[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Popatrzył na nią pytająco. - To prawda, bardzo się bałam, ale
był inny powód.
- Jesteś chora? - spytał z wielkim niepokojem.
- Właściwie nie.
Zagryzła wargę i zamknęła oczy. Nigdy nie czuła się tak
niepewnie, ale Logan miał prawo wiedzieć. Powie to i zoba-
czy, jak mężczyzna zareaguje.
- Cassie?
Ujął jej twarz w dłonie; miała ochotę wtulić się w nie bez
słowa. Otworzyła oczy i napotkała jego niespokojne spojrze-
nie.
- Kocham cię - szepnęła.
Uśmiechnął się.
- Ja ciebie też.
Im dłużej o tym myślała, tym więcej nabierało to sensu.
Musiała wiedzieć, czy kocha ją na tyle, by zaakceptować
również blizniaczki. By przyjąć na siebie tego rodzaju odpo-
wiedzialność.
- Logan, ożenisz się ze mną?
- Z największą przyjemnością, skarbie. - Jego radosne
potwierdzenie z pewnością było słychać aż w Bear Creek.
Objął ją ze śmiechem. - Właśnie się zbierałem na odwagę, by
cię spytać o to samo.
Po czym pocałował ją z taką czułością, że Cassie omal
139
S
R
nie zemdlała. Jego miłość i namiętność zaparły jej dech w
piersiach. Tak bardzo chciała mu okazać, jak go kocha,
wcześniej jednak musiała mu powiedzieć jeszcze o jednej
rzeczy.
Westchnęła. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powie-
dzieć, Logan spytał:
- Skarbie, czy nie miałabyś nic przeciw temu, żebym
adoptował Kelsie i Chelsea, kiedy się już pobierzemy?
Azy napłynęły jej do oczu.
- Och, Logan, one cię uwielbiają.
- Ja też je kocham. I czuję się, jakby były moimi dzieć-
mi.
Znowu rozpłakała się na głos. Za każdym razem, kiedy
płakała, Logan miał wrażenie, jakby pękało mu serce.
- Uspokój się, skarbie. To ze szczęścia? - spytał pełen
nadziei.
Skinęła głową.
- Więc tak się cieszysz, że chcę je adoptować? Kolejne
skinienie.
Kiedy po długiej chwili uspokoiła się wreszcie, wyjął
bandanę i otarł jej oczy i twarz.
- Więc pozwolisz mi zostać tatą dziewczynek? - spytał z
uśmiechem.
Jej szmaragdowe oczy błysnęły, kiedy położyła sobie je-
go dłoń na brzuchu.
- Tak - odparła. - Chcę, żeby nosiły to samo nazwisko
co to dziecko.
140
S
R
Zaparło mu dech w piersiach. Nagle poczuł się, jakby ca-
ły świat stanął w miejscu.
- Dziecko? - spytał ochryple. - Jesteś w ciąży? Pokiwała
głową i zagryzła wargę, a potem wyznała niepewnie:
- Noszę twoje dziecko.
Logan widział wyraznie jej lęk. Cassie obawiała się, że
mężczyzna zachowa się tak jak Stan, gdy mu powiedziała, że
zostanie ojcem. Nie musiała się jednak niczego obawiać.
Właśnie spełniła jego najskrytsze marzenie.
- Kochanie, sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym face-
tem w całym stanie - powiedział, gładząc ją po policzku. -
Przed momentem sądziłem, że cię straciłem, a teraz mam
wszystko, o czym marzyłem całe życie.
Cassie uścisnęła go i cmoknęła w policzek, potem
uśmiechnęła się szelmowsko.
- Jest jeszcze coś. Rozpromienił się w odpowiedzi.
- Co takiego, skarbie?
- Podoba mi się pomysł, żeby przyjąć Hanka do spółki.
Logan zachichotał.
- Nie byłem pewien, czy o tym pamiętasz. Skinęła gło-
wą.
- Tak bardzo się starałam nie pochorować przy tobie, że
nie miałam czasu tego powiedzieć.
- Będziesz chciała się przenieść do miasta do czasu po-
rodu? - spytał bez przekonania. Nie podobało mu się to, ale
141
S
R
tak z pewnością byłoby lepiej dla dziewczynek i nowego
dziecka.
- Po co niby miałabym się tam przenosić, skoro żyję w
najpiękniejszym miejscu na ziemi? - spytała, marszcząc brwi.
- Myślałem...
- Nie. - Uśmiechnęła się. - Mówiłam ci to już i teraz
powtórzę znowu. Mój dom jest w Lazy Ace. Tutaj będę żyć,
wychowywać dzieci i tutaj się oboje zestarzejemy.
