[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dlatego boi siÄ™ teraz koni.
47
- To całkowicie zrozumiałe - powiedziała współczują
cym tonem Annis. Udało jej się w ten sposób odwrócić
uwagÄ™ dziewczyny od lorda, zanim przez jego surowe obli
cze przemknÄ…Å‚ wyraz zniecierpliwienia.
%7ływiła poważne obawy, że wicehrabia miał mało współ
czucia dla tych, którzy nie próbują pokonać swoich lęków.
To prawda, w jakimś stopniu podzielała jego punkt widze
nia, nie mogła jednak znieść przygnębionej miny Louise,
więc pospieszyła z dalszą pomocą:
- Nawet najlepiej ułożone konie są nieobliczalne, taką
bowiem mają naturę. Płoszą się i parskają, kiedy człowiek
się tego najmniej spodziewa, a jakby to nie wystarczyło, są
jeszcze i takie, które lubią gryzć albo deptać ludziom po
palcach. Najgorsze jednak są te, które kopią!
Musiała przyznać, że udało jej się skupić na sobie uwa
gę Louise. Nieprzyzwyczajona do tego, by ktoś zwracał się
wyłącznie do niej, dziewczyna spojrzała na nią z głębo
ką wdzięcznością. Także Sarah słuchała uważnie jej słów,
uznając pewnie za miłą odmianę, że nareszcie ktoś inny
wziął na siebie ciężar prowadzenia konwersacji. Lord rów
nież skierował wzrok w stronę Annis, lecz w jego stalowych
oczach dostrzegła podejrzliwy błysk - czyżby oznakę dez
aprobaty?
Mimo to niezrażona ciągnęła:
- Mój świętej pamięci dziadek miał konia, który uwiel
biał wierzgać. Pięknego siwego ogiera do polowań, nieulęk-
łego, lecz bezlitosnego wobec każdego nieszczęśnika, któ
remu zdarzyło się zajść go od tyłu. Oczywiście dziadek, jak
to on, postanowił wykorzystać tę jego cechę. Pamiętam, jak
48
któregoś ranka, a nie mogłam wtedy mieć więcej niż dzie
sięć lat, odwiedził nas sąsiad, niejaki McGregor. Znając je
go chciwość, dziadek skusił go bez trudu, rzucając na zie
mię złotą gwineę w zasięgu końskich kopyt. Do dziś nie
wiem, jak to możliwe, że ten biedak nie wylądował głową
w błocie.
- Z pani dziadka musiał być niezły żartowniś, panno
Milbank - rzucił sucho lord Greythorpe.
Natomiast jego zdrajczyni siostra bezskutecznie usiło
wała stłumić chichot, młoda kuzyneczka też nie kryła roz
bawienia.
- Owszem, potrafił być niezłym hultajem, kiedy mu
w duszy zagrała fantazja - przyznała Annis. - Da pan wia
rę, że kiedy miał czternaście lat, uciekł ze szkoły i przez
wiele miesięcy jezdził po całym kraju z trupą wędrownych
artystów?
- Wielkie nieba! - wykrzyknęła wstrząśnięta Sarah. -
Co też go opętało? Przecież mogło mu się Bóg wie co
przydarzyć!
- Z pewnością niejedno mu się przydarzyło. - Annis po
kiwała głową. - Dziadek zawsze twierdził, że przez tych kilka
miesięcy nauczył się więcej niż przez całą resztę życia. Mu
szę przy tym zaznaczyć, że dzięki tej ucieczce dopiął swego.
- Uśmiechnęła się na. widok uniesionych brwi wicehrabiego.
Czyżby w ten sposób wreszcie raczył wyrazić zainteresowa
nie jej opowieścią? - Ojciec mojego dziadka przeznaczył go
do stanu duchownego, marzył, by syn zrobił karierę, z czasem
został biskupem. Był to kompletny nonsens, bo trudno wyob
razić sobie kogoś, kto mniej nadawałby się na pasterza złak-
49
nionych prawdy o Bogu owieczek... - Znów uśmiechnęła się
lekko. - Kiedy więc syn marnotrawny wreszcie się odnalazł,
do tego zdrów i cały, jego rodzice tak się uradowali, że z tego
szczęścia pozwolili mu wstąpić do marynarki. Postawili tyl
ko jeden warunek - musi najpierw skończyć szkoły. Niestety
nie zdołał ziścić swych marzeń o bezkresnych wodnych prze
strzeniach, gdyż los stanął temu na przeszkodzie. Jego star
szy brat zmarł podczas epidemii ospy i dziadek musiał zająć
się majątkiem. Trzeba mu przyznać, że jako właściciel ziem
ski bardzo poważnie traktował swoje obowiązki. Nigdy jed
nak nie zapomniał tego, czego się nauczył podczas tych kilku
miesięcy spędzonych wśród handlarzy koni, Cyganów i akro-
batów. Po kolacji - dorzuciła, zwracając się znów do Louise
- pozwolę sobie zademonstrować państwu pewną sztuczkę,
której nauczył się w trakcie tej grzesznej eskapady.
Trudno powiedzieć, co było przyczyną, że Louise tak
szybko uporała się z kolacją. Może posiłki w obecności su
rowego lorda były dla niej uciążliwe, a może rzeczywiście
była ciekawa, czego nauczył się Josiah Milbank w tym krót
kim okresie burzliwej młodości. W każdym razie nie mi
nęło wiele czasu, a już Annis wracała wraz z paniami do
saloniku, a w ślad za nimi, o dziwo, podążył również lord
Greythorpe. Czy dlatego, że czuł się w obowiązku pełnić
honory pana domu nawet wobec osoby całkiem obcej, czy
też chciał mieć oko na wszystko, tego także nie sposób by
ło odgadnąć.
Gdy uprzątnięto ze stołu filiżanki po herbacie, Dun-
ster, który zawsze był pod ręką, dostarczył Annis potrzeb
ne przedmioty, by mogła zademonstrować swoją sztuczkę.
50
Choć pewnie by wolała, żeby trzy porcelanowe kubki, które
majordomus postawił przed nią na stole, nie były tak kosz
towne i kruche, już po chwili w skupieniu zaczęła nama
wiać panie, by sięgnęły do sakiewek.
- Oto doskonały przykład na to, jak zwinna ręka mo
że oszukać oko - mruknął lord, patrząc na systematycznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]