[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mam wrażenie, że powinnam przypomnieć sobie coś ważnego, ale nie
potrafię - myślała na głos Laura. - Mam to na końcu języka.
Ted spojrzał na nią.
- Czy to dotyczy samochodu?
- Nie wiem, ale jest gdzieś w zakamarkach mojej pamięci. W zasięgu ręki.
To coś, co powinnam wiedzieć. Coś, co wiem.
- Za bardzo się starasz - powiedział Quentin, rzucając teczkę na tylne
siedzenie samochodu. - Umysł ludzki dziwnie funkcjonuje. Ludzie nie pracują
dobrze pod zbyt dużą presją.
Ted i Laura, objęci patrzyli, jak adwokat odjeżdża.
- Co teraz? - spytał Ted. - Masz jakieś plany na resztę dnia?
Laura zerknęła na zegarek.
- Mam zebranie kolegium redakcyjnego o czwartej, a potem z komisją do
spraw finansów. To mnie przeraża.
- A jaka jest sytuacja finansowa gazety?
- Kiepska. Nasze wysiłki, żeby przyciągnąć dużych zleceniodawców, spełzły
na niczym.
- Sądzisz, że Malcolm maczał w tym palce?
- Jestem pewna. Ale, do diabła, nie potrafię tego dowieść. - Westchnęła. - A
czas ucieka.
- Chodzi ci o Hansena?
Laura skinęła głową.
- Zostało mi już tylko dziesięć dni. Jeśli do tego czasu czegoś nie zrobię,
prawdopodobnie stracę Sentinela .
Malcolm przyszedł do biura zastępcy prokuratora okręgowego pogratulować
Stuartowi sukcesu.
- Doskonale się pan spisał, panie Fleming - powiedział Malcolm, ujmując
rękę młodego mężczyzny.
Stuart promieniał.
- Był pan na sali sądowej?
- Nie. Ale dostałem bardzo dokładnie sprawozdanie. - Młody prokurator
pęczniał z pychy. - Mam nadzieję, że sam proces pójdzie równie dobrze i
sprawiedliwości stanie się zadość.
- Z pewnością tak będzie, panie Kandall. Obiecuję.
Malcolm kiwnął głową z aprobatą. Założył ręce na piersi i pochylając się nad
biurkiem Stuarta, spytał:
- Myślał pan kiedyś o karierze politycznej, panie Fleming?
Twarz Stuarta poczerwieniała z podniecenia.
- Nie, proszę pana. Nie myślałem o tym.
Malcolm uśmiechnął się.
- Może dobrze by było, gdyby pan o tym pomyślał. Z pewnością ktoś tak
utalentowany jak pan przydałby się w biurze gubernatora. - Zniżył głos do
konspiracyjnego szeptu. - Jeśli wygra pan ten proces, gwarantuję panu takie
stanowisko, jakie pan sobie wybierze. - Zachichotał. - Z wyjątkiem mojego,
oczywiście.
Gdy kilka minut pózniej Malcolm opuścił biuro zastępcy prokuratora
okręgowego, wiedział, że to było dobre posunięcie. Nie ma lepszego sposobu, by
zamienić ambitnego człowieka w rekina, niż obietnica świetlanej przyszłości.
Zwracając uwagę, by nie złamać przepisów, Tony Cordero jechał za bmw
Teda Kandalla z powrotem do Austin o trzeciej po południu. Gdy dojechali do
Sentinela , Tony zaparkował po drugiej stronie ulicy i obserwował, jak wóz Teda
zatrzymuje się przed głównym wejściem do gazety.
Chwilę pózniej Laura pocałowała Teda w policzek i weszła do budynku
redakcji.
Tony westchnął z ulgą.
Ted odjechał, a Tony wrzucił bieg w buicku.
Był gotów do akcji.
Ted podrzucił Laurę do Sentinela , a potem pojechał do kawiarni w
kampusie, by spotkać się z siostrą.
Sandra już na niego czekała przy stoliku za przepierzeniem.
- Jak poszło przesłuchanie wstępne? - spytała, widząc zmartwić jego twarz.
- Mniej więcej tak, jak się spodziewałem. Shirley będzie miała normalny
proces.
Sandra skinęła na kelnerkę i zamówiła dwie filiżanki cappuccino.
- Przykro mi, Ted. A jak Laura to znosi?
- Jest zdenerwowana, ale nie miała złudzeń. - Zdjął okulary
przeciwsłoneczne i położył je na stole. - Co się stało?
- Ciotka Barbara zaprosiła mnie wczoraj na lunch. Wyglądała okropnie.
- Pewnie kampania wyborcza daje się jej we znaki. Ostatnia wizyta Quenitna
Marcha i przesłuchanie nie poprawiły stanu jej zszarpanych nerwów.
- Chyba masz rację - Sandra oparła ręce na stole. - W każdym razie mówiła o
tobie.
Ta uwaga zaskoczyła Teda. W galerii Luberick, gdzie Barbara była tylko
kilka minut, i pózniej w czasie pogrzebu J. B. prawie z nim nie rozmawiała.
- O czym?
- Chciała wiedzieć, czy zmieniłeś zamiar i zamierzasz zostać w Austin dłużej
niż dwa tygodnie. - Wzięła menu, udając, że je przegląda. - Chciała wiedzieć, czy
plotki o tobie są prawdziwe.
- Jakie plotki?
Oczy Sandry pojaśniały.
- %7łe ty i Laura jesteście parą.
- Co to ją może obchodzić? - spytał szorstko.
Sandra otworzyła usta.
- A więc to prawda.
Było to raczej twierdzenie niż pytanie.
- Wiesz, jak to jest z plotkami. Nie można im wierzyć.
- Nie graj ze mną, w kotka i myszkę Theodore. Jestem na to zbyt bystra.
Z menu przy policzku, by nikt nie słyszał, o czym mówią, pochyliła się do
przodu.
- Kochasz ją czy nie?
- Nic takiego nie powiedziałem.
Sprawy były i tak dostatecznie skomplikowane bez Sandry. Była
niepoprawną romantyczką. Wystarczy jedno jego potknięcie, by zaczęła
nagabywać go o datę ślubu.
- Dlaczego nie powiesz? - spytała Sandra z nutą zniecierpliwienia w głosie. -
Co jest w tym słowie takiego odpychającego?
- Może uważam, że byłoby to przedwczesne.
- Nieprawda. Widziałam, jak patrzyłeś na Laurę w galerii Luberick i jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]