Schylił się i bez słowa pocałował ją w usta. Zjawiła się w
jego życiu nie wiadomo skąd i obdarzyła tym wszystkim,
czego pragnął, lecz o czym nie ośmielał się nawet myśleć.
142
S
R
EPILOG
- Logan?
Z zamkniętymi oczami, sennie przewrócił się na bok i
objął ramieniem krągły brzuch żony..Wtulił twarz w za-
głębienie jej szyi.
- Co, skarbie?
- Już czas - powiedziała Cassie z lekkim napięciem w
głosie.
- Na co?
- Czas jechać do szpitala.
Mężczyzna oprzytomniał w mgnieniu oka; zerwał się z
łóżka i spojrzał czujnie na żonę. Cassie roześmiała się,
- Właśnie miałam pierwszy skurcz.
- Ale przecież minęło dopiero osiem miesięcy, tydzień i
dwa dni - rzucił, chwytając dżinsy.
Jak ona może być taka spokojna? Od dnia gdy lekarz z
Laramie wyznaczył termin porodu, Logan liczył dni do wiel-
kiego wydarzenia, wyznaczał najbezpieczniejszą trasę dojaz-
du i oceniał, ile czasu zabierze im dotarcie na miejsce.
- Kochanie, doktor mówił ci przecież, że bliznięta często
rodzą się przed terminem. Dziewczynki urodziły się
143
S
R
w trzydziestym pierwszym tygodniu ciąży. - Uśmiechnęła się
i chwyciła go za rękę, by się podnieść do pozycji siedzącej. -
Nie przejmuj się tak bardzo. Mamy mnóstwo czasu. To był
bardzo słaby skurcz i powiedziałam ci o nim tylko dlatego, że
obiecałam.
- Na miłość boską, kobieto, jak możesz o tym mówić tak
spokojnie? - spytał, wkładając koszulę. - Masz urodzić bliz-
nięta, a do szpitala jest sto pięćdziesiąt kilometrów.
- Raz już urodziłam bliznięta, zapomniałeś? - spytała
rozbawiona.
- Ale ja nie - mruknął. - Przygotuj się do wyjścia, a ja
pójdę po Hanka i Ginny.
Trzy dni pózniej Logan stał w pokoju dziecinnym i
przedstawiał dziewczynkom nowo urodzonych braciszków.
- Ten, który śpi, to Kyle, a Kevinowi mama właśnie
zmienia pieluszkę.
- Logan, skarbie, znowu ich pomyliłeś - zaśmiała się
Cassie.
Radość i duma wypełniały serce mężczyzny, kiedy
uśmiechał się do swojej pięknej żony. Cassie była najnie-
zwyklejszą kobietą, jaką spotkał w życiu. Zniosła jego
ośmiomiesięczną opiekę oraz wariacką jazdę do Laramie i
nie tylko urodziła dwójkę zdrowych chłopców, ale jeszcze
potrafiła ich odróżnić.
- Niedługo się poprawię. Dziewczynki też się nauczyłem
rozróżniać, prawda?
144
S
R
Pocałował każdą z córeczek i posadził je na podłodze.
Potem wziął Kyle'a na ręce i przytulił ostrożnie. Ciemnowło-
se maleństwo objęło drobnymi paluszkami jego palec i ści-
snęło mocno. Logan miał wrażenie, że lada chwila pęknie z
dumy. Jak na kogoś mającego zaledwie trzy dni, synek był
niezwykle silny. Cassie zmieniła pieluszkę jego bratu, włoży-
ła go do łóżeczka i gestem poleciła Loganowi zrobić to samo
z Kyle'em. Potem przyłożyła palec do ust i kazała wszystkim
wyjść.
Murdock objął ją ramieniem i patrzył, jak córeczki nie-
pewnie stawiając kroki wędrują do swojego pokoju.
- Odpocznij chwilę, kochanie, a ja położę małe do łóże-
czek - zaproponował.
Cassie ziewnęła.
- Dzięki. Ciągle jeszcze czuję się trochę zmęczona.
Odprowadził ją do wspólnej sypialni, pragnąc przyłączyć
się do niej w łóżku. Wiedział jednak, że musi minąć parę ty-
godni, zanim będzie się z nią kochał. Zastanawiał się, jak
zdoła przetrwać ten czas.
Cassie odwróciła się w drzwiach.
- Masz jakieś wieści od Hanka?
- Dzwonił godzinę temu. Ginny jest w drugim stadium
porodu i wszystko idzie doskonale.
- A jak on się czuje?
- Nie najlepiej. Zmiał się ze mnie, że pędziłem jak wa-
riat do Laramie, a sam pobił mój rekord o dobrych dziesięć
minut. - Wyszczerzył zęby. - I już dwa razy mało nie ze-
mdlał.
145
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •