[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cudem, jeśli przyjdzie jej dokonać w małym miasteczku, w którym
jest tylko jedna stacja benzynowa. Flynn i Sara przekonali się o tym w
trakcie następnych kilku godzin, bo tyle mniej więcej czasu upłynęło,
zanim zjawił się mechanik samochodowy, który otworzył wreszcie
warsztat, a następnie dokonał oględzin podbrzusza corvetty,
potrząsając przy tym głową i głośno cmokając.
- Flynn - odezwała się w pewnej chwili Sara.
- Hmm?
- Czy nie wydaje ci się, że, no wiesz, że może to moja wina, bo
kiedy wjechałam do rowu...
- Nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać -przerwał jej
gwałtownie. Po czym, ku jej zdziwieniu, uśmiechnął się do niej
uspokajająco: - I ty też o tym nie myśl.
Mechanik wypełzł wreszcie spod samochodu i zaczął
wydzwaniać do różnych warsztatów samochodowych i sklepów
motoryzacyjnych w poszukiwaniu odpowiednich części. Kiedy
wreszcie wszystko było na miejscu, zabrał się do pracy.
Flynn sprawiał na pozór wrażenie zupełnie spokojnego. Może
przyczyną tego był upał, a może pogodził się w końcu z losem.
Niemniej, kiedy Sara spojrzała mu w oczy, zdawało się jej przez
chwilę, że patrzy na licznik w taksówce, z tą tylko różnicą, że liczył
nie dolary i centy, ale upływające minuty.
Kiedy wreszcie znaleźli się znów na autostradzie, Sara była
zupełnie wykończona i wiedziała, że Flynn, chociaż nigdy by się do
146
tego nie przyznał, też ledwie trzyma się na nogach. Starała się
dotrzymać mu towarzystwa, ale wreszcie usnęła i wydawało się jej, że
spała kilka godzin. Wreszcie obudziła się, z trudem otworzyła oczy i
ujrzała po prawej stronie szosy zbliżającą się szybko gigantyczną
reklamę przedstawiającą zroszoną szklankę z zapraszającym napisem:
„Szukacie ochłody? Wstąpcie do nas, na południe od granicy".
Nagle poczuła, jak bardzo jest spragniona, mimo że jechali
przecież klimatyzowanym samochodem, i że jest lepka od potu. W tej
chwili marzyła tylko o dwóch rzeczach: o czymś chłodnym do picia i
o prysznicu. Nie ośmieliła się jednak wspomnieć o tym
Flynnowi. Spróbowała rozprostować trochę nogi i przywołać
wczorajsze uczucie niezmąconej niczym radości, jaką napawała ją ta
podróż. Przecież jeszcze wczoraj, ubrana w nowe łaszki, w nowym
uczesaniu, wyobrażała sobie, że wszystko jest możliwe. Ale po
rozmowie w gospodzie sytuacja się zmieniła. Między Sarą i jej
wczorajszymi marzeniami wyrosła stalowa kurtyna rzeczywistości.
Westchnąwszy cicho, zaczęła uważniej przyglądać się
reklamom, które mijali po drodze. Flynn musiał zauważyć, że się
poruszyła, bo powiedział z uśmiechem:
- Hej, śpiochu, już myślałem, że się nigdy nie obudzisz.
- I niewiele się pomyliłeś, chyba mogłabym tak spać bez końca -
odparła rozprostowując plecy, zadowolona, że Flynn jest wyraźnie w
lepszym humorze. - Chciałam cię zapytać, co to takiego „Na południe
od granicy". Wciąż to reklamują.
- Kiedyś był tu mały sklepik z upominkami, położony tuż na
południe od granicy między Północną i Południową Karoliną. Potem
147
wybudowali parę moteli, sklepy i restauracje, i tak powstała oaza
tandety na pustkowiu. Pewnie dlatego cieszy się takim powodzeniem.
Kiedy masz za sobą wiele godzin jazdy samochodem, nawet postój w
„Na południe od granicy" wydaje się atrakcyjny.
- Tak się cieszę, że ty to powiedziałeś - zauważyła.
- O, nie, niech ci to nawet nie przychodzi do głowy.
- Ależ Flynn, musimy przecież wreszcie gdzieś stanąć. Dlaczego
nie tutaj?
- Na miłość boską, Saro, to jest pułapka na turystów. Wszędzie
pełno facetów w szortach robiących zdjęcia dzieciakom w czapkach z
bobrowych ogonów i żonom w podkoszulkach z napisami „Byłam NA
POŁUDNIE OD GRANICY".
- To brzmi zachęcająco.
- Dla ciebie wszystko brzmi zachęcająco - mruknął Flynn. -I w
tym cały problem.
- Rozumiem, że wciąż jesteś zły z powodu wczorajszego
wieczoru.
- Nie. Nie mam najmniejszego zamiaru go wspominać. Myślę
tylko o tym, żeby dojechać do Miami.
- To świetnie. Skoro już nie jesteś na mnie zły, to mam nadzieję,
że zgodzisz się, żebyśmy na krótko, przysięgam, że na bardzo krótko,
przystanęli w tej oazie.
- A po co?
- Z przyczyn osobistych - odparła bliska rozpaczy.
- Możesz je zaspokoić na każdym przydrożnym parkingu. Nie
widzę potrzeby, żeby zjeżdżać z autostrady.
148
- To prawda, ale chciałabym wysłać Nancy pocztówkę z „Na
południe od granicy" i kupić pamiątki z wakacji dla dzieciaków.
- Przecież nie jesteś na wakacjach - przypomniał jej Flynn. - To
miała być praca.
- Ach, rzeczywiście - odpowiedziała, dziwiąc się sobie samej, że
mogła o tym zapomnieć. - Ale Nancy i dzieci nic o tym nie wiedzą.
Och, Flynn, obiecuję, że nie zajmie mi to więcej niż dziesięć minut.
- No dobra, niech będzie - mruknął.
Sara nigdy, nawet w kinie, nie widziała czegoś takiego, jak to
dziwne miasteczko. Na obszarze kilku kwartałów wybudowano
motele, sklepy z upominkami, bary i restauracje. Wszystko było
utrzymane w jarmarcznym stylu i skąpane w blasku neonów. Od razu
nasuwało się wrażenie, że nikt nie dba tu o dobry gust i że turyści
mają się po prostu dobrze bawić. Jeszcze kilka dni temu, widząc coś
podobnego, Sara zmarszczyłaby nos z niesmakiem, ale w tej chwili
jakoś jej to nie raziło.
Przeciwnie, w sposób nieoczekiwany dla siebie samej, z
przyjemnością wszystkiemu się przyglądała. W odróżnieniu od
Flynna, który, wędrując za nią po sklepie z upominkami wielkości
stadionu sportowego, najwyraźniej marzył, żeby znaleźć się gdzie
indziej, obojętnie gdzie.
Pamiętając o obietnicy, Sara oparła się pokusie obejrzenia
wszystkich zadziwiająco wręcz tandetnych pamiątek i przeszła wprost
do działu widokówek. Potem złapała w locie kilka dziecinnych
koszulek z wizerunkiem wyszczerzonego w uśmiechu Pedra,
149
założyciela i samozwańczego króla tego miasteczka i odwróciła się w
stronę Flynna.
- Gotowe. Zdążyłam?
- Spóźniłaś się o dwadzieścia minut - powiedział kwaśno - ale
zważywszy, że jest to miejsce, w którym można dostać świra, poszło
ci całkiem nieźle.
Zapłaciwszy w kasie za zakupy, skierowali się do głównego holu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •