grupa zasiadła w ciszy wokół ogromnego stołu w Blue Bhor". Zapanowała głęboka
depresja. Haines coś bezmyślnie rysowała na swoim miniekranie. Siedzący po drugiej stronie Alex
wydawał się dziwnie spokojny. Smutno patrzył na Liz, która właśnie wystukiwała na klawiaturze
ostatnie polecenie.
Gdy wszedł Sten z plikiem wydruków pod pachą, powitały go pełne oczekiwania spojrzenia.
- Nie - powiedział. - Nic nie mam... Zdołałam zdobyć tylko jakąś przedziwną mapę...
Ludzie znów ożyli. Sten zaczął rozdawać pliki papierów.
- Jako śledczy nauczyłem się jednej rzeczy: jeśli utkniesz w martwym punkcie, wypisz sobie, co
wiesz, a czego nie wiesz. - Spojrzał na kompanów z niewesołym uśmiechem i wzruszył ramionami.
- W każdym razie wszyscy odnoszą wrażenie, że coś robisz.
Zgromadzeni zaczęli studiować listę Stena. Fakty wyglądały następująco:
1. Pierwszym celem spisku było zabójstwo imperatora. Wszelkie informacje wskazują na szeroko
zakrojoną konspirację.
2. Spisek trwa nadal. Jeśli nie, to skąd tajemnicze śmierci w pobliżu Soward? Zaginęli wyłącznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]