[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sztyletów i brzytew. Podoba ci się moje dzieło, ty, co płonąc tłumionym gniewem dzierżysz
tępą maczugę.
Cisnąłem świecznikiem tam, skąd dolatywał mnie głos diabła, ale trafiłem w drzwi szafy i
moja broń opadła bezużytecznie ze stukotem na podłogę.
— Stoi przed tobą wybór, monsieur — oznajmił diabeł. — Albo będziesz mi pomagać,
albo będziesz mi przeszkadzać. Jeżeli mi pomożesz, Adramelech ci to wynagrodzi. Jeżeli
zechcesz mi przeszkadzać, zapewniam cię, że te trupy pozostaną trupami, a twoja bezcenna
Madeleine zamieni się w siekane mięso.
Przycisnąłem dłonie do czoła. Słyszałem, jak Antoinette dusi się i zachłystuje własną
krwią, ale nic nie mogłem zrobić. Jeżeli starałbym się dłużej opierać diabłu, posiekałby
wszystkich na kawałki, nie wyłączając Madeleine, Eloise i Jacquesa Passerelle’a. A następnie,
odczekawszy, aż słońce wzejdzie i zajdzie, usiekłby mnie! Doszedłem do wniosku, że muszę
uspokoić demona, by uzyskać możliwie jak najwięcej czasu. Poszukiwania dwunastu
demonicznych braci mogłyby ewentualnie potrwać kilka miesięcy, a w tym czasie znalazłbym
może jakiś sposób, by go unicestwić egzorcyzmami na dobre.
Spuściłem oczy starając się nadać twarzy odpowiednio zrezygnowany i posłuszny wyraz.
— Dobra — powiedziałem. — Umowa stoi. Co mam robić?
Diabeł zaszeleścił z zadowolenia. — Miałem nadzieję, że dostrzeżesz sensowność mojej
argumentacji. Rzeczywiście jesteś dobrym i prawym człowiekiem.
— Ja tylko staram się uratować kilka osób — odparłem.
— Ależ oczywiście. To godne pochwały. W życiu tyle jest godnych pochwały dokonań i
wielka szkoda, że zazwyczaj są one przyczyną bólu. Ja jestem diabłem samobójców, co sobie
podrzynają gardła albo przecinają żyły na nadgarstkach, wiedziałeś o tym? Czuję się zawsze
uhonorowany, gdy ktoś się tak ładnie potnie.
— Powiedz mi tylko, co mam robić.
— Oczywiście — rzekł diabeł. — Wszystko w swoim czasie.
— Co ja mam zrobić z tymi ciałami? Co będzie, jeżeli zacznie wypytywać mnie policja?
— To bardzo proste. Gdy stąd wyjdziemy, dom spłonie. Nie będzie to wielki pożar, ale
wystarczająco duży, by strawił wszystko, co znajduje się w tym pokoju oraz w pokoju na
końcu korytarza, gdzie sypiała ta dama. Dojdzie do wielkiej tragedii. Wszyscy zmartwią się
tym, że zginął stary ksiądz, ale przecież był już taki niedołężny. Może upuścił świecę na kapę,
a może z kominka wypadło na dywanik polano. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by ciebie o
cokolwiek pytać. Nie masz żadnego motywu, który mógłby skłonić cię do czegoś takiego,
toteż nikt nawet nic pomyśli, że miałeś z tym coś wspólnego.
— Na litość Chrystusa, przecież ja ich wcale nie zabiłem!
— Ach, ilu morderców tak się zaklinało! — zaśmiał się diabeł. — Ile czarownic
zapewniało o swojej niewinności! Ilu hitlerowców twierdziło, że wykonywali jedynie
rozkazy!
Zacisnąłem usta twardo rozkazując sobie w duchu, żeby trzymać lęk i gniew mocno na
uwięzi. Gdyby ten diabeł kiedykolwiek powziął podejrzenie, że cała ta moja współpraca to
jedynie pozory, prawdopodobnie w ułamku sekundy pociąłby mnie na szaszłyki. Wciąż
miałem przed oczyma potworny obraz Antoinette i wiedziałem, że ów las noży i nożyczek
będzie śnił mi się po nocach po kres mych dni. Od drzwi nie dobiegał już żaden dźwięk, toteż
uznałem, że stara kobieta wyzionęła ducha.
— W jaki sposób przedostaniesz się do Anglii? — zapytałem diabła.
Elmek milczał chwilę. — W piwnicy jest kufer wzmocniony miedzią i ołowiem —
powiedział w końcu. — Niegdyś używano go do przewozu szat i kielichów liturgicznych,
wtedy kiedy król udawał się w podróż po kraju i składał wizyty w zamkach francuskich
baronów. Z przyjemnością skorzystam z tego środka lokomocji, choć może to brzmieć
ironicznie. Dziś po południu zajmiesz się organizowaniem przeprawy przez kanał. Musisz
tylko wyjąć kufer z piwnicy i zabrać go ze sobą.
— A jeżeli chcąc nie chcąc zapomnę o tobie? Jeżeli zostawię cię tutaj?
— Wtedy zostaną tutaj te dwa trupy, a twoja bezcenna Madeleine umrze najstraszliwszą
śmiercią, jaką mi się uda obmyślić. I ty również.
Na zewnątrz strzaskanego okna niebo zaczynało szarzeć. Nadchodził świt.
— Dobrze — zgodziłem się. — Jeżeli tego żądasz.
— Właśnie tego żądam. Z przyjemnością spotkam się po raz wtóry z wielebnym
Taylorem.
Stałem w zrujnowanym pokoju i zastanawiałem się, co powinienem teraz zrobić. Włosianą
obrączkę miałem wciśniętą na palec. Nie byłem w stanie rozejrzeć się po otaczającej mnie
jatce. W ustach czułem gorzkawy smak żółci.
— Możesz odejść. Ubierz się — powiedział demon. — Im prędzej przygotujesz się do
podróży, tym lepiej.
Uniosłem głowę i spojrzałem w mroczny róg, gdzie skrył się mój prześladowca.
— Gdybym w ciebie nie uwierzył, gdybym wyparł się tego, że w ogóle istniejesz — czy
zniknąłbyś?
Elmek znowu się roześmiał. — Gdybym nie uwierzył w twoje istnienie, gdybym wyparł
się tego, że w ogóle istniejesz, zniknąłbyś?
Otarłem dłonią spoconą i brudną twarz. Czułem się tak źle, byłem tak zrozpaczony, jak
nigdy dotąd w życiu.
Do gospodarstwa Passerelle’ów dotarłem tuż po siódmej, walcząc z zimną, gęstą mgłą.
Zaparkowałem citroena na błotnistym podwórzu, podszedłem do drzwi stajni i zapukałem.
Pojawił się czarno–biały pies o skołtunionych kudłach, który obwąchawszy moje kolana
odszedł powoli i zniknął za rogiem obory.
W drzwiach stanął Jacques Passerellc, wycierając dłonie w ręcznik. U paska zwisały mu
szelki, a przy lewym uchu widniała kropa białej pianki do golenia. Palił gauloise’a i kasłał.
— Pan McCook? Qu’est–ce se passe?
— Czy zastałem Madeleine? To pilne.
— Doi krowy. Tam, trzecie drzwi z tamtej strony. Źle pan wygląda. Noc szaleństw?
— Nie uwierzy pan, ale spędziłem tę noc u ojca Antona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]