[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zobaczmy, jak mnie się uda. Usiadła i wykręciła swój numer. Marissa patrzyła na
przyjaciółkę, która czekała na połączenie i w końcu odłożyła słuchawkę.
- Gustawa też nie ma rzekła. - Może jedzą śniadanie we dwóch. - Próbowała się
uśmiechnąć.
- Gustaw jest chirurgiem - powiedziała Marissa. O której zwykle wychodzi do
pracy?
- Około siódmej trzydzieści. Chyba że ma operację. To prawda, że ostatnio dużo
operuje.
- Hm, tak to wygląda - rzekła Marissa.
- No, właśnie. - Wendy wyglądała na bardzo poruszoną. - Chodzmy na spacer -
zaproponowała Marissa. Wstała i wyciągnęła rękę do przyjaciółki.
Powolnym krokiem poszły na plażę. Przez jakiś czas żadna nie odezwała się ani
słowem. W końcu Marissa przerwała milczenie.
- Mam złe przeczucia w związku z moim małżeństwem - wyznała. Ostatnio mam z
Robertem odmienne spojrzenie na wszystko. To nie jest tylko ta sprawa z Donną.
Wendy skinęła głową.
- Muszę powiedzieć, że to całe leczenie niepłodności wywołało ogromny konflikt
między mną a Gustawem.
- A pomyśleć, jak obiecująco zaczynał się nasz związek. - Marissa westchnęła.
Przystanęły. Ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności. W dali przed sobą widziały
zarys obejmującej się pary.
- Ten widok budzi moją tęsknotę - rzekła Wendy - i smutek.
- Na mnie też tak działa - przyznała Marissa. Lepiej chodzmy w innym kierunku.
Zawróciły w stronę uzdrowiska. Za chwilę minęły parę z płaczącym brzdącem w
wózku. Rodzice beztrosko oglądali wystawy, ignorując zawodzącego malca. - Aż
trudno uwierzyć, że ci dwoje zabrali takie małe dziecko tutaj na wyspę - rzekła
Wendy. - Pewnie biedactwo spaliło się na słońcu. - To straszne, żeby o tak
póznej porze nie położyć jeszcze dziecka do łóżka - powiedziała Marissa z równym
wzburzeniem. - Dziecko musi być zmęczone. Uchwyciła spojrzenie przyjaciółki.
Obie uśmiechnęły się do siebie, po czym potrząsnęły głowami.
- Zazdrość to straszna rzecz - zauważyła Wendy.
- Przynajmniej my wiemy, czym ona jest - odrzekła Marissa. Wendy obudziła
Marissę bladym świtem na duże angielskie śniadanie złożone z kawy, jajek, bekonu
i tostów. W czasie śniadania na bezchmurnym niebie rozjarzyło się olbrzymie
tropikalne słońce. Dotarły do łodzi tuż przed ósmą. Kapitan uruchomił już obydwa
silniki Diesla, które pracowały na wolnych obrotach. Wrzuciwszy na pokład torby
podróżne, zawierające kostiumy kąpielowe i inne podręczne rzeczy, Wendy i
Marissa przekroczyły burtę.
- Dzień dobry - rzekł Rafe. - Gotowe na przygodę?
- Zgadł pan - odpowiedziała Wendy.
- Czy zechcą mi panie trochę pomóc?
- Naturalnie.
- A więc zrzućcie te liny z rufy, gdy krzyknę - rzekł Rafe, po czym zniknął w kabinie.
Wynn był już na dziobie. Słońce połyskiwało na jego nagich plecach.
Marissa poczuła drżenie pokładu, w miarę jak silniki nabierały obrotów. Wynn
począł
luzować cumy.
- Dobrze! - krzyknął Rafe. - Rzucajcie!
Wendy chwyciła prawą, a Marissa lewą linę. Zdjęły je z kołków i rzuciły na
nabrzeże.
Z drżeniem łódz ześliznęła się ze slipu.
Kiedy przepływali przez port, Marissa i Wendy z rufy obserwowały ruch w tym
pełnym życia miejscu. Z chwilą gdy wypłynęli na otwarte wody i kapitan zwiększył
szybkość, poszły do kabiny.
Wynn był cały czas na pokładzie dziobowym. Opierając się o dwie łodzie palił
papierosa. Marissa zauważyła, że tego dnia założył inny kapelusz, równie
zniszczony jak poprzedni, ale z dekoracyjną siateczką na ryby wokół wstążki
kapelusza.
Marissa zobaczyła na pokładzie jedną rzecz, której poprzedniego dnia nie było:
klatkę z mocnych stalowych prętów. Wierzchołek klatki był zamocowany liną do
jednego z przednich bomów.
- Do czego ta klatka? - pokazała przez szybę Marissa, usiłując przekrzyczeć huk
silników.
- To klatka przeciwko rekinom - rzekł Rafe, patrząc na zbliżającą się boję. - Na cholerę nam to? -
zdziwiła się Marissa. Spojrzała pytająco na Wendy, lecz ta tylko wzruszyła ramionami.
- Nie płyniemy do miejsca, gdzie są rekiny, prawda? - spytała Wendy Rafe a.
- To jest ocean - odkrzyknął Rafe. - W oceanie są rekiny. Zawsze jest możliwość,
że
któryś znajdzie się w pobliżu. Ale uspokójcie się! Klatka jest środkiem
bezpieczeństwa,
szczególnie na rafie zewnętrznej, dokąd właśnie was zabieram, szczęściary. Rafa
zewnętrzna
jest miejscem, gdzie są wszystkie ryby oraz najładniejsze korale. Nawet
widoczność jest tam
najlepsza.
- Nie chcę widzieć żadnych rekinów!
- Zapewne pani nie zobaczy! - zawołał Rafe w odpowiedzi. - To Wynn chce klatki.
Dla bezpieczeństwa. Tak jak pasy w samochodzie. Marissa poprowadziła Wendy w
dół do saloniku i zamknęła drzwi. Dudniący głos silników gwałtownie przycichł.
- Mnie się to wszystko nie podoba - rzekła podniecona Marissa. - Klatka przeciw
rekinom! W co my się pakujemy?
- Marissa, uspokój się! - powiedziała Wendy. - Wszystko, co mówi kapitan, jest prawdą. Nawet na
Hawajach widziałam czasem rekiny. Ale one nie niepokoją nurków.
Sądzę,
że powinnyśmy być zadowolone z tego, że ci faceci mają klatkę. To znaczy, że są
bardzo
ostrożni.
- Ciebie to nie niepokoi? - spytała Marissa.
- W najmniejszym stopniu - odpowiedziała Wendy. - No już, nie denerwuj się tak.
Polubisz to, uwierz mi.
Marissa uważnie przyjrzała się twarzy przyjaciółki. Ona najwyrazniej wierzyła w
swoje słowa.
- Okay - ustąpiła. Jeśli mi uczciwie powiesz, że to jest bezpieczne, to spróbuję się uspokoić. Ja po
prostu nie lubię rekinów. Zawsze miałam lekkie uprzedzenie do oceanu, które jednak mnie nie
odstraszało, ale jestem ostrożna, jeśli już tutaj się znalazłam.
W ogóle nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •