[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w martwej ciszy.
Teraz w mroku drzwi Helmi zaniepokoiła się. Znów przestąpiła
z nogi na nogę, i był moment, kiedy malujące się na jej twarzy
pewność siebie i spokój byłyby zniknęły. Z kręgu światła
obserwowała ją Kaari z tą jawną wyższością, z jaką człowiek,
który jest jeszcze na brzegu, obserwuje drugiego, unoszonego
przez wartki prąd wody.
Gospodyni coś mówiła o ojcu, dziadku i pradziadku, o słowach
Boga i pomniku cmentarnym, który właśnie postawili. O hektarach
ziemi, jaką posiadali, i o tym, że fabryka chciała jakąś część kupić,
o kilometrach wybrzeża nad jeziorem, o wyspie i o kontach
bankowych.
Tak, rozumiem rzekła Helmi od drzwi. Patrzyła
169
w mroku na swoje ręce. Tak jak zawsze w trudnych chwilach. Na
lewą, która się podnosiła, i prawą, która zwijała koniec rękawa.
Potem nagle obie jej ręce opadły i zupełnie zamarły. Na twarzy jej
malowała się odwieczna wiara w opatrzność. Nasienie po zasiewie
coraz szybciej rośnie i co dzień żąda więcej dla siebie miejsca. Po-
czuła spokój i niepojętą obojętność.
Nie ma co się spieszyć rzekła Hełrni głośno. Głowy przy
stole znów pochyliły się niżej.
Przyszłam tylko, bo myślałam, że należy przyjść. A teraz
znów odchodzę.
Spojrzała na nich jeszcze raz, ale nikt nie podniósł głowy. Jakby
ogłuchli. Gospodyni mówiła coś szeptem. Wszyscy słuchali. Tylko
Niilo wyciągnął głowę i patrzył na dwór, na niknącą w mroku
ścianę obory. Helmi patrzyła przez chwilę w tę samą stronę, a
potem spojrzała na mocny kark Niila. Odwrócił głowę i przez
moment patrzyli sobie w oczy. Helmi od drzwi, a Nidlo stamtąd, z
rodzinnego grona, iz kręgu światła, pieniędzy i porządku. Helmi
uśmiechnęła się do niego. Ciepło i serdecznie jak wówczas w lecie,
kiedy w wodzie u jej stóp pływały małe rybki, i jak na
wrzosowisku, gdzie Niilo bił się o nią. Teraz przygryzając wargi
opuścił kąciki ust, ale stara pociągnęła go za rękaw do światła
lampy. Cień włosów Niila padł na jego twarz. Oczy ich nie
spotkały się więcej. I wtedy Helmi otwarła drzwi i wyszła na dwór.
Przechodziła przez sień, bramę, plątaninę sznurów i między
mnóstwem cebrów. Wyszła i odetchnęła głęboko.
Zaraz człowiek czuje się lepiej, jak odetchnie świe
żym powietrzem pomyślała. Potem stwierdziła jeszcze
dobrodusznie: Na dworze nie tak ciemno, jak tam
w środku.
Nie minął tydzień, kiedy Kaari przyszła pewnego wieczoru do
Riemulinna zobaczyć się z Helmi. Z obrażoną twarzą wchodziła po
schodach na pierwsze piętro. Nie rozglądała się, tylko patrzyła pod
nogi. W maleńkim pokoju Almy, gdizie siedziały matka z córką,
Kaari też nie powiedziała ani słowa. Położyła tylko przed Helmi na
sto-
170
le małą kopertę. Z daleka, kiedy już się odwróciła do wyjścia,
powiedziała przez ramię:
Tam są pieniądze.
Po upływie dwóch dni Helmi znów stała w drzwiach domu
Punttich.
Było popołudnie. Ludzie właśnie zjedli obiad, i Kaari, nadęta,
jak zwykle zmywała naczynia. Stała bez życia i monotonnie
wodziła szmatą po dnie garnka.
Teraz Helmi nie wyglądała tak spokojnie, jak za swojej
pierwszej bytności. Niepokój nie wypływał jednak z faktu samej
ciąży. Spowodowała go matka. Stwierdziła wczoraj wieczorem, że
pieniędzy w kopercie za mało, i znów próbowała bić nabrzmiałą, z
ogromnym brzuchem kobietę, własną córkę. A kiedy się nie udało,
kiedy Helmi, spokojna i cicha, stanowczo złapała jej pięści i
przytrzymała je rozszalała matka, przepełniona goryczą,
powiedziała, że tak czy inaczej dziecko musi umrzeć. Niech się
nawet rodzi, i tak szybko umrze.
Helmi nie mogła zasnąć. Pierwszy raz całą noc płakała. Na
domiar wszystkiego rano zwolniono ją ze stołówki, gdzie nosiła
talerze i słuchała wciąż orydnarnych dowcipów. Na jej miejsce
przyjęto drugą dziewczynę. Młodą i płaską jak deska. Wróciła
więc do Riemulinna i ugotowała sobie kawy. Podjęła decyzję.
Matka była jeszcze w fabryce. Ogień palił się i woda na kawę
zaczęła cicho syczeć. Helmi zebrała swoje rzeczy, a przede
wszystkim zwinęła ciepłe palto, które w swoim czasie chroniło ją,
a po niej i brata przed dużymi mrozami. Było już zupełnie
zniszczone, ale chciała je mieć ze sobą. Kiedy kawa była gotowa,
schyliła się i wyciągnęła spod łóżka węzełek matki. Robiła to bez
strachu, a nawet odważnie. Trzymała w ręku nadjedzone przez
mole matczyne skarby i wreszcie znalazła kopertę, którą przyniosła
Kaari Punttich. Otwarła ją przeliczyła zawartość i wetknęła za sta-
nik.
Potem nalała kawy i usiadła przy stole. Pomyślała sobie, gdzie
też może być teraz Reino, ale piła dalej i czuła się zadowolona. Na
moment zatrzymała się i pilnie wsłuchi-
171
wała w ruchy dziecka. Straszny łobuziak ten chłopak. Wypiwszy
kawę pokręciła się jeszcze po pokoju. Nie wróci tu już więcej
nigdy. I poszła.
Stała w drzwiach Punttich i pytała Kaari o Niila. Nie była tak
spokojna jak przedtem, lecz za to bardziej zdecydowana. Toteż
Kaari, spojrzawszy wpierw na nią, pokręciła głową i wycierając
ręce o fartuch poszła zaraz do warsztatu.
Helmi szła za nią. Zatrzymała się w progu. Wkrótce nadszedł
Niilo. Dostrzegł węzełek w jej ręku i jakiś nowy wyraz twarzy.
Lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć, nim zaczął kląć, Helmi
wszczęła rozmowę sama.
Wyjaśniała rzeczowo, fakt po fakcie, dlaczego przyszła. Była
wdzięczna za pieniądze, ale nie miała gdzie się podziać. W jej
mieszkaniu było ciasno i niezdrowo dla małego. Musiała mieć
pokój, gdzie mogłaby mieszkać razem z dzieckiem. Niczego
więcej nie żądała. I chciałaby dostać jakiś kosz, w którym
zrobiłaby małemu posłanie. O łóżko dla siebie nie prosiła. Aha,
jeszcze jakąś chustkę lub szmatki. Helmi uśmiechała się
serdecznie, mówiąc o tych praktycznych sprawach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]